Napisałam książkę, pełną naiwności. I feminizmu.
Takiego, co to na chłopski rozum, nikomu do niczego nie jest potrzebny. Takiego, który – ponoć – na chama wciskamy wszystkim jak kit do okien. Bez kitu! Mówię wam. I wiecie co? Bardzo bym chciała byśmy się tym feminizmem wreszcie udławili. Bo tylko wtedy, gdy nam się odbije wreszcie czkawką, być może coś zrozumiemy. A wiecie, czego nie jarzymy? Normalności. Aż by się chciało powiedzieć, że „Normalność jest kobietą”. Byłoby to jednak na wyrost. Bardzo. Bo już nawet Tradycja nosi spodnie. Normalność kobietą bywała. Ale się ją wówczas zbywało. I wreszcie nadszedł czas, gdy wciąż próbujemy o normalność wołać, walczyć, tłumaczyć. Krzyczymy „wypierdalać”, ale i to nie zdaje egzaminu. Dojrzałości za mało?
Mój feminizm mnie zawstydza.
Nie dlatego, że jest naiwny. Powód jest o wiele bardziej złożony. Myślę, o zgrozo, że nie tylko ja tak mam. Napakowałam nim moją nową literaturę i czekam aż wybuchnie. Bo przecież po co to komu? Po co komu po raz kolejny strajki kobiet, po co komu po raz kolejny transparenty, po co komu wałkowanie prawa antyaborcyjnego czy konwencji stambulskiej. To wszystko już uszami wyłazi. Na rynku tyle fajniejszej treści: erotyki, romanse, o wiele ostrzejsze kryminały, świat fantasy z nieograniczoną wyobraźnią autorów. A ja tu o Polkach, tych zza okna. Nuda. I ten wstyd: po co ja chcę tym głowę zawracać?
Ktoś też tak ma?
Tylko liczące się premiery.
Bo wiecie, największa sieć księgarska twierdzi, że premierę on-line z moją książką nie zrobi, ponieważ to nie jest licząca się literatura. No tak, to feminizm. To prawa kobiet. To nie to. No, może gdyby na okładce widniało inne nazwisko.
Moja naiwność też mnie zawstydza. Ten wstyd jest popaprany. Czułam go ostatnio, gdy Rosja zadarła z Ukrainą. Czułam go też wtedy, gdy Polska stwierdziła, że w związku z tym Rosjanie są mało fajni. Czułam go też wtedy, gdy moim rodzicom bardzo mocno zasugerowano, że dzieci bez chrztu i komunii nie będą wystarczające. No i teraz, przed premierą mojej książki.
I ten wstyd przeniosłam na moje bohaterki. Naiwność też. Jednak waleczności i siły również im nie brakuje. I feminizmu. Na szczęście!
Kto ciekawy, zapraszam.
„Prezydentka”, wydawnictwo Papierowy Motyl
https://bit.ly/3kaFLzO