Miałem pisać o feminizmie. Tak zasugerowała mi moja partnerka. Powiedziała – pisz, bo to ważne i trzeba o tym mówić. Zapytałem – co mam napisać. To, co myślisz – odpowiedziała.
Problem jest jednak tego rodzaju, że ja za wiele o tym nie myślę. I to chyba problem dalej idący, jeśli chodzi o mój cały pogląd na świat. Bo cóż mogę powiedzieć o feminizmie? Tak, uważam, że kobiety są równe mężczyznom. Że jak chcą to mogą pracować gdzie chcą, za ten sam hajs. Że nie powinny się bać wracać do domu same, ale nie powinny też mieć problemu z tym, jeśli spędzą u kogoś noc. Mój problem zatem jest tylko jeden – jest to dla mnie na tyle oczywiste, że nawet nie wiem co mam o tym powiedzieć.
Jak podjąć dyskusję na temat feminizmu? Jeśli rozmawiam z kimś mocno przeciwnym to i tak go nie przekonam, bo fraza „wszystkie baby są X” zbyt często pojawiać się będzie w jego ustach z równie silną intensywnością co pewne określenie na kobiecy zawód stosowane jako przecinek. No i z debilami się nie rozmawia przecież.
A z feministką? Tak, jesteś człowiekiem, powinnaś móc to, co ja. Nikt nie powinien Cię oceniać przez pryzmat Twej płci. Jeśli jesteś zajebista to dlatego, że jesteś, podobnie zresztą, jeśli jesteś totalnie beznadziejna w czymś to również na swój rachunek. Spór, w który moglibyśmy oboje popaść opierałby się możliwie jedynie na pokoleniowej frustracji w kierunku mojej płci, co uznałbym za kutasiarskie z jej strony, że się mnie o to czepia, jak gdyby winą byłoby to mą, że jestem jaki jestem. Ale to pewnie rzadkość.
Dlaczegóż zatem moje podejście do feminizmu może być problematyczne? Bo, kto wie, ale jest szansa, że przez fakt uznania przeze mnie aksjomatyczności twierdzenia: ludzie są równi, za mało czasu skupiam się na niuansach. I może przez to nie czuję potrzeby mówienia o tym zbyt często. I dalej, co ciekawsze może już tylko dla mnie – może przez to mam problemy z rozprzestrzenieniem swoich myśli. Bo niektóre rzeczy uznaję za zbyt oczywiste, by o nich mówić. Moja Pani wychowawczyni z podstawówki zawsze mnie za to rugała. Ja wiem, Kubuś, że Ty wiesz, ale może napisz to. Pytałem wtedy – po co, skoro wiem? Odpowiadała – żebym ja też wiedziała. I może na tym to wszystko polega.