Spotykamy się w hotelu Intercontinetal. Michał wpada do pomieszczenia, w którym czeka na niego ekipa „Anywhere” i z miejsca robi się wesoło. Jest duszą towarzystwa, wszędzie go pełno. Opowiada, że wrócił późno z eventu, że potrzebuje kawy, pyta z kim będzie rozmawiał. Jest zupełnie inny niż na ekranie – pomyślelibyście. To powinno być jasne, na ekranie wciela się w rolę, w życiu nikogo nie udaje, jest sobą.
Patrzę na Ciebie, jak większość myślę, czarny charakter i od razu mam ochotę zobaczyć jakie masz podniebienie. Michał Mikołajczak. Dzień dobry.
Dzień dobry.
To co z tym podniebieniem?
Wszystko jest z nim w porządku, na pewno nie jest gotyckie. Pamiętam jak zdawałem do szkoły teatralnej, to były jeszcze te czasy kiedy komisja egzaminacyjna spradzała podniebienie przyszłych studentów, okazało się, że z moim jest wszystko w porządku. Nie jest złe, nie ma tam jamy szatana.
Wiesz dlaczego Cię o to pytam? Masz niesamowite warunki, żeby zagrać i rolę amanta, i rolę złego charakteru, zresztą tę ostatnią grasz od wielu lat w serialu „Na Wspólnej”. Brakuje mi na ekranie Ciebie w roli amanta. Coś się kroi na horyzoncie?
Jestem teraz na zakręcie, kiedyś „na chwilę” zacząłem działać w kategorii telenowel i to okazało się bardzo czasochłonne. Miałem bardzo dużo dni zdjęciowych, dwa plany, Wrocław – Warszawa i tak ciągle podróżowałem przez prawie dwa lata, a teraz znalazłem się w takim momencie życia zawodowego, że powoli z tego wychodzę.
Czyli szukasz dla siebie roli czy czekasz na jakąś poważną propozycję?
Niestety, w tej branży nie wszystko zależy ode mnie. Mogę sobie znaleźć mnóstwo ról, tylko ktoś musi dać mi szansę to zagrać.
A czego oczekujesz? Jaką rolę chciałbyś zagrać? W czym chciałbyś się sprawdzić?
W dobrym serialu, w stylu „Peaky Blinders” lub polskiej „Watahy”. Jeżeli chodzi o teatr, to na teatr klasyczny, w stylu londyńskiego National Theatre, nie wiem czy widziałaś ich realizacje?
Widziałam produkcje londyńskie i nowojorskie. Wiesz, że przypominasz Cumberbatcha ? Świetnie byś pasował, do ról, które on kreuje.
Chętnie przejąłbym kilka jego ról, np. Sherlocka. Wysoko cenię oryginalne produkcje BBC. Nasz zawód bywa niewdzięczny, czasami trzeba czekać. Ktoś kiedyś powiedział, że w tej branży trzeba być bardzo cierpliwym, nauczyć się rezygnować, nie brać wszystkiego. Kiedy skończyłem szkołę i wszedłem na tzw. rynek pracy to wydawało mi się, że trzeba przyjmować wszystkie propozycje. Natomiast teraz dochodzę do takiego momentu, w którym chciałbym zacząć wybierać sobie role bardziej świadomie. Mam za co żyć, mam co jeść, więc na dobrą ofertę mogę trochę poczekać, doskonaląc się w międzyczasie.
Mówisz o serialach, mówisz, że bardzo dużo czasu potrzebujesz na to, żeby w tym serialu grać. Wydaje mi się, że serial z kinem pięknie się łączy. Ile czasu poświęcasz serialowi „Na Wspólnej”? Jesteś tam od kilku lat i pełnisz taką funkcję, której nie wyobrażam sobie, żeby w tym serialu nie było. Grasz czarny charakter.
Nie ma ludzi niezastąpionych, ale prawda jest taka, że w naszym kraju twórcy filmowi niechętnie w swoim projekcie widzą kogoś, kto gra w telenoweli. Nie oszukujmy się, jeżeli twoja twarz pojawia się od poniedziałku do piątku na ekranie telewizora, to masz małe szanse, żeby zaistnieć w kinie. Natomiast serial daje rozpoznawalność, dla aktora marką jest nazwisko i wydaje mi się, że warto w to inwestować.
Czyli Ty potrzebujesz momentu wyciszenia, pokazania się na castinagch i poszukania swojego miejsca na rynku?
Zdecydowanie tego potrzebuję.
Trochę teatr, ale film też, mam nadzieję?
Film jest przygodą, miałem okazję zagrać w kilku filmach i chciałbym więcej. Teatr jest moją miłością i moim hobby, kocham to i będę to robił cały czas. Mam kilka spektakli, które uwielbiam i które mam przyjemność grać.
Hamlet?
„Hamlet” w Krakowie, „Hamlet” w Warszawie, moje ukochane spektakle i jeszcze „Biesy” Dostojewskiego w Teatrze STU w Krakowie. Rzadko to gramy, ale każdy spektakl jest dla mnie świętem, spotkaniem ze słowem, z wielką literaturą, z wielkimi emocjami, z najczarniejszymi aspektami ludzkiej duszy.
Ale pewien krakowski element masz też dziś przy sobie. Portret Anny Dymnej na koszulce.
Bardzo ją lubię i cenię, piękna kobieta, wspaniała aktorka, dobry człowiek. Jest taki projekt „Polska kulturalna”, oprócz Anny Dymnej na koszulkach pojawiają się wizerunki Zbigniewa Cybulskiego, Daniela Olbrychskiego. Skoro możemy kupić tiszerty z Jamesem Deanem i z Merlin Monroe, to dlaczego nie z Anną Dymną?
Pomyślałam sobie, że dobrze by było opowiedzieć o różnych Twoich miłościach. Sporo ich jest, i spokojnie, ja wiem, że niechętnie opowiadasz o swoim życiu prywatnym, ale przecież możemy porozmawiajmy o podróżach. Lubisz podróżować, prawda?
Bardzo. I zamierzam siebie wyekspediować niedługo, gdzieś daleko, do jakiegoś egzotycznego kraju.
Który kierunek?
Myślę, że to będzie Azja. W tym roku niestety nie mogłem sobie pozwolić na wakacje, zaplanowałem je bardzo dawno temu na wrzesień. Planowałem wyjechać na 15 dni, ale mój kalendarz zaczął puchnąć w takim tempie, że ucinałem kolejne dni urlopu. Okazało się, że został mi niecały tydzień wolnego, więc pojechałem do Toskanii, którą uwielbiam, ze względów kulinarnych, winiarskich, krajobrazowych i wszystkich innych. Natomiast nie ukrywam, że dla mnie nieodkrytym miejscem, miejscem na ziemi są azjatyckie Laosy, Kambodże, Wietnamy.
I Japonia…
Byłem w Japonii, zrobiłem sobie prezent na 30te urodziny. Japonia była zawsze moim marzeniem, bardzo cenię kulturę Japończyków i uwielbiam ich kuchnię. Tokio jest miastem kontrastów, każda dzielnica jest inna, chcesz neonów, kolorów, jedziesz do Shinjuku, chcesz poczuć luksus, zobaczyć wspaniałą architekturę, jedziesz do Ginzy, jest tam tak czysto, że właściwie można się tarzać po ulicy w białej koszuli. Samochody ze świateł ruszają bezgłośnie, bo prawie wszyscy jeżdżą samochodami hybrydowymi. Kiedy patrzyłem na mapy, wyzwaniem wydawało mi się metro tokijskie, niezwykle skomplikowane, myślałem że będę się tam ciągle gubił, bo na największych stacjach metra masz po 20 kilka wyjść. Okazało się jednak, że komunikacja jest wspaniale zorganizowana i moje obawy były niepotrzebne. W Tokio nie mają numerów ulic, nie mają nazw ulic i jakoś się nie gubią. To była wspaniała wycieczka. Wdrapałem się też na najwyższy punkt w kraju kwitnącej wiśni, czyli wulkan Fuji. To święte miejsce i inspiracja dla Japończyków. Byłem na szczycie przed 5 rano i obejrzałem jeden z najpiękniejszych wschodów słońca w swoim życiu.
To musiało być dla Ciebie mega fascynujące. Ty chyba lubisz takie wyzwania, nawet jak jesteś w miejscu, w którym nie ma nazw ulic albo ich nie rozumiesz, nie ma numeracji, to świetnie sobie radzisz, co z resztą udowodniłeś w programie telewizyjnym „Agent Gwiazdy”.
Tokio jest miastem, które jest międzynarodowe, jak Nowy Jork. Wszędzie dogadasz się po angielsku. Prawdziwym wyzwaniem jest japońska prowincja, nie mogłem sobie odmówić przyjemności wyprawy za miasto. Wybrałem się do prefektury Okayama, miejsca słynącego z leczniczych źródeł i fantastycznego jedzenia. Mieszkałem w riokanie, to jest hotel w stylu japońskim, śpi się na materacach futon, są również te zasuwane, drewniane drzwi, które znamy z filmów Kurosawy. Niestety mieszkańcy prowincji w ogóle nie mówią po angielsku. Wybrałem się tam do łaźni publicznej zakosztować spa w nietypowym wydaniu. Były tam strzałka w lewo łaźnia dla pań, na prawo dla panów, nie do końca było wiadomo, którędy iść. No i wpakowałem się do łaźni damskiej.
Ale poradziłeś sobie?
Co było w Okayamie, zostaje w Okayamie. Albo w Vegas. Natomiast wracając do „Agenta”. To właśnie na planie programu zakochałem się w Azji. Przyznam, że do wielu rzeczy podchodzę z dystansem i muszę się w czymś zakochać, żeby się do tego przekonać, np. przez wiele lat nie dotykałem sushi, było dla mnie niejadalne. Zmieniło się diametralnie, o 180 stopni, dziś mógłbym je jeść codziennie. Przed wyjazdem na Bali byłem lekko przerażony, myślałem że będę skazany na fastfoody. A tu kolejna niespodzianka. Zobaczyłem różnorodność tamtejszej kuchni i to, że w Warszawie mamy dostęp do wąskiego wachlarza potraw z tamtego regionu. Bali to wyspa, która jest zielona przez cały rok, więc marchewka i pietruszka rośnie cały czas, nie wspominam już o tym, że ryby i owoce morza są na wyciągnięcie ręki.
Ale nie wyprowadzasz się z Polski?
Nie. Dobrze mi tutaj. Lubię podróżować i mam plan, żeby to robić częściej.
Lubisz podróżować, lubisz wyzwania, to było widać w Agencie, wygrałeś trzecią edycję programu. Masz niesamowity umysł, który pozwala Tobie wyczuć kto jakim jest człowiekiem i wydaje mi się, że dzięki temu możesz sobie wybierać przyjaciół. Czujesz kto jest kim.
To może być jednak przekleństwo, taki dar, a poza tym nie jestem nieomylny, często popełniam błędy. „Agent” to była gra, spotkała się grupka dorosłych ludzi, ale tak naprawdę wszyscy byliśmy w piaskownicy i w coś się bawiliśmy.
Przyznasz jednak, że strategia była ważna. Jesteś urodzonym strategiem.
Nie ukrywam, że tak, że lubię planować i rozważać różne scenariusze, przewidywać kilka kroków do przodu.
– Powiedzmy jeszcze o mniej przyjemnych sytuacjach z Twojego życia zawodowego. Wziąłeś udział w akcji „Why we hate” projekcie Discovery? Nikt nie lubi słuchać o sobie rzeczy mało przyjemnych, czytać tego co piszą internauci. Ty czytałeś hejterskie wpisy przed kamerami.
Jestem aktorem, przez to też osobą publiczną, mam swoje social media i ponieważ jestem na nich obecny, to siłą rzeczy wystawiam się na różnego rodzaju opinie, które nie zawsze są konstruktywną krytyką, a tzw. hejtem. Ta akcja odbyła się przy okazji premiery filmu o hejcie, który wyprodukował Steven Spielberg. Nakręcił antologię hejtu, starał się wyjaśnić, skąd się wzięła nienawiść i przedstawić jej ewolucję od czasów bardzo wczesnych, do hejtu, który znamy teraz, internetowego, anonimowego (choć wiadomo, że w Internecie tak naprawdę nic nie jest anonimowe). Kiedy usłyszałem o tym projekcie od razu zdecydowałem się wziąć w nim udział, ponieważ wydawał mi się ciekawy. Lubię czasem zmierzyć się z czymś niewygodnym, wyjść ze strefy komfortu. Tak naprawdę nagraliśmy bardzo dużo materiału, a została wyemitowana z tego tylko cząstka. Spotykam się z hejtem, czasem słyszę lub czytam, że mam zaćpane oczy i że jestem arogancki.
Albo, że masz słaby głos.
Też.
Nie wykonywałbyś tego zawodu, gdybyś miał słaby głos. Jak radzisz sobie z hejtem? Nie bierzesz tego do siebie?
Staram się nie czytać komentarzy w pewnych mediach. Możesz mówić, że cię to nie dotyka, ale nikt nie lubi czytać nieprzyjemnych rzeczy na swój temat i to oddziałuje na człowieka. Jeżeli spędzisz 30 minut dziennie czytając o sobie niemiłe komentarze, to rzeczywiście to na ciebie wpływa, może spowodować, że będziesz miała obniżoną samoocenę, że twoja pewność siebie zostanie zachwiana. To niewątpliwie wpływa na twoje funkcjonowanie.
To takie normalne, choć przecież nienormalne. Namawiamy do tego, żeby komentować, ale konstruktywna krytyka jest najlepszym komentarzem i takiej oczekują aktorzy i artyści. Michale, 3000 odcinek „Na Wspólnej” już w styczniu. Będzie impreza?
Boję się tego odcinka, bo scenarzyści tam ostro pojechali, używając młodzieżowego języka, to będzie odcinek wzbogacony o piosenki.
Będziesz śpiewał?
Mnie udało się tego uniknąć, choć nie całkowicie. Zaśpiewałem kawałek pieśni, jej ostatnie sekundy należą do mnie. Trochę się tego obawiam, ale zobaczymy.
To będzie niesamowity czas.
Ktoś policzył, że jeżeli teraz chciałaby usiąść i obejrzeć wszystkie odcinki „Na Wspólnej”, od 1 do 3000 to musiałabyś poświęcić na to 160 dób non stop, 80 dni po 12 godzin.
Myślę, że fani serialu nie mieli by z tym żadnego problemu.
Myślę, że człowiek, który by to zrobił mógłby trafić do Księgi Rekordów Guinessa za cierpliwość, wytrzymałość i determinację.
Może i tak, ale trzytysięczny odcinek to powód do celebracji. Wszystkiego dobrego Ci życzę mój drogi i mam nadzieję, że spełnią się Twoje marzenia teatralne. Informacja dla Was: Michał tylko gra czarny charakter, robi to niesamowicie, można mu uwierzyć, natomiast w życiu jest fantastycznym młodym, spełnionym i cudownym człowiekiem. Mam też apel do reżyserów castingów, angażujcie Michała do ciekawych ról, bo chcemy go oglądać także w kinie. Was namawiam do obserwowania Michała także w mediach społecznościowych. Wielkie dzięki za rozmowę.
Dziękuję ci bardzo.
Piąteczka.