Wyścig zbrojeń o to, która marka zbuduje szybsze auto trwa odkąd Gaston de Chasseloup-Laubat w 1898 roku pobił pierwszy rekord oficjalny rekord prędkości, wykręcając szalone 63 km/h. Po ponad stu latach ta granica znacząco się przesunęła. Przez ostatnie lata o tron walczyło tylko dwóch oponentów – Bugatti, czyli Goliath i Koenigsegg, czyli Dawid. Niespodziewanie jednak, Amerykanie wystawili na pole bitwy swoje działa. I to nie pierwszy raz.
SSC, czyli Shelby SuperCars to amerykańska marka produkująca hipersamochody, które miały konkurować z najszybszymi autami na świecie. W 2004 powstał prototyp modelu Aero, a trzy lata później został oficjalnie najszybszym autem na ziemi z wynikiem 410 kilometrów na godzinę. Niedługo później koronę przejął Veyron Super Sport. Cóż, historia lubi się powtarzać i dziś do sieci trafiło nagranie, na którym kierowca Olivier Webb rozpędza najnowsze dzieło SSC do zatrważającej prędkości 532 km/h, twierdząc po wszystkim, że auto jeszcze miało chęć pojechać więcej. Nie pozwoliły na to jednak wiatry boczne, które na wąskiej drodze stanowej (160) mogły zepchnąć pędzące auto z jezdni.
Tuatara legitymuje się mocą 1750 KM i silnikiem V8 o pojemności 5,9 litra. Nie jest to ani największa znana nam wartość, ani nie jest to motor wspierany nowoczesnymi silnikami elektrycznymi. Przy wadze prawie 1300 kg auto to najprawdziwsza maszyna do teleportacji, a pomaga mu w tym niski współczynnik oporu powietrza. Prototyp tego modelu został zaprezentowany już prawie 9 lat temu, ale sprzedaż ruszyła dopiero na koniec 2019 roku. Tak to wygląda w przypadku aut tej klasy.
Żeby taki rekord został oficjalnie zatwierdzony, pomiar odbył się przy pomocy kilkunastu satelit GPS, które są najprecyzyjniejszym możliwym sposobem na zmierzenie prędkości pocisku na kołach. Warunkiem do spełnienia jest przejechanie trasy w obie strony, by upewnić się, że to nie teren lub wiatr pomogły maszynie. Z dwóch przejazdów (484 km/h i 532 km/h) została wyciągnięta średnia (508 km/h) i to ona jest prawowitym rekordowym wynikiem.
Konkurencja nie próżnuje, Koenigsegg już przy okazji Targów w Genewie miał pokazać możliwości modelu Jesko podczas Mission500, ale z wiadomych powodów oficjalny pokaz jeszcze się nie odbył. Szwedzka marka lubi z dnia na dzień detronizować swoją konkurencję bez większego rozmachu. Auto klienta, kierowca testowy i zamknięta publiczna droga. To wystarczy by miażdżyć konkurencję. A może to Bugatti teraz przygotuje coś, co da radę nagiąć czasoprzestrzeń jeszcze bardziej? Jedno jest pewne, motoryzacja nie próżnuje i cały czas jest w stanie przekraczać kolejne, niewyobrażalne kiedyś granice.