W dzisiejszym odcinku przemyśleń przykawnych, w których to, jakże wyjątkowo, obrastam zawsze w czerwonoryjstwo i szybkomyślność, postanowiłem przedstawić Państwu (TUDZIEŻ KTOŚ BY TU PEWNIE WSTAWIŁ) lub też Wam, pewną myśl, z którą nie mogę sobie ostatnimi czasy poradzić. Może w komentarzu ktoś pomoże, bo głowa pełna pomysłów na problemy, ale rozwiązań zero lub mniej (debil).
Sprawy mają się następująco – czemu gorąc serca przeważa nad problematyką realną? Świat zdaje się bowiem zawsze bardziej zainteresowany sprawami nagłymi albo popularnymi, aniżeli faktycznymi problememami, jakie rzeczywistość przed nami stawia.
By nie szukać aż tak daleko, spójrzmy na konflikty na świecie. Europejczycy są w stanie wskazać zapewne dwa, które w tym momencie są najbardziej rozpowszechnione. Niemniej, nie wiem czy wiecie, ale świat nie ogranicza się do bliskiego i bliższego Wschodu, ale jest wielkim i obrzydliwym miejscem, gdzie ludzie jedzą robaki, bo nie mają jedzenia, a niektórzy nawet chodzą na obiad do rodziców swoich partnerek na zupę z parówek.
Zastanawiałem się nad tym i oto moje wnioski. Po pierwsze, wydaje się, że coś nagłe budzi w nas jakąś zwierzęcą taktykę obronną, w ramach której skupiamy się na kwestiach palących, by szybko je rozwiązać, gdyż w dziczy natury oznaczałyby one śmierć. Dlatego nie przejmujemy się aż tak bardzo tym, że od lat mnóstwo ludzi umiera z głodu, mimo że tak często nie mamy już miejsca na tę drugą kanapkę rębajło (product not placed), którą zamówiliśmy, bo byliśmy aż TAK wygłodniali.
Dlatego też stawiamy pominki tym dziwnym typom z wąsami, którzy doprowadzili do średnio udanych, ale ostateczne wygranych pojedynków gdzieś w lesie w celach ogólno-obronnych lub okupacyjnych, raczej niż takim typom jak Waldemar Haffkine, który wynalazł czepionkę na dżumkę ratując milion istnień. No ale, ziom z wąsem miał fajną szablę, więc to pasuje do pomnika, co mieli dać temu drugiemu? Probówkę?
Tak samo zresztą ma się to w kwestiach ekonomicznych (PODNIEŚLI CENY BENZYNY PO WYBORACH NIE DAJCIE SIĘ OSZUKAĆ). Otóż bowiem, dużo więcej pieniędzy przeznaczymy na osoby rozrywko-bliskie, dając dziesiątki tysięcy prezenterom telewizyjnym, robiąc milionerów z dzieci, które tańczą krótkie formy w internecie, a także (wciąż nie tudzież) debilom, którzy przedstawiają jakże fascynujące fraszki genitalne, stojąc w zadymionych piwnicach. Niestety, nie mamy aż tak wielu milionerów wśród naukowców, którzy tworzą np. sztuczne mięso, które mogłoby rozwiązać setki tysięcy problemów na świecie i sprawić, że ginie dużo mniej ludzi dziennie, niż typy z wąsami ocalili przez całe swoje życie (ale szabla, mordo, widziałeś ten szpikulec?).
Może to nasza natura? Może to marka kosmetyczna, która produkuje eyelinery (product almost placed)? Może po prostu jesteśmy wciąż na etapie dziecięctwa społecznego i nie jesteśmy jeszcze w stanie myśleć o prawdzie, woląc się skupiać na tym, co nam się wydaje. Cieszmy się zatem naszym pokwitaniem społecznym, być może jakieś fajne kosmity się zaczną interesować naszymi drugorzędnymi cechami socjalnymi i, być może, zaoferują nawet swoje usługi w inseminacji swoich poglądów do naszego kulturowego łona. Czy kosmity są jedynym sposobem na zmianę tego świata? Nie. Ale jakie byłoby to cool, nie?