Należę do pokolenia, które większość swojego życia spędziło w świecie pozbawionym internetu. Wiem, trudno to sobie wyobrazić, ale tak było. Mam przez to taki przestarzały nawyk, oldschoolowy wprost imperatyw, który każe mi wierzyć w mądrość oraz wiedzę specjalistów i autorytetów. Dlatego kiedy idę do zegarmistrza, który mówi mi, że trzeba wymienić kółko zębate numer jedenaście, to ja się cieszę, cieszę się, że mogę liczyć na pomoc fachowca, a nie sięgam po telefon i nie wyszukuję, co na temat naprawy mojego zegarka ma do powiedzenia księgowa lub motorniczy.
Wracając do czasów kamienia łupanego, czyli przedinternetowych. Kiedy moi rodzice dostali informację, że szczepimy dzieciarnię przeciw gruźlicy, to staruszkowie prowadzili mnie do przychodni i oddawali w łapy brutalnej piguły. I szlus. Nie szukali podpowiedzi w Biblii, nie wygrażali koncernom farmaceutycznym i nie dyskutowali miesiącami o tym, czy lekarz ma wystarczające kompetencje do tego, by decydować o zdrowiu ich dziecka. To były czasy, w których bokser lał po mordzie na ringu, a nie dyskutował z profesorem medycyny, a ludzie pokroju Kai Godek, byli co najwyżej dzielnicowymi dziwakami, którzy w kolejce po pietruszkę, dzielili się swoimi przemyśleniami na temat wpływu samolotów na jakość kurzych jajek. Nikt ich potem nie zapraszał do telewizji i nie sadzał na przeciw dziekana wydziału zootechniki, który musiałby udowadniać racje naukowe wobec zarzutów osiedlowego idioty.
Niestety, internet oddał świat w łapy bezczelnych wariatów, którzy mają tupet podważać wiedzę specjalistów. Co najgorsze, robią to przy sporym wsparciu ze strony cynicznych mediów, których przedstawiciele – dla realizacji swoich doraźnych interesów – dopuszczają tych szkodników do głosu. Ktoś powie, że dawne czasy, o których piszę, przetrąciły mi kręgosłup i że nie mam własnego zdania i nie zadaję pytań, nie podważam zdania naukowych autorytetów. Być może. Ja jednak będę stał przy swoim i kierował się zasadą, że słuchać trzeba mądrzejszych od siebie, że nie mam obowiązku i potrzeby, by znać się na wszystkim, by ufać ludziom, którzy poświęcili swój czas i talent na zawodowe rozwiązywanie problemów innych. Możliwe, że szczepionka przeciw Covid-19 będzie miała jakieś skutki uboczne, których przewidzieć nie mogliśmy. Ale bądźmy szczerzy, życie każdego z nas pełne jest skutków ubocznych, których przewidzieć nie mogliśmy, co nie oznacza, że nie powinniśmy próbować, mimo wszystko, z nadzieją, że jednak będzie dobrze. Inaczej przecież niczego byśmy w życiu nie osiągnęli, bez choćby cienia ryzyka. Dlatego ja się zaszczepię, przy pierwszej, nadarzającej się okazji. I was też do tego namawiam. Nie naprawiajcie swoich zegarków u sprzedawcy maści od samotności.