Audi A7 – nie obniżać lotów

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

“Kto mało od życia oczekuje, ten mało dostaje” – powtarzała nasza mama. Decydując się na zakup samochodu Audi, klienci z pewnością oczekują całkiem sporo. Ile w rzeczywistości dostają? Czy udając się do salonu ze skarbonką wielkości betoniarki kupujemy w życiu coś więcej niż tylko samochód?

Jedno jest pewne: każdy kolejny model Audi to prawdziwa seksbomba. Podejrzewam, że producent na chwilę obecną bierze udział już tylko w jednoosobowym wyścigu: z samym sobą. Konkurencja? Odpadła gdzieś daleko na starcie. Czy zatem nie powinno być łatwiej? Wcale. Bo kto raz powiesi sobie poprzeczkę wysoko, ten już nigdy jej nie obniży. Zresztą, rywale nie zwalniają tempa, zatem trwają igrzyska. BMW serii 6 Gran Coupe z napędem X-drive (na obie osie) jest samochodem, którego zdjęcie aż chce się nosić w portfelu, a z kluczyka zrobić pierścionek. Jest niczym top model ze światowych wybiegów mody, który prowadzi się jak ziszczenie marzeń. Co na to Audi?

Model A7 pojawił się na rynku relatywnie późno, bo dopiero w 2010 roku. W 2014 producent poddał swoją gwiazdę drobnej korekcie. W końcu każda, nawet najbardziej nieskazitelna uroda z biegiem czasu wymaga wsparcia. Nie inaczej było w przypadku Audi A7, chociaż samochód od samego początku grał w najwyższej lidze. Bo nie był mały (4969 mm długości), ale prowadził się z lekkością baletnicy. Masa była całkiem spora (1695-1770 kg), ale kierowca podczas jazdy nie miał tej świadomości. Sekret tkwił w nadwoziu wykonanym ze stopu aluminium i nowoczesnej stali. I tak pozostało do dnia dzisiejszego. Co jeszcze?

„Przewaga dzięki technice” – to nie jest jedynie reklamowy slogan. To dewiza marki, która jest wszczepiana pod maskę każdego samochodu spod szyldu czterech pierścieni. Ten model nie jest wyjątkiem: został naszpikowany technologią niczym świąteczne pierogi grzybami. Książkami na ten temat można by zapełnić Bibliotekę Narodową. Oszczędzę Wam jednak tej rozkoszy. Wolę skoncentrować się na tym, czego nie wyczytacie w instrukcji obsługi, czego Wam nie da żadna wizyta w salonie. Opowiem Wam o tym, jak wygląda codzienność z tak niecodziennym samochodem. Bo ten model, niezależnie od koloru i wersji wyposażenia, jest egzotycznym widokiem na ulicach miasta. Można odnieść wrażenie, że Audi A4 i A6 wręcz rozpychają się łokciami na terenie Warszawy, podczas kiedy nasze A7 jedynie przemyka przez miasto. Starałam się zatem zrozumieć reakcję otoczenia, jaką były liczne spojrzenia atakujące mnie ze wszystkich stron. I do tego kobieta za kierownicą. Czy oby nie za duży dla niej ten samochód? Czy fotelik dla dziecka po zamontowaniu nie wybuchnie? Jednym słowem: widok niczym z „Gwiezdnych Wojen”. Mimo że wciąż pokutuje podział na samochody dla kobiet i te typowo męskie, ja konsekwentnie palę tę teorię na stosie. Bo, o ile trudno namówić jakiegokolwiek mężczyznę do zakupu czerwonego Nissana Micra, o tyle każdy, niezależnie od wieku i płci, kompletnie traci głowę dla pięknych i drogich samochodów. Ja tracę za każdym razem, a ten samochód jest sprawcą kolejnej tego typu historii.

Podobno trochę techniki i człowiek się gubi, ale podstawy trzeba znać. Dlatego słów kilka o tym, dlaczego A7 prowadzi się tak wyśmienicie. Sercem testowanego egzemplarza był wysokoprężny silnik o pojemności 3.0 litrów. Czy posiada jakieś minusy? Owszem, moc 245 KM (dostępna w zakresie 4000-4500 obr./min.) skutecznie prowokuje do nieco szybszej jazdy. A tu środek miasta i trzeba walczyć ze swoim pragnieniami. Na tym jednak nie koniec, bo samochód został obdarowany napędem quattro (czyli na cztery koła). To on stoi za faktem, że samochód trzyma się na zakrętach tak skutecznie. Zupełnie jakby stanowił z nawierzchnią zintegrowaną całość. Napęd jest przenoszony za pomocą stale włączonego dyferencjału. To właśnie to rozwiązanie przez lata budowało renomę samochodów Audi z napędem na obie osie. Po raz pierwszy został on zastosowany w 1980 roku, chociaż testy trwały już dwa lata wcześniej. Quattro miało umożliwić koncernowi powrót do sukcesów w sportach motorowych. Jak to dobrze, że zapadła decyzja o jego zastosowaniu również w samochodach osobowych.

O jego możliwościach miał świadczyć film wyemitowany przez Audi w 1986 roku. Krótka produkcja przedstawiała Audi 100, które za pomocą tego właśnie napędu wjechało na fińską stocznię narciarską. Wzniesienie wynosiło 80%, dodatkowym utrudnieniem była gruba pokrywa śniegu. W efekcie film zdobył w Cannes Złotego Lwa. Oklaski oklaskami, ale nie obyło się bez skandalu w postaci liny asekuracyjnej widocznej na filmie. Producent nie dał się jednak okryć złą chwałą. W 25 rocznicę istnienia napędu quattro (2005 rok) udało się ten sukces powtórzyć. I, mimo że samochód był wspomagany również przez opony uzbrojone w kolce (bez nich samochód nie byłby w stanie pokonać podjazdu), wiara klientów w jego osiągi była silniejsza. Dziś co czwarte sprzedawane Audi posiada napęd na obie osie. I niech ta liczba nie przestaje rosnąć.

Dla kogo jest to samochód?

Zdecydowanie dla tych, którzy chcą być niczym Salvador Dali, ale brakuje im odwagi, aby wyjść na ulicę w spodniach z krokodyla. Warto kupić to auto, bo jego piękno zrobi całą robotę. Jeżeli dodatkowo osadzimy Audi A7 na dużej i gustownej feldze, otrzymamy brylant. Przede wszystkim jednak jest to propozycja dla ludzi zamożnych. Bo A7 wcale nie jest tanie ani w zakupie, ani w utrzymaniu. Ale na jego widok nawet marmur stopnieje. O ludzkim sercu już nie wspominając.

Ten artykuł możecie również przeczytać na stronie paniewiozapanow.pl

Reklama

Chcesz dojść do celu? Zadbaj najpierw o siebie! | Karolina Karolczak

Naszą gościnią jest Karolina Karolczak – ekspertka realizacji celów i wyników finansowych, mentorka skutecznego planowania. Wspiera liderów i przedsiębiorców w skalowaniu biznesu, zwiększaniu rentowności i transformacji organizacji. Twórczyni programu #CELOMANIA, który pomaga firmom zwiększać wyniki nawet o 30% rocznie. Pracowała nad strategiami w 24 krajach, współpracując z globalnymi markami jak Frugo, Levi’s, Black czy Grupa ENEL-MED.