W mojej najnowszej powieści napisałem, że dresy i otwieracz do wina to podstawa bytu ludzkości i najważniejsze wynalazki. Jednak teraz przypomniałem sobie, co ostatnio często mi się zdarza, bo moja skleroza postępuje, że wśród tego zestawienia powinien znaleźć się telefon komórkowy.
Chociaż gdyby tak się poważnie zastanowić, to z jednej strony wynalazek, z drugiej przekleństwo.
Nie będę tutaj wyjaśniać idei telefonu komórkowego, bo nie jest to celem tego felietonu. Wszyscy wiemy do czego służy. Odkąd prężnie działam w mediach społecznościowych, telefon komórkowy jest dla mnie narzędziem, poprzez które, mogę opowiadać o swojej pracy i pokazywać jej kulisy wszystkim zainteresowanym.
W ostatni weekend wybrałem się z moimi przyjaciółmi do restauracji. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy rozejrzałem się i zobaczyłem, że zamiast sztućców, większość zgromadzonych w tym miejscu, trzyma w rękach… telefon komórkowy. Jedni ewidentnie dbali o kontent na Instagrama, bo było widać, że z czułą precyzją fotografują kadry w taki sposób, aby idealnie prezentowały się na InstaStory. Jedzenie wystygło, ale jeszcze nie można było nic skosztować, bo trwała sesja fotograficzna. Potem wiadomo. Należało zmienić jasność, dodać emotki, tekst i czekać na pierwsze reakcje oraz życzenia smacznego od followersów.
Druga grupa restauracyjnych gości trwale do kogoś dzwoniła. Czułem się jak w kawiarni w godzinach przedpołudniowych. Z tym że w kawiarni nie dziwi mnie to, że ludzie wykonują połączenia, bo to miejsce sprzyja pracy. Sam lubię działać w towarzystwie ekspresu do kawy i gwaru ludzi.
Trzecia grupa to pary, które zamiast patrzeć sobie w oczy, patrzyły na ekran komórki. „Kochanie, jeszcze tylko zajrzę na Facebooka i jemy” – dało się to wywnioskować, bo rozmowa ewidentnie się nie kleiła. Według mnie były to pary nie do pary, ale nie mi oceniać. Ja byłem jedynie obserwatorem.
Kolejna grupa to grupa mailingowa i SMS-owa. Wszystko super, gdyby jednak robili to w samotności, a nie przed talerzem i swoim gościem naprzeciwko, który chciałby porozmawiać.
Kiedyś złapałem się na tym, że korzystałem z telefonu za często. Kilka osób musiało mi zwrócić na to uwagę, uświadomić i wyrazić się o tym fakcie dosyć krytycznie. Na całe szczęście udało się, bo zrozumiałem, kiedy telefon i to co w nim jest, jest ważny, a kiedy należy odsunąć go na bok.
Jeśli nie ma mnie w sieci przez kilka godzin, a potem wracam, czuję przytłoczenie nadmiarem wiadomości. Za dużo informacji na raz, ale cały czas staram sobie przemówić i uspokoić się, że przecież nie muszę wiedzieć o wszystkim. Często ważne jest bycie tu i teraz. Skupienie na swoim życiu, a nie tym wirtualnym.
Jak dobrze, że w tej restauracji mój telefon nie zadzwonił. Ufff! I nawet nie nagrałem InstaStory z wizyty w tym miejscu. Jestem dumny! Ba, nawet nie spoglądałem na ekran w poszukiwaniu jakiejś wiadomości.
APEL do restauratorów. Koniecznie przed wejściem do środka musicie umieścić Państwo znaczek z przekreślonym telefonem, czyli zakaz wstępu. Będzie nam wszystkim łatwiej. I zdrowo się najemy.
Zresztą taki znaczek przydałby się w każdym teatrze, kinie, w operze, na spotkaniach autorskich. Wszędzie tam, gdzie należy się skupić, a nie rozkojarzyć dźwiękami powiadomień z Facebooka.