Modest Ruciński: Grek Zorba i telefon z Hollywood

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Ultimate Video Player with preset id 8 does not exist!
Zadziwiająca jest ludzka pamięć. Co przynoszą nam przed oczy zwykłe, zdawałoby się przedmioty, albo miejsca. Kamienie milowe historii, która zdaje się trwać wiecznie, zaklęta w nich jak owad w okruchu bursztynu sprzed miliona lat. Z Modestem Rucińskim rozmawia Grzegorz Kapla.

Kiedy zadzwonił Roman Polański, o czym pomyślałeś?

Tak naprawdę zadzwonił dyrektor Wojciech Kępczyński i poszedłem na casting do Romy. Siedziało tam dwóch facetów z zagranicy. Jeden z nich był choreografem z Broadwayu. Rozśmieszyłem ich tym, co próbowałem zrobić jako aktor musicalowy i zaczęły się próby do „Wampirów”, nauczyłem się roli, jak być wampirem, a później podrywałem Molendę na scenie, chciałem mu wbić zęby w szyję.

Istnienie wampira geja polega na tym, że wysysasz krew z mężczyzny?

Tak. Z młodych mężczyzn.

 
Reklama

W zamian wampir daje im wieczną młodość.

Tak. Sporo o tym wiesz.

Masz jeszcze zęby, które nosiłeś na scenie?

Mam. Na wakacjach któregoś lata wyciągnąłem je i gdy już wszyscy się rozchodzili po ognisku do domków, założyłem je i zacząłem dobijać się do okien znajomych i dzieci i lekko się uśmiechałem. Reakcje były różne.

MODEST-RUCINSKI-_-FOT-TOMASZ-SAGAN-IMG_2017

Ciekawy rekwizyt. Może porozmawiamy o przedmiotach, które nas kształtują, czy o nas opowiadają? Kiedy wystawialiście w Soho „Wbrew swojej woli”, opowieść o Zagładzie, padł pomysł, żebyście przedmioty, które są dla was ważne, wyeksponowali. Ty przyniosłeś książkę.

To była książka Nikosa Kazandzakisa „Grek Zorba” z zaznaczonymi cytatami. Wśród nich mój ulubiony, że jeżeli ktoś cię potrzebuje, a ty masz siłę, to po prostu idziesz z tym drugim człowiekiem. Pada to, kiedy Zorba siedzi pod skałą, deszcz leje, a on kombinuje, jak zrobić kolejkę. Basil akurat chciał iść do miasta. Zorba pyta: Po co, szefie, chcesz iść, deszcz pada…? A Basil na to: Chodź ze mną, mam świetny humor. Zorba stwierdził, że jeśli ktoś chce dzielić z tobą dobry humor, to trzeba iść.

Dlaczego to jest dla ciebie ważne?

Ponieważ tylko tak można się spotkać naprawdę.

Książki są ważne w życiu. Niedawno byłem na spotkaniu z młodzieżą w swoim rodzinnym mieście, w Stalowej Woli. Czytaliśmy Norwida. Dzieciaki miały pootwierane książki, czytały jak umiały, recytowały z otwartych książek, a ja stwierdziłem, że może jednak uda się zainspirować tych średnio słuchających i wyciągnąłem telefon. Czytałem z telefonu. Gdyby Norwid żył, pisałby niezłe posty na Facebooku albo Twitterze. Książka oczywiście jest fajniejsza, nie wyczerpuje się bateria, ale jeżeli już nie możecie złapać za książkę, to zobaczcie, że w telefonie pod kciukiem też macie Norwida. Książkę Kazandzakisa przyniosłem, bo wiąże się z nią moja osobista historia. Jak każe tradycja, na dzień przed pogrzebem pozostawia się dom nieboszczykowi, żeby się pożegnał ze swoimi kątami. Kiedy odszedł mój ojciec, postanowiłem domu nie opuszczać, bo stwierdziłem, że jeśli ojciec ma jeszcze przyjść, to się z nim zobaczę. Kolejny dzień miał być trudny, wiadomo, dzień pogrzebu. Postanowiłem, że poczytam i zasnę. Sięgnąłem ręką po książkę za siebie i to była ta książka, ten egzemplarz. Czytałem ją do rana, bez snu. Przeżyłem cały kolejny dzień, a książka została ze mną do dzisiaj.

MODEST-RUCINSKI-_-FOT-TOMASZ-SAGAN-IMG_1953

Myślisz, że się spotkaliście wtedy?

Nie będę za wiele opowiadał o moim ojcu, ale myślę, że to było coś, co chciał mi przekazać. Na ile dwóch facetów, których dzieli 30 lat, może się ze sobą dogadać – to jedno, na ile okoliczności pozwalają, żeby tak się stało – to drugie. Miałem 20 lat, wydawało mi się, że jestem facetem, który wchodzi w życie z odwagą. Ta książka była podarunkiem.

Ale to nie jest jedyny z tych przedmiotów, które są dla ciebie ważne z tamtego czasu.

Plakat z filmu Rambo. Oglądałem wszystkie filmy. Dziś mamy z żoną mocne dyskusje na temat tego, co dzieciom wolno, a czego nie. Tłumaczę, że ja oglądałem wszystko, nikt mi niczego nie zabraniał, nikt niezbyt wiedział, co jest na tych taśmach video przyniesionych z bazaru. Filmy z Sylvestrem, Arnim czy Brucem były dla mnie w tamtym wieku najlepsze. Nie mogłem się napatrzeć na te mięśnie i żyły na plakatach.

Myślałeś, że są prawdziwe?

Byłem święcie przekonany. Od samego dotknięcia takiego mięśnia napewno łamie się palec.

To cię pchnęło w kierunku sztuki?

Chyba nie, ale kiedy śpisz z plastikowym pistoletem pod poduszką, podwijasz rękawy garniturku od komunii a ze starych pasków robisz sobie kaburę pod pachą, stapiasz plastikowy breloczek papierosa Marlboro, tak żeby wyglądał, że się pali, kiedy puszczasz kawałek Stonesów i wydaje ci się, że jesteś Brucem Willisem, to…

Zaczynasz wierzyć, że dostaniesz się za pierwszym razem do szkoły aktorskiej.

Tak, choć w nomenklaturze studenckiej to się nazywa fuks i później przez następny miesiąc jest się fuksem w szkole. Dostać się do szkoły nie jest prosto, dwadzieścia osób na miejsce. Dziś jest jeszcze więcej. Wtedy jeszcze ludzie nie traktowali egzaminów do Akademii Teatralnej jak castingu do programu Idol. Wszyscy na pewnym etapie szukamy swojego pomysłu na życie. Ja na przykład słaby byłem z matmy.

MODEST-RUCINSKI-_-FOT-TOMASZ-SAGAN-IMG_2026

Żartujesz?

Nie. Był taki moment, wracałem z przyjacielem, Suchym, z kawiarni Pod Papugami, gdzie występowaliśmy do późnej nocy. Stalowa Wola dopiero się budziła, miasto było puste. Czekaliśmy na przejściu, aż się zmieni światło, mimo pustych ulic. I w tym zawieszeniu śpiewaliśmy na dwa głosy. Miałem 16 lat. Pomyślałem: czy to można robić całe życie? To, co właśnie robię? Jestem na scenie, gram, śpiewam, potem nocą wracam ze wspaniałego wieczoru w towarzystwie rewelacyjnych, ciekawych ludzi i śpiewam na ulicy na dwa głosy. Ale czy można robić to całe życie? Do dziś się nad tym zastanawiam, zwłaszcza po koncercie The Rolling Stones. Nie wiem, czy to na całe życie, ale zrozumiałem wtedy, że warto się uczyć w tym kierunku. Wcześniej chciałem malować, ale do liceum plastycznego się nie udało. Po różnych perturbacjach edukacyjnych postanowiłem zdawać do akademii. Dostałem się za pierwszym razem. Pamiętam jak w holu klęczałem i śpiewałem psalm Moniuszki. Jan Englert przystanął i powiedział: „Rozumiem, że dostałeś się? Gratuluję”.

Zapamiętał to.

Chyba tak, bo po kilku latach mnie zaczepił w prawie tym samym miejscu i zapytał się, czy mam coś do roboty, bo jeśli nie mam nic lepszego do roboty, to żebym przyszedł do Narodowego na etat.

Znowu fuks?

Znowu fuks.

Myślisz, że jeżeli trafiasz na swoją życiową ścieżkę, to wszechświat zaczyna ci sprzyjać?

Czasami mi się tak wydaje, a później mam długi okresy, kiedy myślę, że jest zupełnie inaczej, wtedy znowu liczę sam na siebie.

Aktorzy mówią, że muszą walczyć cały czas, żeby z tą postacią, którą w sobie budują, się zmierzyć, bo to jest też relacja. Relacja w dwie strony, często niełatwa.

Absolutnie. Niełatwa. Kiedy patrzę wstecz na swoje role, to mam poczucie, że rzeczywiście to się bardzo uzupełnia i przeplata, nagle widzę, jak rola Trieplewa była lustrzanym odbiciem tego, co sam w życiu przeżywałem. I jak dochodzenie do prawdy pomaga też i mi. Nie traktuję roli jak terapii, ale rzeczywistość czechowowska pozwoliła mi znaleźć ujście dla własnych napięć. To było bardzo trudne, bo trudno się przyznać przed samym sobą, że to, co przeżywa postać jest zbieżne z tobą.

A z tym żydowskim chłopcem jak było?

Jakub Kamieński przyniósł mi tę historię. Pojechałem na wakacje z rodziną na Kretę, z masą książek o Holocauście i te książki latały po pokoju, a ja dzwoniłem do Jakuba, mówiąc: stary, bujaj się, ja nie chcę. Jednak historia dziecka, które było w wieku moich dzieci, z którymi pływałem i się bawiłem i kładłem do snu, nie dawała mi spokoju. Stwierdziłem, że zajmę się kimś, kto miał siłę, rozśmieszył niemieckiego dowódcę, i został maskotką oddziału, poszedł pod prąd i przeżył. Postanowiłem, że się nie ugnę i przejdę ten temat dogłębnie i do końca. Jestem bardzo wdzięczny Jakubowi za Aleksa Kurzema, bo towarzyszy mi do dziś i inspiruje.

MODEST-RUCINSKI-_-FOT-TOMASZ-SAGAN-IMG_2158

Masz pomysł, żeby jakoś tę historię opowiadać dalej.

Tak. Mam pomysł, żeby tę historię opowiadać dalej.

Ludzie nie wierzą, że to się mogło zdarzyć. Czytasz i myślisz sobie: Nie, to niemożliwe.

A to tylko jedna z setek takich historii.

Ale ja rozumiem ludzi, którzy nie wierzą.

Tak, ja też. To nie łatwe do przyswojenia. Do tego dochodzi jeszcze ładna pogoda i robi się kłopot z dojazdem do teatru na Pragę. Ale będziemy to grać. Ja natomiast wpadłem na pomysł, żeby to zagrać pod Janowem Lubelskim w Łążku Garncarskim, bo tam pojawi się dodatkowy kontekst. Powstanie z tego dokument, który może będzie mógł zaistnieć chociażby na festiwalach. Ta historia jeszcze się nie kończy.

To bardzo dalekie od musicalowego wampira, który przynosi ludziom radość i śmiech. Może to nie jest historia na nasze czasy, może żyjemy już tylko w czasach ludycznych, karnawału.

To jest odpowiedź na to, że poza tym karnawałem lubimy wytknąć palcem tego, który akurat się do tej muzyki nie bawi, tylko woli zupełnie coś innego, co akurat jest wbrew naszym gustom czy przekonaniom politycznym itp. Do tego stopnia pragniemy go wytknąć palcem, że mu nawet oko wydłubiemy. Trochę źle się dzieje, a te historie pokazują, że w świecie nie ma tylko czerni i bieli, jest też szarość, w której możemy się znaleźć, i być może ciężko będzie nam stanąć odważnie wobec poglądów, które wygłaszaliśmy przed chwilą. Żyjemy wszyscy na tej samej planecie, a coś się z nami dzieje takiego, że chcemy, by ten drugi wyprowadził się na Marsa.

Własnej tożsamości szukamy przez negację… Łatwiej być Wiedźminem niż Aleksem w takim świecie.

W świecie Wiedźmina nie ma mniejszego i większego zła. Zło to po prostu zło. Jeżeli mam wybierać między jednym złem a drugim, wolę nie wybierać wcale. Tak mówi Wiedźmin. Spotkanie z tą postacią dla czterdziestolatka to skarb. Bardzo jestem wdzięczny Wojtkowi Kościelniakowi, że mogłem to przeżyć jako dorosły facet i przy okazji otworzyć się na nowe rzeczy. Na walkę mieczem, wejście w mit.

Miecz jest teraz kolejnym przedmiotem, który jest dla ciebie ważny?

Postanowiłem, że będę miał własny miecz, więc nie mam rekwizytu, tylko biorę swój miecz, kiedy wychodzę na scenę. Czasem się zastanawiam, co by było, gdyby wyszło naprzeciwko mnie paru pyszałków, a ja bym zaczął machać tym mieczem choreografię? Może bym zrobił jakieś wrażenie.

Jesteś aktorem, więc mógłbyś zagrać tak, żeby to było przekonywujące. Przydało ci się to kiedyś w życiu?

Nie chcę się tu zdradzać, ale kiedy muszę iść do Urzędu Skarbowego albo na trudną rozmowę, to korzystam. Trudna jest nawet sytuacja wywiadu, w której staram się być jak najbardziej naturalny, po to, żeby nie kłamać, tylko mówić jak myślę. Wszyscy zakładamy czasem maski, żeby się ukryć, żeby uciec. Aktor zakłada je świadomie i używa profesjonalnie, żeby załatwić swoją sprawę.

Ale masz imię, od którego nie można uciec. Imiona podobno kształtują nam osobowość.

Absolutnie masz rację. Obecnie znam jednego Modesta, któremu mogę nawet przybić piątkę, a za kilka lat napić się piwa.

Jest nastolatkiem?

Nawet nie jest jeszcze nastolatkiem. To syn moich przyjaciół, Modest Aleksandrowicz, który ma imię po mnie. Kiedy słyszę dzisiaj opowieści o Modeście, który wylał sobie mleko, to odwracam się nerwowo, żeby sprawdzić, czy to przypadkiem nie o mnie… Ojciec wybrał mi takie imię przy współpracy z moją siostrą i moją chrzestną. Protestowały, żeby mnie nie ochrzcić po Rochu Kowalskim z Sienkiewicza. Siostrze nie podobał się rym do Roch. Roch – groch. I wymyśliła razem z chrzestną imię Modest. Ojcu się spodobało. I do dziś słyszę Modest – podest.

Najpierw usłyszałeś na chórze?

Chodziłem do klasy, gdzie było 21 chłopaków, eksperymentalna klasa chóralna Stanisława Steczkowskiego. Śpiewałem ponad 12 lat w chórze Cantus. Dziś śpiewam nisko, ale ten sopran mi nawet pozostał. Ten czas to była super szkoła. Po konkursie regionalnym „Śpiewać każdy może”, który rzecz jasna znowu wygrałem – może fuksem – pan Stanisław zaproponował, żebym poszedł jak Justyna do programu „Szansa na sukces”. No i dostałem się. Śpiewałem „Walc na tysiąc pas”. To spowodowało, że zaśpiewałem na benefisie Michała Bajora w Teatrze STU. Wyobrażasz sobie? Chłopak ze Stalowej Woli jedzie do hotelu Europejskiego w Krakowie i podpisuje listę zaraz pod Zbigniewem Wodeckim?! Wyszedłem zaśpiewać swoją piosenkę, cały czas w marynarce pożyczonej od Stanisława Steczkowskiego… Mam ją do dzisiaj. Pożyczył mi kiedyś garnitur na studniówkę, trochę za duży, więc spodnie nosiłem jak skate, zwisały mi z tyłka. Ale marynarka została do dziś. Występowałem w niej 20 lat temu, dostałem się w niej do akademii… W czasie tamtego koncertu była też zawodowa rozmowa z samym Wojciechem Młynarskim. Żałowałem tylko, że nie ma żadnego z moich ziomali ze Stalowej Woli, żeby ktoś mógł zobaczyć, że to się dzieje naprawdę.

MODEST-RUCINSKI-_-FOT-TOMASZ-SAGAN-IMG_2058

Jak to udźwignąłeś emocjonalnie?

Szybko uciekłem. Pamietam, że Hanna Bakuła podeszła do mnie z jakimiś dwoma pięknymi kobietami, wręczyła mi wizytówkę z podpisem „Osoba kontrowersyjna” i powiedziała: „Młody człowieku, gdybyś czegoś potrzebował, zadzwoń”. I wtedy się wycofałem oszołomiony do hotelu. A na drugi dzień, unosząc się, próbowałem nie bez trudu dotrzeć do rynku w Krakowie, tak byłem zamieszany.

Masz tę wizytówkę?

Oczywiście. W notesie, gdzie Wojciech Młynarski wpisał mi swój numer.

To dobre przedmioty.

Tak… A po ojcu mam jeszcze scyzoryk. Korkociąg musiałem zostawić na jakimś lotnisku. Jeśli gdzieś ktoś znajdzie taki stary korkociąg, sprzed czterdziestu lat – to mój.

 

fot.: Tomasz Sagan

Reklama

Fizjoterapia dla psów – co warto wiedzieć | Maria Milczarek

Dlaczego powinieneś wybrać się ze swoim psiakiem do fizjoterapeuty? Maria Milczarek – psia fizjoterapeutka, przybliży nam dzisiaj jak ważna w życiu zwierząt jest aktywność ruchowa i opieka profesjonalisty. Potrafi gołym okiem stwierdzić, czy Twój psiak ma problemy!