NIE FILOZOFUJĘ TYLKO ZBIERAM

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Cześć, nazywam się Michał i jestem zbieraczem. Nie nazwałbym tego nałogiem, ale potrzebą posiadania. Dokładniej rzecz ujmując zbieram wszelkiego rodzaju bibeloty, chociaż przywiązuję się także do gabarytów np. chińskiej donicy, którą przytargałem z bazaru staroci na Kole. Jest duża, nieporęczna, potykam się o nią, jeszcze nie zasadziłem w niej rośliny, bo ogrodnik ze mnie żaden, ale najważniejsze dla mnie jest to, że pięknie wygląda. Tak, kupuję rzeczy dla samego wyglądu, bo wpadają mi w oko (pierwsze wrażenie jest dla mnie ważne), a potem cieszą je stojąc na półce. Jeżeli miałbym określić styl mojego mieszkania, to jest to połączenie z poplątaniem. Prym wiedzie chińszczyzna zakupiona w sklepie ,,1001 drobiazgów”. Nie denerwujcie się Państwo. Zapewniam, że ze wszystkiego ścieram kurze. Kiedyś byłem pilnym widzem pewnego perfekcyjnego programu o sprzątaniu, z którego wyniosłem wiele.

Tak, zbieram wszystkie pojemniki i opakowania, szczególnie po lodach. Zawsze się przydają. Przekonałem się, że kiedy się ich wszystkich pozbędę i wyniosę na śmietnik, to natychmiast są mi potrzebne. 

„Im mniej, tym więcej!”, ,,Pozbądź się rozpraszaczy!”, ,,Żyj zgodnie z filozofią minimalistyczną!”, „Znajdź sposób na proste życie!”, ,,Stać cię na mniej” – głoszą tytuły artykułów, które najczęściej czytam czekając w kolejce do dentysty, bo w ostatnim czasie szczególnie chcę zadbać o swój uśmiech.

Z jednej strony rzeczywiście czuję natłok rzeczy, zwłaszcza kiedy co raz intensywniej myślę o przeprowadzce i patrzę na to, czego dorobiłem się przez dwadzieścia siedem lat życia (ukłony szczególnie przed chińską donicą) i przeliczam, ile może kosztować mnie transport, aby przewieźć je wszystkie pod inną lokalizację. Z drugiej zaś strony, posiadanie daje mi wygodę, bo zawsze wszystko mam i jestem przygotowany. W swoim zbieractwie myślę o przyszłości. Jeśli potrzebuję wstążki, to mam, bo kilka dni wcześniej zdjąłem ją z kartonu, w którym przyjaciele przynieśli pięknie zapakowane i przepyszne drożdżówki. Kiedy nagle potrzebuję pudełka do wysyłki paczki, to bez problemu znajduję, bo nie wyrzuciłem tego, w którym przysłano mi zamówienie (notabene czekałem za długo, ah ta Poczta Polska). Mogę mnożyć takie sytuacje. Butelkę po winie zawsze ukrywam na balkonie, bo mam wizję, że pięknie będą wyglądać w niej tulipany. Trzymam rzeczy na przyszłość. Gdybym żył minimalistycznie, musiałbym kupować to co potrzebne, a tym samym potęgować konsumpcjonizm, a przecież w idei minimalizmu chodzi o to, żeby ten konsumpcjonizm ograniczyć. Chyba, że coś źle doczytałem …

Minimalizm to filozofia, ale jestem pewien, że nie dla mnie. Wolna przestrzeń sprzyja szerokiemu oddechowi, pozwala zebrać myśli, niesie energię, ale w takiej, nie czułbym się dobrze. Nie wyobrażam sobie życia w surowym, opartym tylko na detalach wnętrzu. Moje miejsce musi mieć duszę. Musi mieć łapacz snów i makatki na ścianach, kolorową lampę i fotel z poduszkami o różnym kształcie. Oczywiście, że dam radę przeżyć bez tego, ale chodzi o to, żeby żyło nam się miło.

Muszę mieć moją dużą biblioteczkę, na półkach której obok książek ustawiłem pamiątki z podróży, ramki ze zdjęciami, mini wazoniki zdobyte na pchlim targu. Mam do tego sentyment. Nie mógłbym pozbyć się pamiątek rodzinnych stojących na parapecie tj. zegarek po babci, cukiernica, duża lampa. Biurko, przy którym pracuję to moje składowisko wszystkiego. Muszę czasem oderwać wzrok od ekranu laptopa i popatrzeć na drobiazgi, przy oglądaniu których często podnosi mi się kącik ust. Cieszę się ich towarzystwem.

Filozofia zbieractwa to moja filozofia. Dajcie mi Państwo jeszcze trochę pogromadzić. Może kiedyś zrobię wyprzedaż, ale nie liczcie na chińską donicę. Ona zostaje ze mną. 

Reklama