Co rano mam ten idealny plan, by wejść w ten idealny stan. Wstaję rano, piję szklankę wody z cytryną i w międzyczasie nastawiam ekspres do kawy i wyjmuję mleko roślinne z lodówki, aby lekko namieszać w mojej małej czarnej. Jest to najczęściej między 8.30 a 9.00. Kilka łyków i już zaczynam czuć ten cudowny przypływ energii, porównałabym to nawet z przypływem adrenaliny, czuję, że otwierają mi się bardziej oczy, a serce gotowe jest do boju.
Nastaje 12.00 i co się dzieje? Wracamy do stanu leniwca. Wiecie, o czym mówię? Poranne myśli marzące o kolejnej godzinie pod kołdrą znowu zaczynają okupować umysł, szczególnie, że pracujesz głównie zdalnie, wobec czego leci druga kawa, hyc. Czasami brak mi umiarkowania w piciu i nastawiam trzecią. Nie wiem, jak Wasz organizm reaguje na trzy kawy dziennie, ale mój staje się „lekko” rozedrgany i wystrzelony, wpadam w kofeinowy hajajaj. Dla wszystkich kofeinoczułych – jest inna opcja, tylko potrzeba odrobiny cierpliwości.
Tak, chodzi o napar z ostrokrzewu paragwajskiego, czyli yerbę mate. Jeżeli odstrasza Was początek przygody, czyli zaopatrzenie się w tykwę, bombillę i przede wszystkim – samą yerbę, zdradzę, że sama mam jedynie rurkę do picia oraz oczywiście susz. Osobom nieprzepadającym za herbatami bez nut smakowych, polecam pomarańczową lub miętowo-cytrynową. Na początku w ulubionym kubku. Zalaną rano, wodą o temp. 70 stopni, dzięki temu wszystkie witaminy zawarte w ususzonych ziołach (głównie z grupy B, a także magnez, cynk, fosfor, żelazo, potas, wapń i krzem) będą nadal aktywne.
Głównym minusem picia yerby jest czas jej kopnięcia. Bardzo nieoczywisty i nie gwałtowny. W pewnym momencie zauważysz, że działanie pobudzające rzeczywiście nadchodzi, jednak uwalnia się o wiele wolniej. Plusem jest to, że ucieka również o wiele wolniej. Dzięki temu nie przeżywamy spadku kofeinowego tak samo jak spadku glukozy. Jazda na rollercoasterze rzeczywiście jest przyjemna, ale nie kilka razy każdego dnia, czyż nie?
W żadnym wypadku nie namawiam do zupełnego odejścia od kawy i pozostawienia jej jedynie dedykowanego ołtarzyka tuż obok kaktusa na parapecie, ponieważ kawa czasami poprawia humor i rzeczywiście działa wręcz ekspresowo, jednak na dłuższą metę, dłuższe działanie jest bardziej opłacalne. Oczywiście może być ciężko – dzisiaj rano wypiłam napar, a koło 13.00 naszła ochota na kawę, którą sobie przygotowałam. Próbujmy zmian, ale nie zmieniajmy się na siłę, każdy organizm ma inne potrzeby.