Z samochodami jest trochę tak jak z kobietami. Nie masz pojęcia, która z nich jest najlepsza. Ale są takie, których pragniesz bardziej niż innych. I tak właśnie jest z Mercedesem AMG GT.
Zdziwiłem się. No, nie spodziewałem. Nie zdarza się bowiem, żebym otrzymywał zbyt często takie listy. „Zapraszamy na Światową Premierę nowego Mercedesa AMG GT do Affalterbach, Szwabia, 9 września 2014. Prof. Thomas Weber, Członek Zarządu Daimler AG i Tobias Moers Dyrektor Mercedes AMG GmbH.”
Koniec końców poleciałem do Niemiec w towarzystwie prawdziwych motoryzacyjnych wyjadaczy. Czułem się niepewnie, ale nie śmiali się z tego, że lajfstajlowi dziennikarze o samochodach wiedzą tyle, że są kabriolety i cała reszta, a potem już wystartowaliśmy.
Wtedy usłyszałem tę historię: było sobie dwóch chłopaków. Hans Aufrecht i Erhardt Melcher. Marzyli o sławie. O pieniądzach. O kobietach. Ale nie mieli nic. Mieszkali w małym miasteczku, tak małym, że czasem zapominali umieścić go nawet na mapie kraju. Ale mieli pasję. W starym młynie był garaż. Wstawili tam Mercedesa 300 SL i przez trzy lata dzień po dniu przerabiali go na statek kosmiczny. Miał być szybki jak F16, choć F16 zaczął latać dopiero w 1974, a ich samochód, zwany pieszczotliwie „Czerwoną Świnią” (podobno innej farby nie mieli) na dwudziestoczterogodzinnym rajdzie w Spa wygrał z każdym innym. Od tej pory byli sławni. Mogli tuningować do końca świata wyścigowe Mercedesy ale chcieli czegoś więcej, chcieli budować najlepsze w świecie silniki. W 1986 roku ich AMG 300 CE 5,6 był najszybszym seryjnym samochodem świata, a cztery lata później AMG stała się częścią koncernu Daimler Benz. Od tej pory projektowali wyjątkowe Mercedesy AMG i budowali silniki. Sprzedali w ubiegłym roku 32 tys. aut, o jakich marzą chłopaki na całym świecie, więc nie wiem czy można jeszcze powiedzieć o AMG że to manufaktura.
Nigdy w życiu nie byłem na światowej premierze. Nie miałem pojęcia czego się można spodziewać. W Affalterbach okazało się, że pół miasteczka przebudowano na jedną wielką scenę, że do jedzenia jest na przykład ogon wołowy z grzybami porcini, do picia najlepszy Waisburgunder albo Chardonnay, a do obsługi dziennikarzy z całego świata przybyły najpiękniejsze hostessy z całych Niemiec. Panowie dziennikarze motoryzacyjni żartowali, że piękniejsze są we Francji, bo francuscy prezesi szybko z nimi znikają i niczego się przez to od nich nie można dowiedzieć. Włoscy nie znikają, ale nie wiedzą i odsyłają do swoich pracowników. A niemieccy prezesi wiedzą o swoich fabrykach wszystko. Można było zapytać pana Tobiasa Moersa o hasło do Wi-Fi i do nikogo nie odsyłał tylko podawał! Nie umiem sobie wyobrazić, że na imprezie światowej rangi, na której obecne są największe telewizje i najpoważniejsze gazety, gdyby odbywała się w Polsce, można byłoby podejść swobodnie do dyrektora generalnego. Dobrze było się przekonać, że szef AMG rozmawia z każdym i o wszystkim. I to do ostatniego gościa.
Mieliśmy kilka godzin na zwiedzanie fabryki sławnych silników AMG, z których każdy sygnowany jest osobistym podpisem inżyniera, który go zmontował, obejrzeliśmy proces testowania silników, poznaliśmy projektantów nowego Mercedesa AMG GT i daliśmy się przekonać, że to najpiękniejsze auto świata, pod warunkiem, że jest żółte albo srebrne. Potem, punktualnie jak w zegarku były przemówienia oficjeli (z promptera, który miałem za plecami).
– W 1968 roku Hans Aufrecht i Erhardt Melcher założyli w garażu firmę AMG – powiedział Prof. Thomas Weber – powitajmy ich brawami.
W tym momencie na telebimie pokazały się ich uśmiechy. Kamerzysta wyłowił ich z tłumu na honorowej trybunie. Potem były oklaski dla pracowników AMG, którzy przyszli na swoje święto niemal w komplecie. Niektórzy przecież byli na popołudniowej zmianie i pracowali. Potem przejechały przed nami wypożyczone z muzeum najsławniejsze Mercedesy AMG. Była tez „Czerwona Świnia”. A potem był film, na którym zobaczyliśmy jak Niko Rosberg idzie tym Mercedesem w ekstremalnym drifcie i zakochaliśmy się bez pamięci. Zanim film się zakończył wystrzeliły fajerwerki i z chmury dymu, który był teraz i na filmie i dookoła nas, wyjechał AMG GT i wysiadł z niego… Nico Rosberg!
– To niesamowity samochód – powiedział. – On naprawdę wszystko potrafi.
– Jak to możliwe, w XX wieku zacząć w garażu i zbudować firmę o światowym zasięgu? – zapytaliśmy głównego inżyniera odpowiedzialnego za dział budowy silników.
– To pasja – odparł Peter Kubiera. – Nie zgubiliśmy tego, co najistotniejsze. Nasi inżynierowie przyjeżdżają tutaj dlatego, że chcą budować najlepsze silniki na świecie. Uczą się długo, a dzień kiedy wytłaczamy ich osobistą plakietę, z ich własnym, odręcznym podpisem, jest dla nich naprawdę wielkim świętem. Nie chodzi o to, że robimy dobre samochody, ale o to, że każdy z nich powstaje z osobistej pasji.
Michael Bucher z zespołu projektantów nadwozia opowiadał, że szukali idealnego kształtu. Konserwatywnego, nawiązującego do historii GT, ale zarazem nowoczesnego i czystego. Miał być jak rzeźba w ogrodzie o świcie, kiedy nie widzisz szczegółów, ale tylko zarys i to pierwsze spojrzenie, kiedy na trawie rosa a w powietrzu mgła, miało sprawić, że go zapragniesz.
– Stań za nim i popatrz na tę krągłość bioder…
Chardonnay smakowało wyśmienicie. Zrównoważone i pełne. Optymalne. Jak rozkład masy samochodu. 47 proc. na przednią oś, 53 na tylną. Skorupa nadwozia wazy tylko 231 kg. Walczyli o każdy z nich, bo w GT każdy gram liczy się jak w Formule 1. Przypada zaledwie 3,08 kg na 1 kM, 3,8 do setki, 310 na godzinę. Oczywiście tylko na torze, trzeba pamiętać, że na autostradzie nie więcej niż 120…
Rano wytrzeźwiałem. Patrzę, śpię sam w swoim łóżku. Dobrze było przekonać się, że kabrioletu nie zdradziłem.