Ulubiony dwudziestosześciolatek wszystkich Polaków postanowił coś jeszcze ugrać na sukcesie “Małomiasteczkowego” i całkiem niedawno wydał mini suplement do zeszłorocznego albumu. Nowa EPka składa się z zaaranżowanych akustycznie przebojów, zarejestrowanych wśród pięknej, tatrzańskiej przyrody. Cztery znane utwory są tu zrekonstruowane przy pomocy bardzo oszczędnych środków, co zapewne miało zaakcentować image Dawida – swojskiego chłopaka, mówiącego przystępnym językiem o przyziemnych sprawach. Trzeba przyznać, że młodemu artyście rzeczywiście udało się wzmocnić ten prozaiczny wizerunek. Natomiast minimalistyczna forma, również dość bezlitośnie obnażyła wszystkie niedoskonałości jego warsztatu, które do tej pory były schowane za wypieszczoną, studyjną produkcją.
Akustyczna stylistyka wysuwa na pierwszy plan warstwę liryczną. Autor opowiada o swoim pokoleniu, które zatraciło się w wirtualnym świecie oraz powierzchownych relacjach międzyludzkich. Problem jednak w tym, że poszczególne zwrotki są równie szablonowe, jak krytykowane przez nie społeczne postawy. Banalne wersy przypominają dorobek przeciętnego komentatora, wyświetlającego się na naszym facebookowym wallu. Zdaje się, że śpiewając w języku angielskim, zwycięzca X Factora robił rodzimej popkulturze przysługę. Teraz gdy pragnie sprzedawać kanciastą poezję, stosując ojczystą mowę, sprawa robi się bardziej niekomfortowa, gdyż jest bardziej osobista.
Redukcja dźwiękowych ornamentów odsłania także kompozycyjną ubogość popularnych hitów. Postcoldplayowa wata cukrowa oczywiście brzmi całkiem znośnie, podawana w chwytliwym, radiozetowym sosie, ale już w postaci “unplugged” naprawdę ciężko ją przełknąć. W tak wymagających warunkach główna nagroda w słynnym talent show oraz spektakularna trasa koncertowa z Taco Hemingwayem nie mają żadnego znaczenia. Niestety, wchodząc w buty folkowego barda, Posiadło strzela do własnej bramki. Chyba jedyne co może teraz zrobić, to przejść się w nich do sklepu płytowego i w ramach edukacji zakupić albumy Jeffa Buckleya oraz Elliota Smitha.
“EP (Na żywo, akustycznie)” porusza temat “hejtu”, jakby inspirując się dyskusjami z “Pytania na śniadanie”, krytykuje stereotypowe myślenie generacji “Y” jednocześnie ograniczając się do sztampowych artystycznych decyzji, a na dodatek rymuje “dobrze znam” z “duży RAM”. Pozbawiony swoich stałych dźwiękowych rekwizytów, Dawid Podsiadło przywodzi na myśl postać “everymana” na siłę, który pomylił bezpretensjonalność z przeciętnością.
Istnienie takich wydawnictw udowadnia, że polski pop aspiruje co najwyżej do poprawności. Liderzy głównego nurtu, za dobiegnięcie do mety uznają stworzenie przyzwoitej symulacji zachodnich trendów. Ta niechęć do podnoszenia poprzeczki wynika przede wszystkim z niskich oczekiwań widowni. Wszyscy akceptujemy określenie “całkiem niezła jak na polską płytę” i dlatego zasługujemy wyłącznie na pospolite wyroby albumopodobne.