Dzień dobry. Z Joanną Koroniewską-Dowbor spotykamy się nieprzypadkowo, gdyż z okazji premiery filmu „Dziewczyna influencera”. Ty jesteś żoną influencera, jednocześnie sama będąc influencerką.
Wiesz co, słowo „influencer” bardzo źle się kojarzy, więc odpowiedniej będzie „aktorką i żoną dziennikarza”.
Oczywiście. W pewien sposób rola idealna dla ciebie.
Właśnie nie! Influencerką stałam się przy okazji.
Ale masz ten vibe.
Nie wiem, czy mam ten vibe, bo jestem trochę inna niż influencerki, które znałam wcześniej. Kiedyś wszyscy wyglądali na tym Instagramie pięknie, a tu weszła taka poczochrana Koroniewska, która naprawdę się czesze, ale po prostu za często mierzwią jej się włosy. Żartuję oczywiście – pojawiła się Koroniewska, która się nie maluje, bo nie lubi i która żyje w zgodzie z samą sobą. W świecie influencerskim to było wyjątkowo dziwne i nienormalne, bo nowe. Nie robiłam tego dlatego, że ktoś mi kazał to robić lub gdzieś kogoś podglądałam, po prostu tak wyszło. Tak samo te nasze niesnaski i przekomarzania z Maćkiem. Pamiętam, że grono ludzi twierdziło, że podrabiamy Blake Lively i Ryana Reynoldsa. Śmieszne jest to, że nie obserwowałam wtedy jej konta, więc trudno by mi było kogokolwiek podrabiać. Po prostu zaczęliśmy dworować sobie z gazet i portali, które pisały o nas głupoty. Zaczęło się chyba od targania wody. Dworowaliśmy sobie też z tego, jak Maciek prowadził wybory Miss i zrobił sobie zdjęcie z kandydatkami. Ja wtedy wstawiłam posta, w którym napisałam, że w tym samym czasie uszkodziłam mu ukochany samochód. Szczerze, my nie robiliśmy tego, żeby przypodobać się ludziom, sami mieliśmy z tego frajdę.
Czyli chodziło o to, by rozbić balonik tej napuszonej atmosfery?
Powiem ci szczerze, że nawet nie chodzi o rozbicie jakiegokolwiek balonika. Gdy byłam młodsza, to obchodziło mnie wszystko: to jak wyglądam, to w jaki sposób prezentuje się w mediach, to w jaki sposób mnie prezentują w mediach. Każdy komentarz i każda uwaga innego człowieka miały dla mnie znaczenie. Mam w tej chwili czterdzieści pięć lat i mogę śmiało powiedzieć, że wiele rzeczy mnie już nie rusza. Nic oprócz atakowania moich bliskich, którzy nie są w sferze publicznej i tego nie potrzebują. Kiedyś usłyszałam dwa ważne cytaty. Jeden z nich wypowiedziała, z tego co pamiętam, Meryl Streep – wcześniej, wchodząc do pokoju, zastanawiała się kto ją lubi, a teraz to ona się zastanawia kogo lubi. Taka postawa jest mi bliska. Oczywiście szanuję innych, ale ci, którzy mnie nie szanują, kompletnie mnie nie obchodzą. Druga rzecz, która też ma dla mnie znaczenie, to liczenie się ze zdaniem osób, których mam numery telefonów – czyli tych, które choć trochę mnie znają. Mam wrażenie, że im wyżej jesteś, im więcej o tobie piszą, tym więcej masz zazdrości i zawiści wokół siebie.
Tak, to na pewno. Szczególnie, że z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, staliście się ulubionym tematem tabloidów.
Dlatego, że głównie nie mówiliśmy o sobie. Chyba raz udzieliliśmy razem wywiadu. Generalnie nie lubimy mówić o naszym życiu prywatnym. Nie po to zostaliśmy osobami publicznymi, by mówić o swoim życiu, tylko żeby robić fajne rzeczy zawodowe. Potem zaczęliśmy robić te śmieszki, było trochę więcej prywaty na domówkach, które powstały w czasie pandemii. Teraz, gdy zobaczysz nasze konto, to jest tam bardzo duży cudzysłów. A jak jest duży cudzysłów, to ludzie są ciekawi jak jest. Niestety nie nadaję z toalety, bardzo rzadko mówię o tym, co w danym momencie robię na swoich social mediach, Maciek tak samo. Mamy zachowaną bardzo dużą prywatę. Widzom, którym się wydaje, że tę prywatę sprzedajemy – jesteście w błędzie. Instagram i w ogóle social media to swojego rodzaju kreacja. Nie mam zamiaru mówić, jak się czuję danego dnia, bo to moja sprawa. Tak samo jak to, gdzie jestem – czasem jestem w Hiszpanii, a nadaję z Polski i odwrotnie. Ludzie nie obserwują nas konkretnie z tego powodu. Pewnie w takim przypadku miałabym miliony obserwatorów więcej, ale tego nie robię, bo chcę zachować odrobinę prywatności. Myślę, że nawet gdy jest to niedopowiedzenie, to widzów nadal to interesuje. A jak coś się klika, to wtedy po prostu się o tym pisze.
Tak, to jest na pewno taki humor, który jest bardzo blisko człowieka.
Każdy z nas ma podobne życie, tylko nie każdy ma odwagę o tym mówić. Myślę, że gdybyśmy robili ten content w żargonie influencerskim przez dziesięć lat, to nie bylibyśmy zdolni do żartów, które mamy w tej chwili – nie mielibyśmy dystansu do siebie.
Czyli myślisz, że kilka, kilkanaście lat na świeczniku doprowadziło do tego, że stwierdziłaś: „Nie obchodzi mnie to zupełnie”?
Myślę, że tak. Nie byłabym na to gotowa. Mało tego, pamiętam z jaką wnikliwością autoryzowałam każdy wywiad, zastanawiając się, co on oznacza. Teraz wiem, że posiadając własne media w postaci sociali, jestem w stanie obśmiać wszystko, co zostanie źle odebrane. Nie ukrywam, że przez wiele lat pisano o nas bzdury, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Któregoś razu zaczęliśmy się wkurzać i wytoczyliśmy pare procesów, wygraliśmy olbrzymie pieniądze i tak będziemy robić. Kiedyś nie było mnie stać, żeby wytoczyć proces. Nie żyjemy w Stanach – tutaj, jak się o tobie pisze niepochlebne rzeczy, to ty musisz się tłumaczyć w sądzie, nie odwrotnie. Trzeba mieć też na to odłożone pieniądze, takie procesy trwają trzy, cztery lata i nie każdy może sobie na to pozwolić.
Podobnie jest na każdej płaszczyźnie w naszym kraju – ktoś cię okradnie, nie możesz tego dochodzić, bo nie masz dwóch lat życia, żeby biegać po salach sądowych.
Dokładnie, to jest problematyczne. Na szczęście mamy tę siłę w postaci swoich social mediów – cokolwiek się wydarzy, to albo o tym mówimy, albo nie mówimy. Mamy też duży szacunek do naszych odbiorców, więc nie zarzucamy ich niepotrzebną wiedzą i niepotrzebnymi, mało znaczącymi elementami.
Myślę, że duże znaczenie miał wzrost mediów społecznościowych jako taki wielki „wyrównywacz” – teraz wszyscy są równi i mają ten sam głos. Portale plotkarskie nie mogą publikować tych informacji bez podania źródła, czy komentarza. Macie z Maćkiem ogromną ilość odbiorców na Instagramie, więc możesz powiedzieć „nie” i ludzie będą cię słuchać.
Zdecydowanie. Nie wiem jednak, czy będą mnie słuchać, bo mam wrażenie, że w Polsce jest duża doza zawiści i zazdrości. Moim głównym celem prowadzenia social mediów jest pokazanie, że osoba trochę inna… bo ja jestem trochę wariatką. Pewnie wiele osób śledzących moje konto to zauważy. Albo wręcz przeciwnie, jestem za normalna, by pokazywać to w social mediach, nie jestem spójna wizerunkowo. Chodzi mi o to, że możesz być sobą w tym próżnym świecie, w którym oceniane jest wszytko – od dołu mojej twarzy przez to, jak zwracam się do mojego męża. Zarzuca mi się, że mówię do niego Dowbor. To jest nieprawdopodobne, jak bardzo ludzi irytują pewne rzeczy. Poziom abstrakcyjności problemów jest naprawdę wielki – to, że schudłam, albo dlaczego pokazuje dzieci tyłem, bez pokazywania ich twarzy. Może nie powinnam ich pokazywać i udawać, że w ogóle nie jestem matką. Bawi mnie to, choć kiedyś denerwowało.
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że nasze media są tak duże, bo mamy znane nazwiska – nic bardziej mylnego. Są duże nazwiska, które nie mają takich zasięgów, więc to nie ma takiego znaczenia. Każdy, kto ma social media, może osiągnąć swój sukces, musi być tylko bardzo spójny z samym sobą i mieć na siebie pomysł. Będę namawiała do tego wszystkich bardzo gorąco, bo to już w tej chwili jest fajna, nowa dziedzina, która otwiera twórcom zupełnie inne możliwości.
Przed mediami społecznościowymi mogłaś napisać sprostowanie do portalu plotkarskiego – teraz możesz przedstawić siebie.
Takiego oświadczenia nikt nie czytał, rzadko były publikowane. Jeden z takich portali, z którym wygrałam proces, w dalszym ciągu nie opublikował przeprosin. W tej chwili mogłabym śmiało powiedzieć, że jestem w stanie wiele rzeczy wyegzekwować od takich portali – wszystko dzięki sile social mediów, którą mam. Nie jestem jednak typem osoby, która tworzy wokół siebie tak zwane gównoburze. Bycie znanym z tego, że tworzy się skandale wokół siebie jest dla mnie osłabiające. Na szczęście jestem też znana z pracy, więc nie muszę robić takich rzeczy. Widziałam ostatnio komentarz, gdzie ktoś napisał: „Ty naprawdę żyjesz tylko z tego, że występujesz w głupich filmikach z mężem?”. Ludzie nie chodzą do teatru. Telewizja też odchodzi do lamusa, niewiele osób ją ogląda. W tej chwili większość z nas siedzi na YouTubie, albo w innych social mediach, tam jest największa siła. Zobacz, jak to się spłaszcza. Z jednej strony to oglądamy, a z drugiej detronizujemy wszystkich, którzy tam siedzą.
Na pewno. Sale teatralne nie są w stanie pomieścić milionów odbiorców w jednym momencie. Media społecznościowe są dużo silniejszym przekazem, bo to jest coś, co mamy w telefonie.
Tak, ale szykanują cię za to, że tam jesteś – pomimo tego, że nie tylko tam. Jeżeli jestem tu i tu, to po co takie ataki wobec mnie. Robią to po to, żeby się pokazać: „Halo! Tu jestem”. Ludzie chcą w tej chwili zaistnieć i robią to wszelkimi możliwymi sposobami.
W stu procentach. Gdybym mógł zarobić bardzo duże pieniądze robiąc filmiki w kuchni, zrobiłbym to dziesięć tysięcy razy.
Tak jak my wszyscy. Nie trzeba myśleć o tym w tych kategoriach: robię to dlatego, że będę miał kasę i zasięgi. Lepiej to robić, bo sprawia mi to przyjemność – nam z Maćkiem prowadzenie social mediów sprawia olbrzymią przyjemność. Przede wszystkim pokazywanie dystansu do siebie, do związku, do naszego otoczenia. To nas naprawdę bawi, kręci i uwielbiamy to robić.
Porozmawiajmy jeszcze o filmie „Dziewczyna influencera”, w którym jesteś dziewczyną influencera.
Jestem właściwie dziewczyną YouTubera. Bałam się przyjąć tę rolę – większość ludzi odbiera influencerów w bardzo złym świetle. Ten scenariusz jest jednak zgoła inny. Pozdrawiam bardzo serdecznie Szymona Gonerę, który jest fantastycznym reżyserem i który absolutnie skradł moje serce. Mam nadzieję, że to nie będzie nasza ostatnia produkcja. Szymon jest fantastycznym człowiekiem, który wszystko dogłębnie analizuje i pięknie przedstawia, nie robi z tego powierzchownej roboty, pomimo tego, że temat jest „powierzchowny”. Weszłam w ten projekt od razu po rozmowie z reżyserem. Radek Jarecki, producent filmu, ma ogromne doświadczenie i to co zrobił na planie… to, z jakim rozmachem zostały zrobione zdjęcia, jakie możemy w tym filmie oglądać kadry i plany! Niejedna produkcja mogłaby nam tego zazdrościć. Dlatego bardzo serdecznie zapraszam wszystkich do kin. Graliśmy w różnych krajach, więc możecie zobaczyć kawał naprawdę fajnego kina. Co ważne, ten film może przynieść bardzo wiele młodym ludziom, którzy pragną być influencerami. Przeprowadzono badania z których wynika, że ponad pięćdziesiąt procent młodzieży chciałoby być YouTuberem albo influencerem. Myślę, że ten film może być przestrogą dla tych osób, ale także dla rodziców, którzy często nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieciaki oglądają lub co kryje się po drugiej stronie kamery i jak łatwo przekroczyć granicę. Są ludzie, którzy wykreowali swoją prywatną rzeczywistość, nie mającą nic wspólnego z prawdą. Niektóre instagramerki mają wyremontowany jeden pokój, w zamrażalniku trzymają croissanta i kreują swój wizerunek, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Są uwielbiane przez młodych ludzi, a ich styl stawiany za wzór życia. Ten zakłamany świat jest w stanie zrujnować psychikę naszych dzieci. To jest bardzo wany temat, o którym musimy dużo mówić. Zapraszamy do kin na „Dziewczynę influencera” – znajdziecie tam ogrom wiedzy o tym całym świecie.
Jest tam też Joanna.
Jest też moja postać, Paula, która bardzo chce zrobić karierę. Chce być wielką influencerką i odbija chłopaka, który jest bardziej doświadczony i przede wszystkim znany. Chce być wyżej w hierarchii, ma ogromne parcie na szkło. Naprawdę są osoby z takim parciem – z jednej strony robią fame na wygładzonych, pięknych zdjęciach i zrobionych twarzach, czy właśnie na wspomnianych wcześniej gównoburzach i skandalach. Mamy w naszych rodzimych mediach wiele takich osób, które są znane głównie z tego, że hejtują innych. To jest kolejna rzecz, której nie akceptuję.
Widzę, że znajdziemy w tym filmie wiele głębi.
Absolutnie tak. Ten film ma przede wszystkim pokazać tę ciemniejszą stronę mocy. Co równie ważne, ten film się pięknie ogląda, to zasługa naszego fantastycznego operatora Konrada Spyry. Ten film pięknie wtapia się w to, co obecnie dzieje się na tym rynku. To film od szesnastego roku życia, ale nie bójmy się, że jest to film naturalistyczny, że słaniają się trupy i jest pełno krwi. Nie, to jest ładny w obrazku film, ale z przesłaniem – dlatego ważne jest, aby zobaczyło go jak najwięcej osób.
Zwłaszcza w kontekście tego, o czym rozmawialiśmy – jak wiele osób pragnie być influencerami, pomimo tego, że w komentarzach cię za to oceniają.
Dokładnie tak! Oceniają pewnie dlatego, że chcą po prostu tej sławy, nawet tak krótkotrwałej, jak „dopiekłem Koroniewskiej, zobaczyła mój komentarz”. Pokochałam ten projekt, natomiast zawsze będę uczłowieczać i pokazywać, że jest też dobra strona influencerstwa. Chociażby taka, że można pokazywać siebie i uczłowieczać Instagram. Nie ma dnia, żeby kobiety nie pisały mi: „Tak bardzo ci dziękuję, że w tym całym świecie plastiku jesteś normalna”. Ja tego plastiku nie oceniam, on ma prawo funkcjonować. Ja oceniam tylko to, dlaczego nie mają prawa funkcjonować normalnie wyglądający ludzie. Dostaję naprawdę wiele komentarzy od kobiet, które dziękuję mi za to, że wyglądamy normalnie, że staramy się pokazywać normalne relacje i odczłowieczamy cała tę stronę, która od zawsze była taka luksusowa, piękna. Nawet dzisiaj jestem taka piękna i luksusowa – gdyby nie to, że mieliśmy wcześniej sesję, to pewnie przyszłabym bez makijażu lub lekko pomalowana, bo taka już jestem i tak lubię. Wcześniej bałam się tego, dzisiaj już w ogóle nie.
Dokładnie. Naszym gościem była „prawie-normalnie” wyglądająca Joanna Koroniewska-Dowbor. Do zobaczenia w kinach!
Fot. Marcin Bosak