Kinga Burzyńska: Przeczytam ci cytat dotyczący serialu „Klara”: (…) to odważna, słodko-gorzka historia obyczajowa czterdziestokilkuletniej singielki, która goni za swoim szczęściem. Wszystko się zgadza?
Izabela Kuna: To jest pogoń za szczęściem i za miłością niemożliwą.
Napisałaś „Klarę” jakiś czas temu, zmieniłaś się?
Pamiętaj, ludzie się nie zmieniają, chyba że na gorsze.
Nie dojrzewają?
Dojrzewają, ale nie zmieniają (śmiech). Klara, obojętnie w jakim wieku, będzie szukać dymu i atrakcji. Będzie próbować być szczęśliwą, zatrzymać czas i najbliższych ludzi przy niej. Będzie pić, będzie się bawić, będzie się śmiać, a potem równie silnie będzie odchodzić od wszystkich, płakać i pić więcej.
To opowieść o każdej kobiecie ?
Nie każda kobieta jest Klarą, nie każda matka Matką Klary. Ale bez przerwy słyszę „Kuna, to moja matka” albo „Pani Izo, Klara to ja”, czy „Pani Izo, też mam taką Wronkę”. To znaczy, że zdarzają nam się takie rzeczy, jak Klarze i jej rodzinie. Znamy takich bohaterów albo sami tacy jesteśmy. Wiele jest takich matek, które są niezadowolone ze swoich dzieci, wiele jest zdradzanych żon i zdradzających mężczyzn, wiele jest kobiet, które kochają żonatych mężczyzn. Takie życie. „Klarę” od innych seriali odróżnia prawda, brawura i poczucie humoru. Nie silimy się na pokazywanie jak masz żyć i co robić. Nie udajemy mądrzejszych niż jesteśmy. Nasi bohaterowie sobie po prostu z życiem nie radzą. Żyją zwyczajnie i niezwyczajne rzeczy im się przytrafiają, a może po prostu zwyczajne, tylko oni niezwyczajnie na nie reagują. Biją się o szczęście i nie chcą umierać, chcą jeszcze przeżyć coś fajnego albo powiedzieć o sobie prawdę. Chcą wyjść ze schematu grzecznego chłopca, czy dziewczynki wychowywanej na dobra matkę i przykładną żonę. Coming out, toksyczne relacje z rodzicami, których wymaganiom nie możemy sprostać, wielkie miłości, cierpienie, a wszystko to w oparach seksu, koniaku i marihuany, którą pali gadający Kot…
Wątek matki jest chyba najbardziej poruszający. To niesamowite, że matki wciąż chcą od nas czegoś więcej. Z drugiej strony, są też matki, które cały czas chwalą i głaszczą. Oglądając serial miałam wrażenie, że siedzisz w mojej głowie. Widząc te postaci i ich ułomności, można się z nimi utożsamić. Myślimy sobie wtedy: „To znaczy, że my też nie jesteśmy źli”.
Oni mają wady, popełniają głupoty, tak wygląda życie. Nie jesteśmy perfekcyjni – to byłoby strasznie nudne. Nie wyciągamy wniosków, popełniamy te same błędy. Miałam taki plan, żeby nie być jak moja mama. Gdy moja córka była mała, powiedziała mi: „Robisz takie same miny jak babcia”. Nie odkleimy się z tego albumu, ale staramy się być lepszymi rodzicami. Dawać naszym dzieciom miłość, której oni nie umieli nam okazać, bo sami jej nie dostali. Matka Klary bywa okrutna wobec córki, ale nie można jej odmówić, że ją kocha. Szkoda tylko, że jej nie lubi. W matce jest żal niespełnionego życia i marzeń, które kiedyś miała. Dużo w niej goryczy, żalu, złości. Klara wiecznie będzie zabiegać o uznanie swojej matki – o jej czułość, miłość i akceptację.
Zabiegamy o miłość i chcemy doskoczyć do ideału.
A nie da się.
Nie da się. W serialu matkę gra fantastyczna Iwona Bielska. Tworzycie duet, który można jeść łyżkami. Jest taka scena, w której córka przychodzi do matki i pyta, czy pomogłaby jej wychować dziecko, gdyby była w ciąży. Reakcja matki jest taka, że aż wszystko we mnie drży.
Matka bywa okropna, ale Klara również, podobnie Wronka. A Aleks? Aleks to dopiero bywa okropny (śmiech). Co nie zmienia faktu, że Klara go strasznie kocha i pożąda. Najlepszy seks ma właśnie z Aleksem.
Granym przez Adama Woronowicza. Ty z nim na dobre i na złe.
Tak, już byłam z nim w łóżku i mam nadzieję, że jeszcze będę (śmiech). Uwielbiam przebywać i pracować z Adamem, Piotrusiem. To jest my dream team.
Jesteś producentką tego serialu. Miałaś wpływ na obsadę? Powiedziałaś: „Chcę, żeby moją matkę zagrała Iwona Bielska”?
Miałam wpływ na wiele rzeczy. Wszystko dzięki uprzejmości stacji i Marcie Greli, która bardzo mnie wspierała, pozwoliła mi pracować i rozwijać się. Cała ekipa była wspaniała. Moje zdanie było brane pod uwagę w każdym momencie naszej pracy. Dziękuję całej ekipie za ich ciężką pracę i pasję. Bardzo się cieszę z roli producentki.
Zatrzymajmy się przy obsadzie – jest Adam Woronowicz, Piotr Adamczyk…
Z Piotrem Adamczykiem też byłam w łóżku, cała Polska to widziała. Poza tym są to wspaniali aktorzy i porządni ludzie. Wspaniali koledzy, z którymi kiedy się śmiejemy, to się śmiejemy, a kiedy pracujemy, to pracujemy. Utalentowani, profesjonalni i czuli.
Nie kusiło cię, żeby reżyserować?
Nigdy w życiu nie pozwoliłabym sobie na to, aby w trakcie pracy wtrącać się i przeszkadzać Łukaszowi Jaworskiemu. Po pierwsze nie było takiej potrzeby. Po drugie, wszystko ustaliliśmy wcześniej. To była profesjonalna robota w miłej atmosferze.
Serial ma bardzo świeżą formę, za którą stoisz właśnie ty. Mamy postacie historyczne, zwierzęta, które mówią i wizje. Takiej formuły w polskim serialu obyczajowo-komediowym jeszcze nie było.
Taki był plan. W wizjach lecimy po bandzie. Klara zabija Aleksa, Matka jest królową angielską, a Kot pali marihuanę, pije koniak i rozmawia z Klarą.
Kota gra Eryk Kulm Jr.
Cudowny Eryk Kulm. Gra go brawurowo.
Jak wpadliście na to, żeby właśnie tak to przedstawić i zrealizować?
To Marek wpadł na pomysł, żeby Kota zagrał aktor. Wspaniała Pola Gomółka, która zrobiła genialne kostiumy, wymyśliła dla kota kostium rodem z pokazów mody Balenciagii. Ale jest też prawdziwy kot, najlepszy wśród kotów Niuniuś, który realizował wszystkie uwagi wybitnie.
Jest też świetnia Kasia Warnke.
Kasia bije rekordy popularności jako Wronka. Jest wzruszająca, naiwna, dowcipna i seksowna. Wymarzona Wronka.
Powiedzieliśmy już o Izie-producentce, ale jest też Iza-aktorka, która stworzyła fantastyczną rolę w tym serialu. Ciężko wejść w postać, którą wymyśliło się samemu?
Każdą swoją pracę traktuję serio, każdej postaci się uważnie przyglądam, a przed wejściem na plan czuje stres, respekt i wreszcie radość. Gdybym jej nie napisała, bardzo chciałabym ją zagrać i bardzo bym ją lubiła.
Czerpałaś radość z bycia Klarą?
Totalnie. Kiedy napisałam książkę, spotykałam się z wieloma reżyserami i reżyserkami, którzy chcieli zrealizować „Klarę”. Oferowali mi główną rolę, ale zawsze mówiłam, że nie chcę. Nie wiem dlaczego tego nie chciałam. Teraz też się zastanawiałam, ale krótko (śmiech).
Nie byłaś na castingu?
Nie, nie byłam na castingu. Czułam, że muszę to zrobić i chcę to zrobić. Byłam dobrze przygotowana. Łukasz Jaworski nas bardzo dobrze wyreżyserował. Mam wrażenie, że wszystko się dobrze ułożyło.
Jakie sceny były dla ciebie najbardziej wzruszające?
Sceny pożegnania z matką oraz sceny z Aleksem – zwłaszcza te, kiedy się rozstają. Ale to widzowie maja się wzruszać, nie aktorzy.
Rozmawiałam z ludźmi, którzy kochają cię właśnie za ten dystans i poczucie humoru. Rozgraniczasz pracę od zabawy. Masz dystans w pracy i poza nią.
W pracy jestem skoncentrowana i oddaję się jej w całości. W domu nie czekam na czerwony dywan i na brawa. Jestem mamą i koleżanką Marka. Nie rozmawiam z moimi znajomymi o swoich projektach, tylko o życiu. A poczucie humoru to podstawa w każdej sytuacji.
Do Nowego Jorku pojechałaś odpocząć?
Tak.
To było twoje marzenie?
Nowy Jork jest zawsze moim marzeniem, ale to nie był mój pierwszy pobyt w tym mieście. Uwielbiam Amerykę.
Widziałam cię na Instagramie taką inną, radosną.
Pojechałam do Nowego Jorku z synem Staszkiem, bo Marek nie lubi tego miasta. Spędziliśmy super święta – ja w Ameryce, Marek w Hiszpanii. Nie było między nami sporu (śmiech).
Mamy synów w podobnym wieku. Jesteśmy teraz w momencie, że chcemy z nimi spędzać czas i wyrwać coś dla siebie.
Nasze dzieci są już w tym wieku, że same nam dyktują, jak chcą spędzać czas wolny. I musimy to zaakceptować. Najważniejsze, żeby nas lubiły. O tym też jest „Klara” – najważniejsze, żeby się lubić. Często jesteśmy śmieszni dla naszych dzieci. Ja mogę być śmieszna, bylebym była lubiana.
Ostatnio byłaś w fantastycznym miejscu. Pierwszy odcinek „Klary” pojawił się na Playerze 22 kwietnia, a wtedy byłaś w samolocie. Iza, to ucieczka od odpowiedzialności.
Ja już wzięłam odpowiedzialność za wszystko, co zrobiłam w swoim życiu dużo wcześniej (śmiech). Poleciałam do Japonii, bo wymarzyłam sobie ten wyjazd trzy lata temu – jestem zafascynowana literaturą i kulturą Japonii, mam swoich ulubionych pisarzy: Mishimę i Dazai.
Masz zawsze wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, czy dajesz sobie jednak czas?
Daję sobie czas, nie biegam z kąta w kąt, żeby wszystko zobaczyć, bo jeżeli coś mi się spodoba, to pojadę jeszcze raz. Jestem fajna turystką i dobrym towarzyszem podróży – nie robię problemów, daję dużo swobody towarzyszom i sama robię, co chcę.
Wyreżyserowałaś „Koronację” w Akademii Teatralnej. Słyszałam, że to ogrom pracy i wspaniali młodzi ludzie. Co cię do tego skłoniło?
Bardzo lubię być nauczycielką. Kiedyś uczyłam w Szkole Filmowej w Łodzi, teraz w Akademii Teatralnej w Warszawie. Uwielbiam pracę z młodymi ludźmi.
Dajesz im doświadczenie, uporządkowanie, pokazujesz ciężką pracę?
Pokazuję im, że praca ma sens. Wierzę w pracę i rozwój. Dlatego gorąco ich do tego zachęcam. Żeby pracowali i wierzyli w swoje pasje, żeby się rozwijali i nie przestawali marzyć.
A co ty od nich dostajesz?
Radość. Mnie moje Studentki i Studenci cieszą bardzo. Bardzo im kibicuję i wierzę w nich. Teraz robię sobie przerwę w uczeniu, ponieważ potrzebuję odpocząć, muszę nabrać sił, żeby iść dalej.
Czyli to jest coś, co się wypaliło.
Potrzebuję oddechu. Muszę ten czas poświęcić bardziej sobie, niż innym.
Co sobie zaplanowałaś i wymyśliłaś? Przecież Iza Kuna się nie zatrzymuje.
Mam plany teatralne i filmowe, ale chcę się też skupić na książce i napisać coś, co zaczęłam już jakiś czas temu.
Czujesz potrzebę pisania?
W pisaniu wyrażam się najpełniej. Chcę się temu oddać znowu, nie miałam teraz na to przestrzeni. Ale też czuję potrzebę grania i reżyserowania. Nosi mnie. To się w moim życiu nie zmieniło. Chcę więcej i więcej. Marek mówi o mnie: „Iza, ty byś chciała wszystko mieć i wszędzie być”. Tak, chciałabym (śmiech).
Fot. Michał Buddabar
Tekst: Kinga Burzyńska