Tomasz Jacyków: Jestem Egocentrykiem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Bartosz Maciejewski: Tomku, przestawię cię, bo nie wszyscy mogą cię znać, chociaż to mało prawdopodobne. Tomasz Jacyków, wybitny stylista.

Tomasz Jacyków: Rzeczywiście, swoją karierę zawodową zaczynałem jako stylista. W tej chwili jestem kostiumografem, projektantem, zajmuje się również architekturą wnętrz, czasem coś napiszę. 

Jesteś też ekspertem od mody.

Ekspertem od mody przez zasiedzenie oraz przez to, że cały czas biorę czynny udział w tworzeniu naszej ziemskiej mody.

Myślę, że będzie czas na pogadanie o ziemskiej modzie. Skandalista?

To jest ocena innych. Żyję tak, aby to życie sprawiało mi radość. Jeżeli mogę tym sprawić radość innym osobom, to bardzo mnie to cieszy i jak ten ślepy dżokej, nie widzę przeszkód. Absolutna swoboda i to, co dla mnie jest normą, dla drugich jest skandalem. Są tacy, którzy uważają, że skandalem jest to, że ktoś taki jak ja chodzi po ziemi, a jeszcze jak chcą go o coś zapytać i on odpowiada, to już jest w ogóle turbo-skandal. Na zdrowie, bo właśnie o to chodzi. Myślę sobie, że walczymy o różnorodność świata, więc niech ta różnorodność będzie, ale nie musimy wszystkiego po prostu nazwać.

Może to się mieści w definicji wolności?

Być może – ja mam gigantyczne poczucie wolności i własnej wartości.

Czym jest dzisiaj wolność i w którą stronę ewoluuje?

Myślę, że wolność to głowa, która jest naszym jedynym ograniczeniem. Mój najbliższy przyjaciel, filozof, powiedział kiedyś zdanie, że każdy ma życie takie, jakie chce. Jak patrzę na swoje życie i na życie ludzi wokół mnie to myślę sobie, że nawet jeżeli o tym nie wiemy, to podświadomie ono właśnie jest takie, jakie chcemy. Jeżeli chcemy mieć życie pełne udręk i kłopotów, to nic nie zrobimy.

To jest taka emanacja naszego umysłu. To, co się tam nam kołacze, wychodzi na świat i tak nas prowadzi przez życie. Tomasz, co cię ekscytuje w tym, co robisz?

Zawodowo zajmuje mnie film i tworzeniem kostiumów filmowych, co jest moją główną pasją. Uwielbiam również pracować nad kostiumami teatralnymi, choć to zupełnie inny rodzaj pracy – film i teatr różnią się od siebie znacząco. Skupiam się przede wszystkim na projektowaniu ubrań, bez względu na to, czy są abstrakcyjne, czy realistyczne. W pewnym sensie stale koncentruję się na sobie – można to nazwać egoizmem, ale jednocześnie skupiam się na drugim człowieku. Jestem istotą głęboko pro-ludzką, zaangażowaną w pracę z ludźmi, dlatego interesuje mnie wizerunek człowieka, a nie zwierząt. Nie lubię strzyżonych zwierząt, przebranych w ubranka. Wolę człowieka, którego – jeżeli mogę – lepię z plasteliny na swoją modłę. Jeżeli druga strona tego nie chce, to pomagam innym ludziom lepić się samodzielnie, dając im różne narzędzia, które mogą w tym pomóc.

Tworzysz dla polskich produkcji?

Głównie są to produkcje międzynarodowe, ale polski teatr i film również. 

To była chyba naturalna droga? Twoje pierwsze działania były związane właśnie ze stylizowaniem ludzi, kreowaniem ich wizerunku. 

Nie znoszę monotonii i nie stawiam sobie ograniczeń jeśli mam pragnienie, by coś stworzyć. Uwielbiam być debiutantem – to jest dla mnie niezwykle ekscytujące. Gdy pojawia się we mnie chęć zrobienia czegoś i są ku temu możliwości, to nie zastanawiam się, czy dam radę, po prostu to robię. To jest właśnie fantastyczne – widzieć, że moje działania przynoszą efekty, że to, co tworzę, podoba się innym.

W tym co robiłeś, obraz był rzeczą kluczową. Niezależnie od tego, czy był to zapis fotograficzny, pokazy mody, kino, czy teatr – zawsze obraz, zamknięty w kadrze, stanowił podsumowanie twojej pracy, prawda?

Wiesz, mam to szczęście, że pracuję z artystami, którym odpowiada moja estetyka, a arogancja nie przeszkadza. Mam jednak świadomość, że jest duża grupa ludzi, zwłaszcza introwertyków, których po prostu w jakimś sensie przerażam swoją radością i energią. Nie przerasta mnie to i ja nie nie przerastam nikogo – po prostu rosnę sobie jak chwast. Rosnę na swojej działce, nikomu nic nie robiąc. Jak chcesz się ukłuć, to podchodzisz i się kłujesz, a jak nie chcesz, to pogłaszczesz. 

Czym jest ten perfekcyjny obraz, który tworzysz? Czy może jest nieperfekcyjny? 

Perfekcję zostawmy sztucznej inteligencji. Fenomenalne jest to, że jako ludzie twórczy – mówię o nas – nie jesteśmy perfekcyjni. Jeśli staramy się być perfekcyjni, to stajemy się udawaczami, bo zaczynamy coś imitować. Siła człowieczeństwa tkwi właśnie w zgrzycie, w drobnych niedoskonałościach. Dlatego wprawne oko potrafi odróżnić rzemiosło od sztuki. Sztuka w sztuce jest powietrzem. Artysta, który tworzy, zawsze zostawia coś w swojej głowie, a reszta może jedynie zastanawiać się, co chciał wyrazić. I to właśnie jest sztuka. Rzemiosło jest doskonałe, perfekcyjne i nie ma w nim powietrza.

Jak ten niedoskonały obraz będący sztuką, zmieniał się na przestrzeni lat, kiedy zajmowałeś się projektowaniem i kreowaniem wizerunku, również swojego? 

Wszystko składało się na mój wizerunek. To jest pewna potrzeba okiełznania siebie, swoich niedoskonałości. Jako że jestem wizualny, to naturalnie przełożyło się to na moją wizualność i cała sprawa jest przy okazji. Pomimo, że wyglądam na osobistego, indywidualnego, to tak naprawdę lubię duety. Cenię pracę w grupie, bardzo lubię inspirować się ludźmi, ich sposobem myślenia – niekoniecznie rzeczami, które stworzyli, bo jak coś jest już zrobione to nie ma mowy o inspiracji, to jest kopiowanie. Fascynuje mnie przewrotność ich umysłów, wieloznaczność.  Dlatego też w pewnym momencie swojego życia doszedłem do wniosku, że prawda nie istnieje – istnieją wyłącznie punkty widzenia. Oczywiście ktoś może zarzucić, że „ten budynek stoi, to jest prawda” lub „to, że rozmawiamy, to jest prawda”. Tak, ale to są wyjątki, które potwierdzają istnienie innych prawd.

Czym w takim razie jest miejsce? Przestrzeń dla sztuki zawęża się, czy jest dla niej tyle samo miejsca, co kiedyś? 

Rozszerza się – właśnie o to chodzi, wszystko się rozszerza. Kiedy wchodzę na Instagram, algorytm podsyła mi głównie artystów – wszyscy mają pod swoim profilem napisane, że są właśnie artystami. To oznacza, że mamy samych artystów.  A ja mówię: „Ludzie, nie brandzlujcie się artyzmem, róbcie swoje”. Myślę, że w wielu ludziach jest kreacja – realizujmy więc te kreacje, ale nie nazywajmy tego. Mówimy przecież o wolności, po co to w jakikolwiek sposób nazywać. Jeżeli realizujesz się, czerpiesz z tego satysfakcję, a innych też to satysfakcjonuje, to niech tak zostanie – nie musi mieć nazwy. Każdy ma swoje imię i nazwisko.

Żyjemy w czasach, w których jest taka immanentna potrzeba nazywania i opisywania sytuacji, podporządkowywania jej jakimś schematom myślowym. Całkiem niedawno byliśmy świadkami ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich. 

To jest absolutne targowisko próżności. 

Niektóre procesy w trakcie ceremonii zostały nazwane w sposób odpowiadający czyimś przekonaniom. Brakuje tego twórczego niedopowiedzenia, o którym wcześniej wspomniałeś.

Wiesz, jestem przekorny z charakteru i często jestem w opozycji, nawet niechcący. Dla mnie to przerost formy nad treścią, targowisko próżności i ciągłe dążenie do przebicia Olimpiady z 1936 roku, co się nie uda.

Rozmazania…

Rozmazywanie wszelkich obrazów – do tego dąży świat. Cały czas wierzę w to, że z chaosu rodzą się piękne rzeczy. Czuję, że ten chaos panuje, ale liczę na to, że jeszcze za mojego życia wyłoni się z niego coś naprawdę fenomenalnego.

Mimo wszystko jest to świat, w którym ludzie dążą do definiowania procesów. Może jednak warto czasem zostawić te procesy takie, jakie są, bez konieczności ich nazywania.

Jeśli ktoś chce je definiować, a to mu pomaga – i faktycznie pomaga wielu ludziom – niech to robi. Jeżeli ja daję przyzwolenie na nazywanie, to niech oni pozwolą mi na to samo, bo tak to właśnie działa. 

Gdzie jesteśmy, z naszą potrzebą procesów artystycznych sztuki, podporządkowania ich swoim własnym definicjom? Gdzie jest polska opinia publiczna, a gdzie na przykład francuska?

Są grupy docelowe – nie masz już ogólnych mediów, które docierają do wszystkich. Każdy teraz ma swoją grupę docelową. Świat się zmienił. Telewizja, jako zjawisko, też przestała już istnieć – teraz musi się jakoś przekształcić. Kiedyś praca w telewizji była zaszczytem, budowaniem swojej pozycji. Dziś to po prostu kolejna praca, jak każda inna, czy to w przedszkolu, sklepie, czy urzędzie. Telewizja, choć wydaje się być inkluzywna, niby dla mas, w rzeczywistości jest zjawiskiem bardzo ekskluzywnym. Aby pojawić się w telewizji, trzeba było coś zrobić – na przykład wydłubać komuś oko, najlepiej komuś ważnemu, zrobić coś wspaniałego, kontrowersyjnego lub mieć coś do powiedzenia. Jeszcze wcześniej, żeby móc coś powiedzieć, trzeba było zdać kartę mikrofonową. Dzisiaj – i na tym telewizja się wyłożyła – nie ma podziału na państwo i chamstwo. Państwo robiło, co chciało, a chamstwo chciało być jak państwo. Kiedyś istniał wyraźny podział: elita i reszta. Elita robiła, co chciała, a reszta aspirowała do jej poziomu. Dziś każda grupa społeczna ma swoje własne high society, swoje elity, które mają podobny status finansowy. Internet daje tym grupom znak równości, a telewizja wybiera. Potem mamy afery telewizyjne, gdzie zaproszona do programu zostaje była burdelmama. Ta pani nie robi z tego problemu, ale media, które ją zaprosiły, wiedząc kogo zapraszają, nagle mają z tym problem. To jest schizofrenia. Potem wszyscy mówią, że nie wiedzieli – jeżeli ktoś jest burdelmamą na prowincji, to przecież częstuję swoich gości szampanem i prosi swoje panie o to, żeby przecierały wilgotnymi chusteczkami pod z czoła. Ludzie, opamiętajmy się. 

Ta segmentacja następuje na płaszczyźnie globalnej?

Tak, globalnej. Jeżeli ktoś został aktorem, to nie znaczy, że nie może śpiewać, projektować mody, czy nawet stoczyć się. Teraz każdy może wszystko. Ja, niestety, nie mogę zatańczyć „Jeziora łabędziego”, chociaż gdybym się uparł, to dlaczego nie? Nie mogę, bo umarłbym ze wstydu. Nie mogę śpiewać, ponieważ mój głos się do tego nie nadaje. Ale to tylko moje zdanie. Może ktoś inny uznałby, że mogę, choć gdybym próbował śpiewać, to byłaby tragedia.

Na jakiej linii w takim razie jest konflikt? Gdzie są te podziały, które się zarysowują? 

One się zacierają, a nie zarysowują. Na tym to polega – kiedyś, żeby zrobić zdjęcie do miesięcznika musiałeś mieć aparat, body średniego formatu, najlepiej ze trzy obiektywy i tak dalej. W tej chwili nic nie musisz. Każdy ma smartfona, bierze i robi. Mamy ranking najlepszych fotografów świata – w pierwszej dziesiątce jest kilka osób, które nigdy w życiu nie miały aparatu fotograficznego w rękach. Sposoby na stylizowanie też się zmieniły. Był kanon urody i sylwetki, na których opierali się ludzie starej daty. W tej chwili tak nie jest.

Nie ma się na czym oprzeć?

Opieramy się o siebie. 

Ale to powoduje, że ludzie są rozchwiani. 

I dlatego są fantastyczni. Ja lubię to rozchwianie. Czasami, kiedy mamy do czynienia z kimś z tą sieczką w głowie, kto jest chaotyczny i budzi nasze zainteresowanie, staramy się go uspokoić. I nagle, kiedy ta koloratura zejdzie, okazuje się, że za tym wszystkim fantastyczny człowiek o dużej wrażliwości, z którym można porozmawiać – wystarczy go na chwilę wyciszyć. Oczywiście nie musimy skupiać się na każdym. Mało tego, nie każdy chce się skupić na każdym. Ja na przykład nie skupiam się na wszystkich ludziach. Skupiam się na ludziach interesujących, podejmuję z nimi dyskusję.

Ale powiedz, czy aby zrozumieć współczesne procesy zachodzące w mediach i sztuce, trzeba wymykać się definicjom i w pewnym sensie unikać starzenia się? Czujesz, że się wymykasz definicjom i nie starzejesz się w ogóle?

Nie, nie czuję tego i w ogóle nie myślę, że się starzeję. Ludzie tego nie chcą, bronią się jak mogą przed tymi procesami. Dlatego często zadaję bardzo młodym ludziom pytania, na które znam swoje odpowiedzi, ale chcę poznać ich opinię, żeby zweryfikować jak bardzo nie nadążam i jaki jest ten check-up. Niestety, różnie to bywa. Kiedy zadaję pytanie i zaczynam mówić, młodzi otwierają usta i słuchają – nie, to ma być na odwrót – ja chcę was posłuchać.

Jaki jest ten feedback od młodego pokolenia? 

W każdych czasach, w tym szaleństwie, jest mnóstwo fantastycznych ludzi, którzy są wrażliwi na słowo i piękno. Są tacy, którzy chcą się rozwijać i mają trudności w odnalezieniu się w chaosie, ale mimo wszystko ten chaos ma pozytywny wymiar. Historia edukacji i wiedzy to rzecz niezwykle ekskluzywna. Dlatego nowe technologie i sztuczna inteligencja sprawiają, że jako gatunek jesteśmy coraz bardziej leniwi i po prostu nam się nie chce. Z przyjemnością wyręczamy się kimś i czymś. Podam przykład: Mój kolega, który nie ma talentu artystycznego, potrafi jednak zadać sztucznej inteligencji odpowiednie pytanie – tak, aby narysowała kółko z kreską. Powiedział: „Chcę, żeby to było słońce”, bo tak właśnie je sobie wyobraża. Sztuczna inteligencja wyobraża sobie to tak jak on. Mówi do mnie: „Zobacz, jakie słońce namalowałem”. No błagam, pomyślałem sobie. Straszne, to jest przypisywanie sobie czyjejś zasługi. Możesz być kreatywny i coś wyprodukować – możesz być kreatorem, ale też kreaturą. 

Czyli poprzez odpowiednie zadanie pytania, jesteś w stanie coś wytworzyć.

Ale to nie ty wytwarzasz. Cieszysz się, że sztuczna inteligencja napisała świetny tekst w 20 sekund, a ja siedzę nad nim dwa tygodnie – chcę nad nim spędzić dwa tygodnie, bo dla mnie tekst jest finałem drogi, a to właśnie ta droga się liczy. Podczas tych dwóch tygodni mam 30 000 przemyśleń na różne tematy i finalnie tekst wychodzi słabszy merytorycznie niż ten od sztucznej inteligencji, ale bagaż emocjonalny w tym tekście jest nie do podrobienia 

Ostatnio miałem rozmowę na temat przyszłości fotografii i tego czy fotografia przetrwa w kontekście rozwoju generowania obrazów. Doszliśmy do wniosku, że odpowiedź jest raczej optymistyczna – i w pewnym sensie oczywista. Nie liczy się tylko końcowy efekt, czyli to, czy ktoś wytworzy konkretny obraz, ale o cały proces związany z robieniem zdjęć: towarzyszenie temu procesowi, bycie po drugiej stronie obiektywu oraz efekt, który powstanie. Sztuczna inteligencja nie jest w stanie tego w pełni zapewnić, prawda?

Rodzaje fotografii są różne – modowa, reportażowa, portretowa czy street. Jeśli mówimy o fotografii modowej, stylizacja i ubiór osoby to jedno, ale spojrzenie na stylizację i odbiór tego obrazu przez fotografa to zupełnie inna sprawa. Tworzenie fotografii to umowa między fotografem, osobą fotografowaną oraz zespołem, który współtworzy ten obraz – make-up, włosy i ubranie, które ma coś wyrażać lub nie.

Jest też designer. 

Oczywiście że tak, ale to kwestia rozmowy – w tym przypadku między stylistą, a fotografem. Chodzi o to, jak wyobrażamy sobie ten obraz, co chcemy osiągnąć: czy ma to być nostalgiczne, romantyczne, perwersyjne, wulgarne, lekkie, ciężkie, czy jeszcze inne. To proces, który zachodzi między dwojgiem ludzi. Jeśli rozumieją, co do siebie mówią – a nie muszą, bo są niezależnymi bytami – powstaje obraz doskonały. Jeżeli się nie czują, nie ma pomiędzy nimi porozumienia, ale obie jednostki są świetne w swoich zawodach, to powstaje obraz bardzo dobry.

Który nie jest doskonały i nie jest perfekcyjny.

Właśnie, tak jak cały czas podkreślaliśmy – doskonałość tkwi w niedoskonałości. Jeżeli nie można się do niczego przyczepić, to w ogóle nie ma o czym mówić. Chodzi o to, że rzeczy które łechcą, drapią, swędzą, przeszkadzają – zostają z nami.

Czyli jest nadzieja?

Cały czas. Kiedy otworzono Puszkę Pandory i wszystkie okropieństwa rozprzestrzeniły się po świecie, na samym końcu pojawiła się maleńka, drżąca, prawie niezauważalna istotka – nadzieja. Wierzę w potęgę człowieka, w potęgę jego umysłu i wierzę w to, że z chaosu biorą się wspaniałe rzeczy. Ludzie mówią o tym, że chcą być równi i tacy sami, ale nie są i nigdy nie będą – to jest człowieczeństwo.  Zawsze ktoś będzie chciał być bogatszy, mieć dłuższe nogi, gęstsze włosy, większe ego i tak dalej. Mamy różne aspiracje, różne oczekiwania od życia, inaczej się angażujemy i mamy różne priorytety. Nie da się nas wszystkich zrównać ze sobą. I stwierdzenie, że wszyscy mogą wszystko, nie jest prawdą. 

Ale spójrz, to masz w spiskowej teorii dziejów. Można by powiedzieć, że sztuczna inteligencja nauczy się tej niedoskonałej doskonałości. Zakładamy, że sztuczna inteligencja będzie w przyszłości tworzyć perfekcyjne dzieła. Dziś jeszcze tego nie robi, bo ma różne problemy techniczne, ale kto wie, może w końcu opanuje sztukę „perfekcyjnej nieperfekcyjności”.

Dlatego moja druga książka, nad którą już pracuję i obiecałem sobie, że skończę ją do końca tego roku, jest tak ważna. Nie mogłem jej napisać, bo nie wiedziałem, po co chcę to zrobić. Wiedziałem, że chcę ją napisać i nosiłem ten pomysł w sobie przez kilka lat, nie wiedząc po co – teraz już wiem, że to jest ważne, bo będzie o kontekście. A to właśnie kontekst czyni człowieczeństwo. Sztuczna inteligencja może się nauczyć niedoskonałości, ale nie nauczy się czytania z kontekstu. 

Jak rozumiesz czytanie z kontekstu? Tylko nie mówi mi, że musze kupić twoją książkę i ją najpierw przeczytać. 

Chodzisz po mieście, jeździsz na rowerze i hulajnodze elektryczne, masz wszystko gdzieś i tak dalej. Widzisz, że wzbudzasz zainteresowanie, spojrzenia? 

Czasami tak. Na warszawskiej ulicy to wcale nie jest takie proste. 

Kiedy jesteś w tym samym anturażu w Berlinie… 

Mogę zginąć w tłumie. 

Jeżeli ktoś widzi i myśli „fajna postać”, uśmiechnie się…

To jest ten kontekst?

To jest kontekst. W Polsce jest duże przyzwolenie do wszelkich ekstrawagancji i odstępstw od tak zwanych przyjętych norm, ale pod warunkiem, że one nas nie dotyczą. Jesteśmy w stanie się tym zachwycić na świecie, ale jeżeli rzeczy się zdarzają u nas, to albo są ganione, albo lekceważone. Dlaczego tak jest? Taką mamy naturę i już nie trzeba się nad tym zastanawiać.

Ale zastanów się Tomek…

Po co mam tracić energię na zastanawianie się. Nie uleczę tego społeczeństwa. Mogę się po prostu nad tym nie zastanawiać i mówić „Jestem Polakiem, tacy są moi rodacy”. Pewnie we mnie też są gdzieś takie cechy, jak we wszystkich. Ja w tym żyję, przyzwyczaiłem się do tego i już. Wolę rozkminiać sobie rzeczy, które są dla mnie fajne.

Czyli ten kontekst ulicy nie jest zbyt sympatyczny? Czy to jest to, czego nie chcesz rozkminiać, bo…? 

Nie chcę o tym mówić, bo nie umiem. Nie znam słów, których mógłbym użyć i które nie byłyby obraźliwe dla wszystkich.

A nie chcesz być skandalistą.

Nie chcę. To nigdy nie było moim celem. Teraz dodatkowo świadomie wiem, że nie chcę nikogo obrażać.

Skupiasz się na tym, żeby żyć. 

Dokładnie tak. Szukam sobie przestrzeni, gdzie mogę tworzyć swoje historie, które będą zachwycać, cieszyć, może onieśmielać. Lubię onieśmielać.

Czy to jest formachronienia się i skupiania na swoich priorytetach, a niekoniecznie na tym, co może ci przeszkodzić? 

Wiesz, od momentu, kiedy ktoś – nie pamiętam już kto – po raz pierwszy powiedział do mnie „daj głos” publicznie, zawsze mówiłem, że żyję w swojej własnej bańce mydlanej, w swoim własnym świecie. Żyję tak już od 56 lat i to jest całkiem fajne życie. Czasem zetknę się z inną bańką i te bańki łączą, tworząc większą bańkę, która potem pęka i powstają nowe. Natomiast nie muszę brać fizycznego udziału w mieszaniu się z tym światem. Żyję w swojej bańce, ze swoim habitatem i on jest mój. Wpuszczam tam kogo chcę. Nigdy nie potrafiłem udawać, że jestem przyjacielem wszystkich. Jestem bardzo selektywny.

Łagodniejesz?

Na pewno – to jest właśnie fantastyczne w starzeniu się. Człowiek nabiera dystansu i w pewnym momencie może powiedzieć, że po co właściwie stroszyć te pióra. 

Lepiej zostać w swojej bańce. 

Nie, nie muszę nic udowadniać. Jeśli ktoś coś chce, to jest dużo alternatyw. Dlatego zawsze miałem problemu z castingami. Mówiłem: „Niech się castingują ci, którzy startują, a ja jestem ja”. Jeśli jest 30 stylistów i wszyscy walczą o jakąś pracę, to ja nie chcę z nimi walczyć. Oni są świetni, niech robią swoją robotę. Jeśli ktoś naprawdę będzie chciał czegoś ode mnie, to mnie znajdzie. A jeśli mnie wybierze, to na pewno nie wybierze żadnego innego z tych stylistów. Dlaczego? Bo interesuje go coś, co jest dalekie, nieuchwytne, ludzkie. 

Na koniec – o czym marzysz?

Cały czas marzę o tym, żeby się realizować i o tym, żeby się cały czas coś działo. Żeby odkrywać w sobie nowe pokłady kreacji. Marzę o tym, żeby fajnie żyć.

Chciałem cię o to zapytać na początku – starzejesz się? Widzę, że jednak nie. 

No właśnie starzeje się i to akceptuje. Inaczej – przyjmuję to z dobrocią inwentarza. To nie jest tak, że ja się nie starzeję. Oczywiście, że przeżywam młodość swojego wieku, absolutnie tak. Mam pełną świadomość, że jestem już po „drugiej stronie lustra” i nie będę robić rzeczy, które robią dwudziestolatkowie. Nie dlatego, że nie mogę, ale dlatego, że już nie chcę. Są rzeczy, które robi się w pewnym wieku. Mówię tutaj o fantastycznych, geriatrycznych rodzicach. Każdy ma swój moment na rodzicielstwo, macierzyństwo. Jednak jestem zdania, że wszystko ma swój czas. Jeśli pewnych rzeczy nie zrealizuje się we właściwym momencie, to nawet jeśli zrobi się je później, będą one zupełnie inne. 

Podobnie jest z tobą w tym, co robisz?

Lubię, jak ludzie lubią to, co robię. Jestem egocentrykiem

Tu i teraz, na tym etapie?

Jestem egocentrykiem, zawsze byłem i zawsze miałem w sobie pewne narcystyczne historie, ale z pełną świadomością i kontrolą. Byle się za bardzo nie narzucać. Dlatego staram się nie wybierać, a dawać się wybierać. Jeśli ktoś mnie wybiera, to mam poczucie, że nie jest głupi i wie, co bierze. W sytuacji w której coś zagram albo poudaję, to ktoś może złapać „zonka”. Wolę jednak, jak ludzie łapią je na dzień dobry, niż na do widzenia. 

Tekst i zdjęcia: Bartosz Maciejewski

Reklama