Cała Polska zna Ciebie jako wspaniałego muzyka, ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jesteś świetnym malarzem. Kiedy kilka lat temu rozmawialiśmy o sztuce, miałeś namalowany tylko jeden obraz. Teraz jest ich znacznie więcej. Jak to się stało, że zacząłeś tworzyć?
Malowanie jest obecne w moim życiu od wczesnej młodości. Jeszcze w czasach licealnych miałem poważny zamiar zdawać na malarstwo na ASP. Ostatecznie jednak muzyka wtedy wygrała. Ale malowanie obrazów towarzyszy mi przez cały czas, wracałem do tworzenia i odchodziłem, żeby teraz zostać na dobre. Zacząłem intensywnie działać ponownie kilka miesięcy przed pandemią. Potem te „lockdowny” i brak koncertów spowodowały, że miałem dużo czasu, żeby zająć się malowaniem na poważnie, z pasją i zaangażowaniem, jak nigdy przedtem. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez tego.
Sztuka powinna dawać człowiekowi to, co zdążył utracić. Koncertując się, jeżdżąc w trasy, występując przed dużą publicznością jesteś narażony na ogromną ilość stresu i adrenaliny. Jak wpływa sztuka na ukojenie po takiej dawce energii?
Tworzenie tych prac zabiera mnie w inny wymiar, mój własny świat, gdzie mogę być sobą bez żadnych ograniczeń, gdzie mam wpływ na wszystko, na to co i jak maluję. Przynosi to często ukojenie i spokój wewnętrzny. Czasami jednak rzucam się w ten wir z ogromną niecierpliwością i pasją, jakby jutra nie było, wtedy potrafię całkowicie „odlecieć”. To jest fantastyczne, bo tak jak granie w zespole jest procesem wieloosobowym i współtworzeniem, w malowaniu jestem sam na sam ze swoimi myślami, wrażliwością i wyobraźnią. Każdy obraz to zatem wyłącznie „moja wina”.
Doskonale operujesz kolorem, można powiedzieć, że wymyślasz go na nowo. Czy sam doszedłeś do tego czy pobierałeś jakieś nauki?
Dobre pytanie. Poprzez kolor wyrażam swoje emocje i stan umysłu. Nawet kolory, które mogą być z pozoru uznane za pogodne i ciepłe, w odpowiednich zestawieniach mogą być groźne i agresywne. Wszystko zależy od nasycenia i kontekstu. Żółty, pomarańcz to ciepło, słońce, ale też zniszczenie, ogień i płynąca lawa. Jeśli chodzi o naukę rysunku czy malowania to jestem samoukiem. Choć dziś, w dobie internetu, dostęp do wiedzy jest ogromny i korzystam z tego „pełną garścią”. Kupiłem też sporo książek o malarstwie i technice, dokształcam się intensywnie i nadrabiam braki. Poza tym, mam mnóstwo znajomych artystów i często z nimi rozmawiam. Nie boję się zapytać o różne kwestie ogólne czy techniczne, kto pyta podobno nie błądzi. Ja pytam, więc może błądzę ciut mniej.
Patrząc na Twoje obrazy jestem przekonany, że odczuwasz wielką przyjemność z malowania, coś w rodzaju medytacji. Co odczuwasz, gdy malujesz, jakie myśli Ci towarzyszą?
Powiem tak trochę poetycko, odczuwam przyjemność, trudy i ból jak w podróży. Lecę, płynę tam, gdzie nie byłem i do takich miejsc, które nie istnieją fizycznie, ale dzięki malowaniu mogę tam być kiedy i jak zechcę, a nawet mogę w swoją podróż zabrać jeszcze inne osoby. Z reguły wyciszam się i próbuję przelać na płótno moje myśli, emocje, stan ciała i ducha. Skupiam się często na rozwiązaniach technicznych, żeby osiągnąć maksymalny efekt. Zdarza się, że wyobrażam sobie co zobaczy widz, oglądając już skończoną rzecz. Czy pójdzie tą drogą myślenia co ja, czy zobaczy coś zupełnie innego? Czasem jest to rodzaj twórczego letargu, podświadomość mnie prowadzi w nieznane.
Nie kopiujesz sztuki etnicznej, ale umiejętnie czerpiesz z niej pełnymi garściami. Gdybym Ciebie nie znał, pomyślałbym, że jesteś jakimś szamanem. Jest coś organicznie pierwotnego w Twoich obrazach.
Bardzo mnie fascynuje sztuka etniczna, korzystam z jej zasobów i przetwarzam je na swój sposób. Jest w niej siła i symbolika, wyrazistość, która przemawia do mnie i jest znakomitą bazą wyjścia do własnych kreacji. W moim malowaniu jest dużo różnych elementów połączonych ze sobą nicią onirycznych, baśniowych skojarzeń.
Prawdziwy artysta powinien, moim zdaniem, kochać swój własny warsztat, pielęgnować go i rozwijać, pokonywać własne słabości i niedoskonałości. Eksperymentujesz z technikami? Podobno Twoje obrazy są trójwymiarowe?
W swojej pogoni za osiągnięciem maksymalnego wyrazu dopuszczam wszystkie możliwe środki i techniki, jak też i materiały. Często korzystam z surowców wtórnych, które normalnie wylądowałyby w koszu na śmieci. Tekturowe opakowania, fusy od kawy, kawałki drewna, resztki tkanin, sznurka, dostają drugie życie. Z ich pomocą tworzę trójwymiarowe struktury na moich obrazach. Zgłębiam ten temat i eksperymentuję z różnymi materiałami, jest to podejście ekologiczne i kreatywne jednocześnie.
Na początku malowałeś dla siebie, ale, z tego co wiem, jest już dużo chętnych na twoje obrazy. Sprzedajesz? Jeśli tak, to gdzie no i za ile można stać się posiadaczem twoich dzieł?
Już wielokrotnie dostawałem propozycje sprzedaży moich prac, ale strasznie mi trudno się z nimi rozstać. Z każdym obrazem wiąże się jakaś historia i kawałek życia. Niemniej, sprzedałem kilka, żeby sprawdzić jak to jest, jak się pozbywasz czegoś, co jest ci bliskie. Maluję powoli, bardzo pieczołowicie i z dbałością o szczegóły, ale obrazów przybywa i siłą rzeczy będą musiały znaleźć nowy dom i właścicieli. Muszę się jeszcze do tych rozstań przyzwyczaić.
Jak myślisz, czy malowanie to tylko chwilowa fanaberia, czy sposób na życie?
Teraz to raczej sposób na życie. Myślę, że uprawianie tego typu twórczości nie wymaga siły fizycznej, można to robić do późnego wieku, więc mam jakąś perspektywę, cokolwiek to znaczy [śmiech] Poza tym, nie wymaga to jakichś wyjątkowych warunków, można to robić praktycznie bez ograniczeń, byle nie zabrakło fantazji i wyobraźni!
fot.: Paulina Wawruch