Jestem chamką!

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Jestem chamką. To nie zostało powiedziane wprost, ale zarysowane grubym i jaskrawym kolorem między wierszami w wymianie zdań pod zwyczajnym postem na Facebooku. Nic nowego, prawda? Lubimy przecież dopiec innym i robimy to wyłącznie w postaci reakcji na czyjeś osiągnięcia. I nie musi być tym osiągnięciem nic wielkiego. Wystarczy lepszy humor tego dnia czy wstanie prawą nogą. O założeniu różowych okularów na resztę dnia nie wspomnę. No dobra, zostałam chamką – proszę zwrócić uwagę na określenie. Feminatyw nie z tej ziemi! Ogromnie bym się z niego cieszyła, naprawdę, gdyby nie fakt, że został wyszarpnięty w tej postaci od osoby atakującej. No ale dobre i to! 

Jestem chamką! Dlaczego? Ponieważ używam słów ogólnie przyjętych, ale dla dużej części społeczeństwa na naszym polskim podwórku wciąż groźnych. Mowa o feminatywach właśnie. Bo jak to tak? Prezydentka? Nawet Wujek Google po wpisaniu tego słowa bez zmrużenia okiem pyta: „Czy chodziło ci o Prezydent?” Otóż, nie, drogi wujaszku, nie o to mi chodziło. Czy mam się poczuć przez ciebie niezrozumiała? Widzicie tu moją ironię? Jest bardzo uzasadniona. 

Zatem co z tą prezydentką? No nic, autokorekta ją podkreśla na czerwono jako błędne hasło, zresztą tak samo rzecz się dzieje ze słówkiem „feminatyw” lub „feminatywum”. Niektórzy zażarcie próbują prezydentkę uśmiercić, pozwalając na istnienie wyrazu wyłącznie w kontekście rzeczy, np. jako nazwa damskich rękawiczek. Przypomina mi się literatka, niekoniecznie pani związana z tworzeniem literatury, ale szklanka do wódki, która może czymś służyć, czymś znacznie ważniejszym, niż realizacją własnego wzniosłego pragnienia. Kobieta ma być praktyczna, no przecież. No w dalszym ciągu. No a jak się na to nie godzi, wprowadzając zmianę, nie szkodząc tą zmianą nikomu, lecz wspierając wielu, staje się chamką. 

Jestem więc chamką i tak zwyczajnie, po chamsku, skomentuję lęk przed zmianą naszego społeczeństwa. Boimy się jak jasna cholera, bo? Bo możemy stracić. I widzimy tylko to. Zapominając, że zmiana może wzbogacić i niekoniecznie zabrać stare, by dać nowe. Może dać WIĘCEJ! Pamiętacie Państwo powiedzonko „strach ma wielkie oczy”? To by był ideał. My zamykamy swoje, by nie widzieć, że nadchodzi. A gdy już na moment uniesiemy powiekę, zaczynamy się bronić, choć nie ma żadnego zagrożenia. To nasz permanentny stan: „obrona” przed niczym. Pomyślcie o tym. Jestem chamką, więc mogę takie niewygodne rzeczy tak zwyczajnie, po chamsku, opowiadać. 

A wracając do prezydentki i feminatywów, poproszę Państwa o taki mały eksperyment. Mamy wiele zawodów czy stopni w wojsku, określanych za pomocą rodzaju męskiego, w których również pracują/służą kobiety, ale nie mają swoich odpowiedników w nazwie. Szewc, do niedawna Premier i Prezydent, Major itd. A czy jest chociaż jeden zawód, który kojarzyłby się z pracą kobiet, ale nie miałby męskiego odpowiednika w nazwie? Podpowiem. Jest. To najstarszy zawód świata. Ktoś tu wyczuwa, że coś poszło nie tak?

Reklama