Smakowita masakra. Midsommar – recenzja

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Po “Hereditary”, wyjątkowo udanym debiucie Ariego Astera, przyszedł czas na “Midsommar. W biały dzień”, jeden z najbardziej oczekiwanych filmów ostatnich kilku miesięcy.

Produkcja nawiązuje do szweckiego święta obchodzonego w weekend przed nocą świętojańską. Aster przedstawił je jednak w nieco bardziej demonicznym wydaniu. Obrzędy ukazane w „Midsommar” nie mają zbyt wiele wspólnego ze współczesną, radosną uroczystością, podczas której dzieci biegają oraz tańczą z gałązkami w rękach…
Dani (rewelacyjna Flaurence Pugh) przeżywa tragedię rodzinną oraz kryzys w związku. Razem z chłopakiem (Jack Reynor) i jego przyjaciółmi wyjeżdżają do szwedzkiej wioski o ekscentrycznych, miejscowych tradycjach.

Mieszkańcy osady, niczym społeczność lipecka z “Chłopów” Reymonta, żyją zgodnie z prawami natury. Przeciągłe, długie kadry idealnie obrazują powolny rytm ich egzystencji. W cichych, milczących ujęciach wyglądają oni jak odrealnione świtezianki, które dryfują nad ziemią, wdychając zapach rosnących kwiatów. Na pierwszy rzut oka bohaterowie są delikatni, pełni finezji, jednak już po chwili widzimy, że pod maską zwiewnych, niewinnych istot czają się drapieżne stworzenia zdominowane przez biologiczne, pierwotne popędy, co możemy zauważyć w odważnej scenie rytualnego seksu.

W dziele Astera dominuje naturalizm. Tak jak w przyrodzie, rządzi nim prawo silniejszego, zaś krew, pot wraz z dzikością przeplatają się ze świeżą zielenią. W końcu na łonie natury często tuż obok śpiewającego wróbelka lew z zimną krwią gryzie rozszarpane zwłoki. Piękno bywa złudne niczym fatamorgana. Ari Aster przestrzega nas, abyśmy nie dali się mu zwieść. Często pod fałszywą, urokliwą fasadą czeka najgorsze zło.

Funkcjonowanie społeczności wioski przywodzi na myśl pozornie wrażliwą, ukrytą osobowość narcystyczną, która potrafi w odpowiednim zaatakować i zniszczyć swoje otoczenie. W rzeczywistości tamtejsi tubylcy działają właśnie jak “trujące kwiaty”.

Z zewnątrz emanują pięknem, obezwładniają urodą, zaś w środku chowają żądzę zagłady. Zakłócają również harmonię okolicznej flory, infekując ją wonią zgniłych ciał.
“Midsommar” uwodzi także zdjęciami Pawła Pogorzelskiego. Mienią się one całą paletą barw, od wyrazistej czerwieni aż po nieskazitelną biel. Kolory te cechuje jednak niezwykła jaskrawość, która atakuje i razi w oczy. W brutalnych momentach historii to one powinny uspokajać widzów delikatnością oraz neutralizować ich stres. Zamiast tego wzmagają krystaliczny niepokój obecny przez cały seans. Podsyca go atmosfera gęsta niczym zupa-krem.

Film Ariego Astera w istocie przypomina bowiem proces gotowania zupy. Najpierw do zwykłej wody dodajemy różnokolorowe składniki i przyprawy. Włączamy gaz. Później czujemy jedynie lekkie ciepło oraz dym wychodzący z garnka. Woda robi się coraz bardziej gorąca, aż dochodzi do temperatury stu stopni, a my jesteśmy świadkami eksplozji wrzenia. Zupełnie jak przy zakończeniu “Midsommar. W biały dzień”.

Misternie skonstruowane miasteczko przypomina zamknięte, małe imperium, w którym króluje rozpusta. Tak naprawdę jego mieszkańcy to stado ślepych owiec wykonujących odgórne polecenia starszyzny. Ci zaś wabią w pułapkę osobników z zewnątrz i odbierają im wolność. Gdy młoda para zawitała do wioski od razu wiedzieliśmy, że nigdy już jej nie opuszczą. Tak samo widzowie, którzy choć raz weszli do świata diabolicznej, szwedzkiej masakry pozostaną tam już na zawsze.

“Midsommar” bowiem pochłania bez reszty i tkwi w naszych głowach na długo po seansie. Działa jak narkotyk. Uzależnia. Omamia. Hipnotyzuje. Przeraża.
Sprawia, że chcemy więcej. Wciąż więcej.

Reklama

Chcesz dojść do celu? Zadbaj najpierw o siebie! | Karolina Karolczak

Naszą gościnią jest Karolina Karolczak – ekspertka realizacji celów i wyników finansowych, mentorka skutecznego planowania. Wspiera liderów i przedsiębiorców w skalowaniu biznesu, zwiększaniu rentowności i transformacji organizacji. Twórczyni programu #CELOMANIA, który pomaga firmom zwiększać wyniki nawet o 30% rocznie. Pracowała nad strategiami w 24 krajach, współpracując z globalnymi markami jak Frugo, Levi’s, Black czy Grupa ENEL-MED.