Znowu prezent dla konia, a nie dla ciebie?
To pytanie zapewne już niedługo usłyszy niejeden właściciel konia, a raczej, niejedna właścicielka. Bowiem nie od dziś wiadomo, że największą miłością do swoich rumaków pałają panie, dziewczyny i dziewczynki. I najbardziej na świecie cieszą się z prezentów nie dla siebie, ale właśnie dla swoich rumaków. Koniki zatem dostają prezenty na Boże Narodzenie i „na zająca”, na urodziny swoje własne i na urodziny swojej właścicielki, a czasami nawet na Walentynki. Czy to źle?
Absolutnie nie. Owszem, czasami taka „koniara” usłyszy parę docinków od rodziny lub znajomych, ale jest to bardziej żartobliwa rezygnacja, niż złośliwość. Na zasadzie „a ty dalej jeździsz na tych koniach?”.
A z czego ucieszy się koń? To znaczy, chciałam napisać, właścicielka konia?
Wybór mamy ogromny, ale najlepiej, zanim wypuścimy się na szerokie wody zakupów jeździeckich, które dla nas zapewne stanowią najwyższy poziom egzotyki, zapytać, czy może kochany konik potrzebuje nowego uwiązu, kantara albo ciepłej derki. A może raczej czapraka i nauszników (dla konia, nie dla amazonki!) z najnowszej, designerskiej, kolekcji. Radość właścicielki konika gwarantowana. A jeśli już w ogóle nie mamy pomysłu, to zawsze pozostają skarpetki. Prezent, który wydaje się cokolwiek oklepany, dla koniarza jest zawsze produktem pierwszej potrzeby, zawsze się przyda i każdego, kto spędził choć jedną zimę w stajni, bardzo ucieszy.
Wigilia w stajni? Oczywiście, dlaczego nie?
Zamiast krzywić się, gdy nasza znajoma mówi, że nie może długo zostać na spotkaniu, bo musi pędzić do stajni, ten jeden raz w roku dajmy się porwać jej szaleństwu i pojedźmy razem z nią. Nawet całą grupą znajomych, nawet, jeśli nikt inny z naszej grupy nie jeździ konno, nie był nigdy w stajni a konie wszyscy lubicie, owszem, ale na obrazach Kossaka.
Stajnie mają swój specyficzny klimat, to odrębny świat i nawet w ośrodku jeździeckim położonym w samym środku miasta – jak Hipodrom w Sopocie – można się poczuć jak dawno temu, w wiejskiej stajence. Bardzo bożonarodzeniowo i może właśnie takiej chwili z dala od telefonów, telewizji, gier niektórzy z nas potrzebują. Kupmy po drodze jakieś ciastka, zaparzmy w siodlarni herbatę w wyszczerbionych kubkach i pobiesiadujmy w towarzystwie wesołych rumaków, które na pewno będą zachwycone, jeśli dostaną od nas po marchewce.
Tylko jedna przestroga – ubierzcie się ciepło!
Dobrych, radosnych, zdrowych i szczęśliwych Świąt oraz wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. I oby „końska pasja” zarażała nowych jeździeckich maniaków szybciej, niż jakikolwiek wirus.
Alicja Kocik