Test Mitsubishi L200 Monster – czyli dlaczego kobiety wolą drwala?

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Trendy szybko ulegają zmianie. Pokuszę się o stwierdzenie, że te panujące w męskiej modzie nawet nieco szybciej. Wizerunek mężczyzny, który posiada większą kosmetyczkę niż jego partnerka, odszedł już w zapomnienie. Teraz musi być flanelowa koszula oraz potargane jeansy. I broda. Ta jest obowiązkowa. Mitsubishi L200, idąc z duchem czasu, brodę zapuściło.

Kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych nastąpił istny wysyp brodaczy. Z używania maszynki zrezygnowały takie gwiazdy jak Brad Pitt, David Beckham czy Ryan Gosling. Ale nie tylko. Największe domy mody w swoich kampaniach obsadzały właśnie modeli z brodą. Nic dziwnego, że tym śladem poszło również wielu mężczyzn w naszym kraju. Miejski drwal to styl, który skutecznie zadomowił się na polskich ulicach. Za sprawą grubych swetrów, kraciastych koszul i ciężkich butów zaroiło się od facetów, którzy wyglądali jak żywcem wyciągnięci z lasu na Alasce. Jednak najważniejszym elementem pozostawała broda. A że całe rzesze kobiet wykazały słabość do tak wyglądających mężczyzn, to zwolenników zarostu jedynie przybywało. Ja również znalazłam swojego drwala.

Mitsubishi L200 Monster to właśnie taki facet z brodą wśród samochodów. Jest wyjątkowy, bowiem Monster to wersja, która została wzbogacona o kilka całkiem fajnych dodatków przez Autoryzowaną Stację Obsługi. Nad ich wyborem czuwał sam Rafał Marton – słynny pilot rajdowy, który startował u boku Adama Małysza w rajdzie Dakar. Co zatem dla nas przygotował?

W pierwszej kolejności wrażenie robi kolor. Nie codziennie bowiem widuję samochody w barwach wściekłej pomarańczy. W tym przypadku warto jednak zaznaczyć, że to folia, pod którą kryje się oryginalny, czarny lakier. Ale na tym nie koniec niespodzianek. Mitsubishi L200 Monster został również uzbrojony w wyciągarkę, która ma za zadanie ratować tego olbrzyma z wszelkiego rodzaju opresji. Przyznaję jednak, że o te było ciężko, bo samochód w terenie łatwo się nie poddaje. Do kompletu zamontowano stosowne orurowania, listwę LED na dachu oraz regulowane zawieszenie. Tyle dla oka. W środku niespodzianek ciąg dalszy, bowiem wersja Monster powstała na bazie najwyższej dostępnej w ofercie opcji wyposażenia. Nie zabrakło tu zatem czarnej skóry (zarówno na kierownicy, jak również na fotelach, które są podgrzewane), dwustrefowej klimatyzacji, nawigacji, kamery i czujników cofania. Swoją drogą, trzecie oko w postaci kamery cofania przy takich gabarytach to element równie niezbędny, co kierownica. Myślę, że to dzięki niej udało się uniknąć zrównania z ziemią niejednego samochodu. Bo życie w mieście zza kierownicy L200 Monster do łatwych nie należy. Ponad 5 metrów długości sprawia, że poruszanie się nim po Warszawie przypomina prawdziwą akrobatykę sportową. Każdy ruch musi być dokładnie przemyślany i dopracowany, bo tu miejsca na błędy nie ma. Parkowanie urasta do rangi prawdziwej sztuki nie tylko w centrum miasta, bo przecież centra handlowe również nie przewidują tak długich miejsc parkingowych. To tak jak z posiadaniem pit bulla – możesz go trzymać na 5-centymetrowej smyczy z pyskiem zakutym w kaganiec, a i tak nie wszędzie jesteś z nim mile widziany. Pewnych trudności nastręcza również wizyta na myjni. Ze względu na gabaryty myjnie ręczne wyceniają jego czyszczenie drożej, niż czyszczenie całego osiedla. Automatyczne z kolei w ogóle zamykają przed tego typu samochodem swoje drzwi ze względu na brak zabudowy bagażnika. Zostaje nam zakasać rękawy i własnoręcznie brać się do roboty. Nie jest zatem lekko. Gdzie są plusy? W terenie. I to nawet tym najtrudniejszym. Bo nie ma takiej góry z piachu, pod którą Mitsubishi L200 Monster nie byłby w stanie podjechać. Nie ma też tak grząskiego terenu, który byłby w stanie go zatrzymać. Nie bez znaczenia pozostaje tu napęd (na tylna oś z możliwością załączenia 4×4) reduktor oraz blokada dyferencjału.

Dzięki nim L200 Monster jest w stanie dotrzeć tam, gdzie wzrok nie sięga. I jeszcze dalej. Wysokoprężny silnik o pojemności 2.4 oraz mocy 181 KM wprawdzie hałasuje, jak na prawdziwą ciężarówkę przystało, ale apetyt w postaci 10 litrów na każde 100 km (w cyklu miejskim) skutecznie to rekompensuje.

Dla kogo to jest samochód?

Zdecydowanie dla kobiet. Żadna para nowych butów nie jest w stanie dostarczyć tyle radości, co jazda tym pomarańczowym turem. W mieście go prowadzić z zamkniętymi oczami, bo każdy bez wyjątku ucieka z drogi. W terenie można spędzić dwa dni i nadal nie myśleć o powrocie do domu. Listwa LED zamieszczona na dachu daje tak silne światło, że może trwale pozbawić wzroku innych uczestników ruchu. Ale czy to doprawdy może zniechęcić do zakupu? Bo wizja napompowania do bagażnika wody w celu przekształcenia samochodu na basen do zakupu tylko zachęca.

Reklama

Chcesz dojść do celu? Zadbaj najpierw o siebie! | Karolina Karolczak

Naszą gościnią jest Karolina Karolczak – ekspertka realizacji celów i wyników finansowych, mentorka skutecznego planowania. Wspiera liderów i przedsiębiorców w skalowaniu biznesu, zwiększaniu rentowności i transformacji organizacji. Twórczyni programu #CELOMANIA, który pomaga firmom zwiększać wyniki nawet o 30% rocznie. Pracowała nad strategiami w 24 krajach, współpracując z globalnymi markami jak Frugo, Levi’s, Black czy Grupa ENEL-MED.