„Staram się wybierać projekty, w których rola kobieca nie jest tylko tłem dla męskich bohaterów” – mówi Zofia Wichłacz. Aktorka zagrała ostatnio w serialach „Rojst ’97” (Netflix), „Receptura” (TVN i Player). Marcinowi Radomskiemu opowiada o swoich największych pasjach i kulisach pracy na planie seriali.
Ostatnio wystąpiłaś w kilku serialach. Czy poza pracą znajdujesz czas na pasję? Wiem, że jedną z nich jest gotowanie.
Ostatnio się wkręciłam, wróciłam do gotowania, które bardzo lubię. Chyba warto dbać o te różne formy spędzania wolnego czasu poza planem. Niedawno byłam na Nowych Horyzontach we Wrocławiu i widziałam dużo ciekawego kina. Zrobiłam maraton filmowy.
Jakie kino lubisz oglądać oprócz tego, w którym grasz?
Różne, najbardziej lubię intymne dramaty, które przyglądają się człowiekowi, filmy psychologiczne, nie te efekciarskie z zawrotnym tempem. Zrobił na mnie duże wrażenie japoński nieśpieszny film „Drive my car”. Nie wiem, czy słyszałeś, czy byłeś na Nowych Horyzontach?
Byłem, ale też nie zdążyłem wszystkiego zobaczyć, to taki duży wybór filmów.
Jasne, to właśnie trzygodzinny film, w którym na wszystko był czas. Bardzo mi się podobał.
A lubisz kino kulinarne? Łączysz tę pasję z kinem?
Nie, aż tak to nie. Też bez przesady, ja po prostu lubię coś tam sobie ugotować, ale to nie jest jakaś moja wielka pasja.
A co ci najlepiej wychodzi?
Dania z włoskiej kuchni, wegetariańskie przepisy, choć ostatnio wkręciłam się też w polską kuchnię typu zupa pomidorowa. Przepis mojej babci i mamy. Lubię się uczyć tych starych przepisów.
A propos starych przepisów i dobrych receptur, to serial „Receptura” wchodzi teraz na ekrany TVN i Playera. Zagrałaś tam jedną z głównych bohaterek. Opowiedz, o czym dla ciebie jest ta historia? Bo to jest serial dziejący się w międzywojniu i w teraźniejszości, twoja bohaterka studiuje architekturę i też odkrywa pewną rodzinną tajemnicę.
Odkrywa dziennik prababci i zaczyna go czytać. My poznajemy ją w momencie, kiedy właśnie odcięła się od własnego domu, wyjechała na studia do Warszawy i planuje zerwać z wieloletnim chłopakiem. Wszystko komplikuje fakt, gdy dowiaduje się, że jest z nim w ciąży. Wtedy znajduje dziennik prababci, zaczytuje się w historii i odkrywa, że właściwie mają wiele wspólnego. Prababcia żyła w latach 30. XX wieku, a Zosia jest młodą dziewczyną żyjącą współcześnie, ale w sumie ich rozterki, problemy sercowe, rodzinne, sytuacje, są podobne. I te historie się przeplatają, łączą i rzeczywiście zaczyna doceniać swoje korzenie, historię kobiet w rodzinie. A o czym to jest dla mnie? Też o feminizmie, o podążaniu za własnym głosem, za swoim szczęściem, za wybieraniem dobrze dla siebie, bo jej prababcia umiała to robić już w latach 30. I Zosia się tego uczy w momencie, kiedy ją poznajemy.
I w tle jest fabryka Wedla, więc słodycze.
Dokładnie, pojawia się pewien przepis. Nie będę za dużo zdradzać, ale jest też pewna intryga szpiegowska. Zosia ma coś bardzo cennego z czasów prababci i nie zdaje sobie sprawy, jak istotny jest ten przedmiot.
Czy kiedyś zdarzyło ci się przygotowywać coś słodkiego? To też cię interesuje w kuchni?
Tak, chociaż nie zdarza mi się to często.
Głównymi bohaterkami „Receptury” są kobiety, to jest temat dla ciebie ważny jako dla aktorki? Poszukiwanie ciekawych ról, może znanych postaci, a może takich, które możesz dopiero sama odkryć?
Bardzo ważny, cieszę się, że o to pytasz, bo to był też jeden z powodów, dlaczego w ogóle zdecydowałam się zrobić ten serial. Wiedziałam, że w centrum są dwie kobiety i cała historia jest na nich oparta. Dodatkowo spodobał mi się pazur i zadziorność mojej bohaterki. Staram się wybierać projekty, o ile mogę sobie na to pozwolić, gdzie rola kobieca nie jest tylko tłem dla głównej roli męskiej czy głównych ról męskich, jak to często jeszcze jest obecne. Potrzebujemy więcej ról kobiecych, które nie są tłem czy dopowiedzeniem historii, tylko które mają swoje życie.
Powiedziałaś, że istotną rolę w serialu odgrywa dziennik, chciałem cię zapytać, czy ty sama kiedyś pisałaś pamiętnik?
Wiesz pamiętnika nie, ale mam taki notes, który jest bardzo ważny. Staram się go nosić przy sobie i w ostatnim czasie zaczęłam go bardzo często używać, notować ważne doświadczenia, zapamiętywać chwile, wrażenia i ważne myśli. On mi towarzyszy, zawsze piszę datę i czy wydarzyło się coś ważnego, jakiś sen, zdarza mi się pisać też o marzeniach, więc on jest dla mnie ważnym notesem, notatnikiem. Więc może nie dziennik, ale piszę.
To jakie sny ma Zofia Wichłacz?
Czasem straszne, to jest śmieszne, bo mi się śni dużo w nowych miejscach jak wyjadę, w Warszawie mi się tyle nie śni.
Może wtedy głowa jest oderwana od tego co się dzieje na miejscu.
Może tak.
Ale mówiąc o tych wspomnieniach to też pomyślałem sobie, że było też takie nieprzyjemne, związane np. z przemocą w szkołach teatralnych, pisałaś o tym w mediach społecznościowych. Ty powiedziałaś nie takim zachowaniem i zrezygnowałaś ze szkoły. Poszłaś własną drogą. Czy to było dla ciebie trudne wyznanie i opisanie tamtych doświadczeń?
Ania Paliga napisała o takich zachowaniach. Moja reakcja była odruchem, napisałam najpierw relację tylko na Instagramie, naprawdę w jakimś odruchu, w trzy minuty. Uznałam, że muszę zabrać głos, czułam taką potrzebę, żeby jej też dać wsparcie, bo wiedziałam, jak to działa i jakie oskarżenia mogą pójść w jej stronę. Pojawiły się okropne głosy, że chce się wybić na chwili rozgłosu. Dlatego potem się cieszyłam, że to zostało podchwycone, bo miałam podobne przemyślenia. W szkole byłam krótko, na pierwszym roku kręciłam dwa filmy i też ten pierwszy rok był bardzo intensywny. Od początku miałam pod górkę od początku, że ledwo wyrabiałam się ze szkołą i byłam bardzo przemęczona. Nie miałam siły zacisnąć zębów i iść dalej, tylko wolałam wybrać swoją drogę. Ale chcę też powiedzieć, że nie neguję szkoły.
Czyli czujesz, że to była dobra decyzja?
Tak, już wtedy czułam, choć wiele osób mi mówiło, że nie, próbowało mnie odwieźć od tej decyzji, ale ja też słuchałam siebie i chyba to mam wspólne z bohaterką z Receptury. Obie słuchamy wewnętrznego głosu, który nam podpowiada co jest dla nas dobre. Oczywiście może nie miałam 100% pewności, ale coś we mnie bardzo silnie wołało, żebym spróbowała inaczej, więc to zrobiłam.
Później pojawiły się duże filmy „Powidoki” Andrzeja Wajdy, zagrałaś też w „Rojście”, pierwszym, a teraz w „Rojście’97”, kontynuacji. I historia, gdzie wracamy wspomnieniami do przeszłości, bo „Rojst’97” dzieje się rok po powodzi w Polsce. Zagrałaś tam bardzo ciekawą postać próbującą odnaleźć własną tożsamość.
Cieszę się, że powstał drugi sezon. Miałam niedosyt po pierwszym. Na próbach rozmawialiśmy o orientacji Teresy. Ślub z Piotrem Zarzyckim wyniknął z jej zajścia w ciążę. Młodzi postanowili dla dobra dziecka stworzyć rodzinę. W drugim sezonie wszystko się dopełniło przez wątek, w którym moja bohaterka zakochuje się w Annie. To pokazało, dlaczego w pierwszym sezonie Teresa była tak wycofana i nie mogła odnaleźć się w małżeństwie. Teraz widzimy ją dziesięć czy dwanaście lat później, kiedy wreszcie pozwala sobie na szczęście.
Myślę, że za dużo nie zdradziliśmy, to się dzieje dość szybko w serialu okazuje i romans jest dosyć istotny.
W sumie, jak rozmawialiśmy z Jaśkiem Holoubkiem to on też bardzo cieszył się z tego odważnego wątku romantycznego, tak naprawdę jedynego w serialu.
A jakie masz jeszcze marzenia związane z aktorstwem? Na pewno jest ich wiele, powiedziałaś, że zapisujesz je w dzienniku. Czy są takie role, może reżyserzy, z którymi chciałabyś współpracować? Bo tak naprawdę to się dopiero dla ciebie zaczyna i coraz więcej projektów przychodzi.
To prawda, chociaż mam marzenia, to nie wiem czy jeszcze mam odwagę tak o nich mówić, ale zobaczymy co się uda. Wierzę, że coś na pewno. Mam nadzieję, że będę się rozwijać w różnych kierunkach.
A inne pasje poza gotowaniem, oglądaniem filmów na festiwalach?
W tym zawodzie istotne jest ciało. Praktykuję jogę od kilku lat, bez niej nie umiałabym chyba żyć, więc ruch, taniec i sport. To jest ważne.
wywiad: Marcin Radomski
fot.: Łukasz Dziedzic