
Swoją sztukę traktuje jako multikulturowy pomost, w którym ważną rolę odgrywa nauka. Każda praca wygląda nietuzinkowo, ich wykonanie wymaga sporej cierpliwości i dużej ilości czasu. Zwraca uwagę na detale, niczego nie pozostawia przypadkowi. Patrząc na rzeźby Olafura Eliassona ciężko uwierzyć, że wymyśliła je jedna osoba. A jednak to prawda.
Ekolog
O jego pracach mawia się, że promują filozofię zero waste, opowiadają się za naturą. Urodził się w 1967 roku w Kopenhadze, ale szczyci się tym, że jego przodkowie pochodzą z Islandii. Nikt w jego najbliższym otoczeniu nie tworzy sztuki. Olafur szybko przekonuje się, że może polegać wyłącznie na sobie. Kiedy ma 8 lat jego rodzice się rozstają. Chłopiec spędza wakacje w Islandii, w zachwyt wprawiają go skały i krystalicznie czysta, źródlana woda. Kilka lat później uczestniczy w swojej pierwszej wystawie.

Rysunki i gwasze podobają się widowni, jednak Eliassona ciągnie w stronę rzeźby. Postanawia zdawać do Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych, niemal od razu zachwycają go trójwymiarowe prace. Trudny temat. Pod koniec lat 80. tego typu dzieła wpierają coraz popularniejsze instalacje, performance i happeningi. „Opłaca się” tworzenie wielkoformatowych obrazów, ale nie rzeźb. Eliasson dopina swego. Za pieniądze ze stypendium jedzie do Nowego Jorku, potem udaje się do Berlina i Kolonii. Przyjaciele mówią o nim, że nie znosi nudy, kocha wiedzę i innowacyjne rozwiązania. Już pierwsza rzeźba artysty zdobywa uznanie, krytycy piszą o niej, że jest potężną instalacją wodną tworzącą tęczę za pomocą reflektorów.
Studio
Kolejne pomysły sprawiają, że mężczyzna zyskuje sporą rozpoznawalność. Nowa idea? Pracownia, w której inżynierowie, architekci i artyści wymieniają się poglądami. Woli pracować z różnymi osobami, wymieniać się poglądami. Wyznaje: „Nie sądzę, aby samodzielne tworzenie sztuki było lepsze niż tworzenie jej z zespołem ludzi”. Nawiązuje współpracę m.in. z Einarem Thorsteinem, utalentowanym rzeźbiarzem. Przyznaje, że wielbi Bruce’a Naumana, Roberta Irwina i Jamesa Turnella.

Instalacje, monumentalne rzeźby i przedmioty użytkowe zachwycają feerią barw i niespotykanymi kształtami. Sam Eliasson jest zajętym człowiekiem, często można go spotkać na korytarzach berlińskiego Uniwersytetu Sztuki i Institute for Spatial Experiments, gdzie opowiada studentom o twworzeniu unikalnych dzieł. Jego sztuka jest połączeniem kilku kierunków, m.in. land artu, op – artu i konceptualizmu. Nie zamyka się na jeden styl, kierunek i medium, bliskie jest mu wymyślanie nieprzeciętnej ceramiki i równie unikatowych lamp. W swoich realizacjach porusza różne zmysły, wykorzystuje morskie fale, ruch i dźwięk. W ten sposób powstaje „Green river series”, jedno z jego najciekawszych dzieł.
Rzeka
To jeden z ulubionych tematów, do których kocha wracać. W 1998 roku po raz pierwszy tworzy instalację, której celem jest zabarwienie wody na zielony kolor. Specjalny barwnik nie zmienia czystości wody, zdobycie go kosztuje Olafura wiele trudu. Na szczęście happening okazuje się sukcesem; po Islandii nadchodzi pora na Bremę, Tokio, Los Angeles i Sztokholm. „New York Waterfalls” to kolejna nietuzinkowa idea Olafura. Umieszczone w pobliżu East River 4 sztuczne wodospady są jedną z najdroższych instalacji, jakie rzeźbiarz funduje mieszkańcom Nowego Jorku. Koszt to „bagatela” 15,5 milionów dolarów, jednak pomysł szybko spotyka się z zachwytem publiczności. Podziwianie rozszczepionej przez światło wody jest metafizycznym doznaniem.

Eliasson: „Moim celem jest sformułowanie nowej teorii kolorów w oparciu o pełne spektrum światła widzialnego”. Dodaje: „Myślę, że artysta ma potencjał, by zbadać zarówno formę, jak i treść w ramach jednego działania, aby pokazać, że może istnieć spójność między formą a wartościami w naszym społeczeństwie, na przykład myślenie o mieście i budowanie go”.
Pomysł
Eliasson przyznaje, że najwięcej czasu spędza dopasowując do siebie niewidoczne gołym okiem elementy. Chociaż przy każdej rzeźbie pracuje wynajęta przez niego ekipa, artysta nie spuszcza oczu z kolorowych luster, plątaniny kabli i setek lamp. Kiedy w 2003 roku ustawia w Hali Turbin w londyńskim Tate Modern gigantyczne słońce, nie przypuszcza, że będzie to jego najsłynniejsza praca.

Duża sala stanowi miejsce relaksu, przez jakiś czas odbywają się w niej happeningi. Twórca lubi zaskakiwać. Gdy razem z Davidem Adjaye’m wykonuje stojącą pośrodku wyspy San Lazzaro degli Armeni rzeźbę dającą złudzenie instalacji, nikt nie wie, że znajdzie się w ciemnym pomieszczeniu przeciętym sztuczną wiązką światła kojarzoną z horyzontem.
Olafur Eliasson ceni niekonwencjonalną, spektakularną sztukę. Należy do niezwykle wrażliwych osób, słynących z dużej wyobraźni i interesujących pomysłów. Rzeźby wodne, złożone z odbijających światło luster i powietrza to tylko ułamek tego co stworzył. Bez wątpienia Olafur Eliasson jest artystą, dla którego wymyślanie nietuzinkowych prac jest czymś zupełnie naturalnym.