Chciał budować samochody, a zbudował kawał historii. Carroll Shelby w oczach fanatyków mocy jest równie wielki, co Jezus ze Świebodzina w oczach katolików. Był prawdziwym zaklinaczem koni mechanicznych. Co więcej, jego legenda trwa nieprzerwanie do dziś.
Nigdy nie dajcie sobie wmówić, że Las Vegas to miasto kiczu. Ja tam byłam, otarłam się o ten świat. Śmiem twierdzić, że każdy, kto rozpowszechnia tego typu teorię, w życiu nie postawił nogi w tym mieście. Miałam to szczęście spędzić kilka dni w miejscu, w którym grzech opiera się o ścianę za każdym rogiem, i wiecie co? Kiczu nie zauważyłam. Widziałam za to przepych, bogactwo i niekończącą się zabawę. Samochody niczym z amerykańskich teledysków, które przemykały ulicami odbijając się w witrynach luksusowych galerii, ulice i chodniki wręcz wylizane do czysta – czy tak doprawdy wygląda kicz? Owszem, tu i ówdzie nie dało się nie zauważyć upasionej imitacji Elvisa Presleya w kaftanie błyszczącym niczym gwiazda betlejemska. Ale przecież to miasto bez niego byłoby jak okno bez szyb. Kasyna – zgadza się, jest ich tutaj więcej, niż turystów, którzy całymi pielgrzymkami przybywają, aby zatracić się w całodobowej i, nie łudźmy się, drogiej zabawie. Owszem, spora część przyjezdnych opuszcza to miasto w samych skarpetkach, ale ci, co wiedzą, że kasyno nie chodzi na kompromisy, odkryją tu szczęście zupełnie gdzie indziej.
Na obrzeżach Las Vegas kryje się prawdziwa świątynia mocy. Wystarczy dotrzeć już na sam jej parking, aby mieć pewność, że oto jesteśmy w miejscu wyjątkowym. Krwistoczerwony Ford Mustang, który pręży muskuły na słońcu to znak, że właśnie stoimy u progu siedziby Shelby American Inc. Carroll Shelby to postać, która motoryzację wprowadziła na wyższy (czytaj: lepszy) poziom wtajemniczenia. Kto chociaż raz obejrzał film „60 sekund”, a w nim samochód, który zepchnął wszystkich bohaterów na siódmy plan, ten wie, że Shelby Mustang GT500 Eleanor to coś więcej, niż tylko samochód. To demony szczelnie zamknięte w drapieżnym nadwoziu.
Zanim jednak Carroll Shelby wziął na warsztat Forda Mustanga, stworzył prawdziwy obiekt pożądania. Cobra to auto, które zyskało status legendy. Dostąpiłam zaszczytu stanięcia oko w oko z każdą powstałą odmianą Cobry, gdyż w siedzibie Shelby American Inc. zadbano, aby każda nich była tu obecna. Od tej najstarszej do tej najmłodszej, wszystkie piękne i dumne zarazem. Po przeciwnej stronie w zwartym szyku stoją z kolei wszystkie odsłony Shelby Mustanga GT500, jakie ujrzały światło dzienne. Stanąć obok ikony, którą na co dzień mogę oglądać jedynie na półce, to przeżycie, które ciężko opisać słowami. Każdy z nich to prawdziwy brylant, musicie mi w to uwierzyć.
Mogłabym tak stać i patrzeć na nie godzinami, ale czeka na mnie jeszcze jedna, nie mniejsza niespodzianka. Za przeszkloną ścianą, na powierzchni 1200 m2 znajduje się magiczne miejsce. To właśnie tu każdy Mustang przechodzi inicjację, z chłopca staje się prawdziwym mężczyzną, z konia przeistacza się w rumaka. Zespół 110 specjalistów pracuje nad tym, aby każdy, kto przyprowadza tu swoje auto, opuszczał to miejsce jako najszczęśliwszy człowiek na ziemi. I mylą się ci z was, którzy uważają, że to serwis, w którym skomplikowane maszyny wyparły ludzką wiedzę, a przede wszystkim serce do tej roboty. Mój anioł stróż, Gary, który oprowadził mnie po wszystkich zakątkach i zezwolił na legalne wykonanie zdjęć (tak, żadne z nich nie było zrobione z rękawa), sprawiał wrażenie, jakby mógł roztaczać przede mną urok tego miejsca przez kolejne dwa lata. O tym jak powstają elementy z karbonu oraz z ilu kolorów skóry można wykonać obszycie foteli opowiadał jak o narodzinach pierwszego dziecka. Na koniec zdecydował się mi je przedstawić. A był nim Ford Mustang Shelby o mocy 700 koni mechanicznych. Po przekręceniu kluczyka czułam, jak ryk silnika zrywa mi farbę z włosów, jak serce ze strachu stanęło w miejscu. Cudo, które było efektem ciężkiej pracy całego zespołu. I dlatego każdy z jego członków złożył uroczysty autograf wewnątrz na kokpicie. Męska solidarność zawsze wzbudza mój podziw, ale tutaj jej forma przeszła samą siebie.
Niech ktoś mi pokaże drugie takie miejsce na Ziemi. Wstęp tutaj ma każdy posiadacz Forda Mustanga… oraz kociołka wypełnionego po brzegi złotem, ponieważ jest to zabawa zarezerwowana dla tych bardziej zamożnych. Ale hej! W końcu jesteśmy w Las Vegas i, jak to mówił jeden z bohaterów filmu „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”: „każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać może”. A wtedy należy szybko odebrać nagrodę i migiem przetransportować do Shelby American Inc. Podejrzewam, że wnuczek Króla Dubaju nie musiał spędzić w kasynie ani chwili, aby móc się cieszyć Mustangiem o mocy ponad 1000 KM… będącym efektem pracy wykonanej właśnie w tym miejscu. „Nie liczyć godzin i lat, to życie mija nie ja” – jak to brzmi po arabsku?
Ten artykuł możecie również przeczytać na stronie paniewiozapanow.pl