Rozmowa szczególna, podobnie jak sam bohater. Najbardziej lubi szaleństwo i chciałby być jak Charlize Theron. Nie potrafi kłamać poza planem zdjęciowym. Najchętniej rzucałby szklankami, ale zawsze by za to przeprosił. Oto – Piotr Witkowski – człowiek złożony, czyli człowiek.
Cześć Piotr, udając, że dopiero co się zobaczyliśmy, a zobaczyliśmy się na dole, podczas kawy i przed kawą, i w trakcie wody również.
Tak, cześć.
Ostatni raz mieliśmy okazję rozmawiać podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni, kiedy jeszcze film Proceder, gdzie miałeś przyjemność zagrać główną rolę, nie był jeszcze takim hitem. Wśród krytyków może były jakieś przecieki, że jednak będzie, a, jak okazało się, jest to najlepsze otwarcie tej jesieni. Jak się czujesz z tym? Jakie odbiory są po premierze?
Oczywiście to jest ogromna radość, ale przypuszczaliśmy, że tak będzie. Wiedzieliśmy, że zrobiliśmy dobry film. Pozostawało pytanie jak bardzo i czy uderzymy w 200 tysięcy widzów – uderzyliśmy i przebiliśmy.
Jako aktor funkcjonujesz już od jakiegoś czasu w przestrzeni publicznej, ale tak naprawdę można powiedzieć, że to rola Chady jest taką przełomową dla Ciebie, tak mi się przynajmniej wydaje. I to nie tylko jeśli chodzi o samą rozpoznawalność, ale także docenienie z punktu widzenia półświatka artystycznego.
Półświatka?
Ja uważam, że taki jest.
W sumie to chyba prawda. (śmiech)
Jak to na Ciebie wpływa? Jak to odbierasz?
Szczerze to oczywiście fajne jak ktoś mnie chwali, ale ja sam muszę wiedzieć że jest dobrze. Mam swoje wyznaczniki w bliskich, z którymi mogę wymienić doświadczenia. Jeżeli oni coś uznają, to wtedy dopiero jest mi dobrze, a pochwały innych na mnie za bardzo nie działają. Jestem z tych, którzy zawsze zastanawiają się co można by następnym razem poprawić.
W kulturze hip-hopu atrakcyjne jest to, że sprzeciwiasz się przeciwko czemuś, to jest taki środkowy palec do władzy. Czy masz wrażenie, że się wcieliłeś w rolę Tomka Chady z tej perspektywy? Że to tak naprawdę było jego głównym przesłaniem?
Bycie przeciwko? Nie, wręcz przeciwnie. Mam wrażanie, że on był za wartościami rodzinnymi, za miłością i za przyjaźnią. A był przeciwko wszystkiemu, co mu zawadzało. I tak odbieram hip-hop, że jest za. Mówiąc kolokwialnie raczej: walić wszystko co stoi na drodze, niż pokazujemy palec, bo lubimy.
Mi chodzi bardziej o to, że to jest środkowy palec przeciwko władzy, w znaczeniu – establishment cały jest zły, bo nie rozumie nas.
Trochę tak jest. Jak się spojrzy na nasze społeczeństwo i w latach 90. i teraz to jednak jest tak, że ci maluczcy są jakoś pomijani, ktoś zawsze jest. Niezależnie od władzy. I ci właśnie pominięci mają święte prawo się buntować. Ten bunt jest dobry, bo jest rozwojowy. Bunt najniższych klas – żeby nie doszło do rewolucji, żeby się wszyscy nie pozabijali, musi zostać usłyszany. Myślę, że hip-hop jest takim medium, żeby usłyszeć tych, którzy są niesłyszalni, żeby się ludzie na ulicy nie pozabijali.
Ostatnim razem jak rozmawialiśmy w Gdyni, poruszaliśmy kwestię antybohatera, jakim jest Tomasz Chada i dlaczego jest to postać atrakcyjna dla odbiorcy. Jak to widzisz teraz, już po premierze filmu. Czy ten antybohater się sprawdził?
W czym?
W odbiorze. Czy ludzie go kupili?
Tak. To jest ciekawe, bo co to znaczy antybohater? To znaczy, że źle skończył i nadużywał narkotyków? Że nie ma zawiązanego pod szyją krawata i nie jest „śliczny”? On miał w sobie siłę, którą ma właściwie chyba każdy bohater – silę, by dźwigać ciężar porażki. Rapował przecież: „Podnoszę się po klęsce, bo w sercu mam nadzieję, co kiedyś było niemożliwe, dzisiaj nie istnieje”. To dla mnie podstawowa kwestia.
Żeby się podnieść?
Żeby się podnieść i walczyć przeciwko przeciwnościom. On to miał. A przy okazji był bardzo wielowymiarowy i zagmatwany, bo jest to bohater połamany. Ale jednak bohater. Tomek wiele osób wspierał. Były sytuacje, że jak miał dużo pieniędzy to szedł i je rozdawał. Wspierał przyjaciela na wózku inwalidzkim, który do dziś odnosi sportowe sukcesy, m.in. dzięki wsparciu Tomka. Oczywiście, zrobił też wiele złego, żeby nie robić mu tu pomnika, ale jak każdy człowiek miał dwie nogi.
To prawda i właśnie do tego chciałem się odnieść. Choć ogólnie film został przyjęty pozytywnie, ja przynajmniej miałem takie wrażenie, że pojawiły się głosy pt. dlaczego mielibyśmy wspominać w ten sposób człowieka, który popełnił tyle niegodziwości, że nawet trudno stwierdzić jakie są konsekwencje jego czynów obecnie?
Ktoś mnie zapytał: po co robić film o Tomku Chadzie, co on osiągnął? (śmiech) Pomijając to, że miał miliony fanów i poruszał ludzkie serca poetyckimi tekstami? Ludzie piszą mi, że on ich wspierał w najtrudniejszych życiowych sytuacjach, że pomógł im przejść przez rozstania, przez myśli samobójcze. Pomijając to, choć to już bardzo dużo, nie sądzisz? Ale nawet jeśli, to może był po prostu zwyczajny? I to też jest ważne. Żeby zrobić film o kimś zwyczajnym, żeby zobaczyć, że normalny człowiek, który się zmaga z normalnym życiem, też może być interesujący. To jest przesłanie tego filmu – ludzie, którzy są pominięci, którzy są zostawieni sami sobie przez establishment, po prostu też są interesujący i też chcemy o nich opowiadać, to jest bardzo dużo. Trochę jak u Kena Loach’a.
Jaki element znalazłeś, w którym mogłeś zakotwiczyć rolę? Tę cechę Tomka, przez którą mogłeś się podnieść, zrozumieć go i wynieść poza wszystkie rzeczy, które ludzie mogą uznawać za niegodziwe?
Dużo płaszczyzn było w tym pytaniu. (śmiech) Myślę, że jego wrażliwość i to, że był poetą. W wielu historiach, które słyszałem od jego bliskich Tomek płakał. To mnie jakoś z nim połączyło. Nie otoczka i twarz medialna, sceniczna, tylko to, kiedy był ludzki, smutny, sam. Ostatnio widziałem film o Van Goghu z Williamem Dafoe. Tam znalazłem fantastyczne, bardzo trudne do przetrawienia zdanie, a mianowicie: Smutek jest silniejszy niż radość. I ja tak uważam. Wydaje mi się, że to, co jest smutne, jakoś bardziej nas potrafi jednoczyć. Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Ten smutek jest tak intensywnym doznaniem, że tu poczułem połączenie. Jestem generalnie smutasem, więc to co smutne, to ja rozumiem i czuję. Mamy z braćmi wszyscy tę nadwrażliwość po mamie (śmiech).
Czyli drogą był smutek.
Myślę, że ta wrażliwość, artystyczna dusza.
I radość z życia jednocześnie.
Walka o radość życia.
Tak jak rozmawialiśmy ostatnio, Tomek był człowiekiem, który się zawsze uśmiechał. Mówiłeś mi wtedy, że to właśnie jego matka powiedziała Ci – musisz się zawsze śmiać, bo Tomek był zawsze uśmiechnięty.
Ale to nie znaczy, że to jest radość. Czasem to maska.
Ale żył pełnią życia. Nie jest tak, że odmawiał sobie egzystencji i bycia ciekawym człowiekiem, robienia ciekawych rzeczy.
Tak, zdecydowanie. Zresztą, ma taki numer: „Chciałbym żyć pełnią życia, sukcesami się chwalić, chociaż raz w życiu poczuć jak właściciel ferrari.” On walczył o to, czego, bez walki mógł nigdy nie doznać. Więc czemu nie, róbmy, żyjmy.
Pokazujesz w tym filmie drugą twarz, swego rodzaju, uczłowieczenie Tomka Chady. Czy nie boisz się, że ludzie będą w pewien sposób traktować go jako przykład, bo w gruncie rzeczy był dobrym chłopakiem?
Był dobrym chłopakiem moim zdaniem i uczłowieczenie to chyba złe słowo, bo on był człowiekiem.
Chodzi mi bardziej o to, że postrzeganie Tomka Chady w opinii publicznej, w mediach jest jako gościa, który był raczej zakapiorem.
Ale umówmy się – to jest tak, że w momencie kiedy był ścigany przez policję listem gończym, połowa Polski go chroniła. Robił sobie zdjęcie pod Pałacem Kultury, w którym się znajdujemy, pisał na FB „Big Ben, szukajcie aż znajdziecie”, w tym czasie druga połowa Polski go ścigała. Ale nawet ci, co go złapali, zanim wydali go dalej do więzienia, najpierw sobie z nim robili selfie. To była osoba, która wzbudzała ogromne emocje i jeśli mówisz o tym, że pokazujemy coś w pozytywnym świetle, to nie do końca się z Tobą zgodzę. Pamiętam taką dyskusję po filmie, był pan po 40-tce ze swoją 13-15-letnią córką i on mówi: Wy tutaj pokazujecie, że jednak warto być zakapiorem, że to popłaca. Córka się obróciła i mówi: Ale on jednak umarł na koniec. Pokazujemy, że jak się przekroczy pewną granicę romansu z gangsterką, to nie ma już powrotu. To, że historia jest po prostu przez Wojtka Węgrzyna (operatora) kręcona w taki sposób, że to się fantastycznie ogląda, a Michał (reżyser) ekstremalnie napiął w scenach relacje między bohaterami – to jest jakość filmu. Dlatego się to tak dobrze ogląda. Ale wydźwięk jest jednoznaczny na koniec.
Nie chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiał, chciałem wejść w rolę tego właśnie ojca i zapytać z jego perspektywy. Opinia publiczna ma różne oblicza.
Jestem przekonany, że młodzi ludzie nie są tacy głupi jak opinia publiczna o nich myśli. Mają swoje rozumienie świata. Jak się zobaczy np. serial Euforia albo inne, które są de facto skierowane głównie do młodych ludzi to nasz film wyszedłby na delikatny. Gdybyśmy dołożyli jakiś morał do tego filmu, wszyscy by go odrzucili. Nagle okazałoby się, że coś pokazujemy palcem i krzyczymy z ambony. A my tu pokazujemy życie i każdy wyciągnie swoje wnioski, nie da się ich nie wyciągnąć.
Tak, ta pointa jest rozciągnięta na cały film, a nie na koniec.
Dokładnie.
Jak się czujesz teraz jeżeli chodzi o role, które możesz dostawać? Czy cały czas będziesz chciał grać coś tak ambiwalentnego? Czy chcesz może teraz spróbować być amantem, wojskowym?
Ostatnio miałem casting do komedii romantycznej, ale warunkiem było to, że muszę zapuścić włosy. (Śmiech)
Teraz widzisz jaki jest target, atrakcyjni są mężczyźni z długimi włosami.
Niewykluczone. Słuchaj, ja tego nie wiem, ale zupełnie szczerze, dzisiaj ważą się losy jednej niesamowitej roli. Będę znowu prawie łysy i będą dragi. Ale, jeżeli się uda i rola będzie podobna, to mi to w ogóle nie przeszkadza, bo to jest inny człowiek, tu będzie trudność jak skonstruować go inaczej.
Jeżeli chodzi już o samo aktorstwo – co cię w nim zainteresowało? Ja np. widzę dużo rzemieślnictwa w aktorstwie, jeżeli chodzi o naśladowanie, próbę wejścia w czyjąś skórę, ale czasami trudno mi dostrzec artyzm. Chciałbym, żebyś mi pomógł w tym.
Trudno ci dostrzec artyzm hmm… Przyjmowanie sztuki zależy od tego, ile masz w sobie przestrzeni na odbiór sztuki, tak mi się wydaje. Anda Rottenberg mówi, że żeby przyjąć sztukę trzeba zaufać artyście, że jest szczery w tym co robi. Musimy zdjąć z siebie na chwilę cynizm/dystans odbierając sztukę. Jeśli chodzi o aktorstwo to na pewno jest to rzemiosło, musisz wiedzieć kiedy zrobić pauzę, jaki rytm mieć w komedii. Ja jestem abnegatem technicznym, tzn. uwielbiam technikę, uwielbiam się przygotowywać technicznie i sobie zaznaczać pauzy, tematy, ale potem to wszystko wywalam i nawet jeśli mi to nie wyjdzie to trudno, bo wydaje mi się, że najfajniejsze jest w aktorstwie szaleństwo. Są filmy, że przychodzisz na plan i po prostu robimy 50 dubli tego, że wchodzisz, patrzysz i mówisz jedno słowo. Jeśli ktoś jest wybitny to może nie zabije w nim to życia. Ale to bardzo trudne. To, co było fajne w Procederze, to to, że robiliśmy po 1-2 duble i musiałeś być zwierzęciem, mnie to strasznie jara. To, że nie wiesz do końca co zrobisz. Oczywiście, w pewnych ramach, nie tak, że weźmiesz krzesło i walniesz partnera w niespodziewany sposób.
Ale też tak bywało.
Bywało, np. scena w sprawie Kramerów, jak się spotyka Meryl Streep z Hoffmanem i on rozwala o ścianę swój kieliszek. To była improwizacja, więc zdarzają się takie rzeczy. Trzeba uważać, żeby nie przekroczyć czyichś granic.
Albo właśnie może nie? Nie czujesz czasami, że może warto przekraczać czasem czyjeś granice, a potem przeprosić?
Ja zawsze uważam, że tak, ale są tacy ludzie, którzy tego nie lubią. Ja lubię szaleństwo. To, że możesz zrobić wszystko. Śmieję się, że dla mnie najprzyjemniejszy moment w życiu to jest ten między „akcja” do „stop”, a cała reszta to takie szare życie. Musisz być grzeczny, mówić dzień dobry, wsiadać do windy i przytrzymywać komuś drzwi. A kiedy masz „akcję” to możesz robić wszystko, to mój ulubiony moment.
Wykorzystujesz aktorstwo w życiu codziennym?
Nie. Jeśli mam skłamać, powiedzieć np. czemu się spóźniłem, a to nie jest prawda to po mnie od razu widać, kompletnie nie umiem kłamać, to dosyć zabawne.
Jest taki moment, kiedy aktor przekracza scenariusz, czyli jest zapisane wszystko co ma się zdarzyć, itd., ale niektórzy robią wtedy taki przeskok metafizyczny.
Charlize Theron to robi zawsze. Ona nawet w tym filmie Atomic Blond, który wydaje się zwykłym filmem akcji, jest wybitna. To jest piękne. Często gdy postawisz aktora i obok naturszczyka, który nic nie gra, tylko jest sobą, wtedy często widać grę. U niej jest tak, że to obok niej wszyscy grają. Nie wiem jak ona to robi, ale chciałbym się z nią spotkać na kawę. (śmiech)
Miejmy zatem nadzieję, że uda Ci się kiedyś być jak Charlize Theron. Dzięki wielkie za rozmowę.
Dzięki.