
Delikatne, luksusowe ozdoby są synonimem odkryć, technik i różnych sztuk, ale dla René Lalique’a stanowiły źródło niekończących się wyzwań. Jak udało mu się im sprostać?
Na własny rachunek
Chimeryczne niedostępne kobiety-ważki przemieniały się w balustrady, a lecące na niebie łabędzie były chętnie powtarzanym, choć nie ulubionym motywem Lalique’a. Łączenie kości, masy perłowej i szylkretu przychodziło mu z łatwością, tym większą, że znał założenia ruchu Arts&Crafts, któremu od lat kibicował. Poza biżuterię interesowała go szeroko rozumiana sztuka i design, próbował swoich sił w malarstwie, rzeźbie, tworzeniu mebli, witraży, szkła i flakoników perfum – właściwie żadna z tych dziedzin nie była dla niego tajemnicą, z rosnącym zainteresowaniem śledził nowinki technologiczne i dobrej jakości rzemiosło, a w końcu, gdy nadarzyła się okazja, postanowił połączyć obie te dziedziny. Dzięki niemu szklana emalia stała się równie popularnym surowcem co diamenty, szafiry i szmaragdy, potrafił ze złota stworzyć broszę tylko po to, by dowiedzieć się, jak kruszec reagował ze srebrem.

Mroczna i tajemnicza biżuteria podobała się kobietom, a nadmiernie produkowane ozdoby wygrywały konkursy i wystawy światowe. Nim René Lalique zaczął pracować na własny rachunek przez jakiś czas współpracował z Cartierem, tworzył szkice dla Julesa Destape’a i rywalizował z Boucheronem o lepszy i ciekawszy projekt broszy z ptakami. Jeszcze przed otwarciem własnej pracowni mający świetne wyczucie stylu, surowców i biznesu Lalique sprzedawał plakietki z kości słoniowej z ulubionymi anemonami i wijącymi się wokół łodyżek ostami. Jego subtelna biżuteria zdobiła niejeden dekolt, była unikatowa i precyzyjnie wykończona. Wnosiła do życia klientek niepewność i emocje, bez których pomysły Lalique’a w większości pozostałby niezrealizowane. Dla urodzonego w 1860 roku w Szmpanii projektanta biżuteria była całym światem, nie wyobrażał sobie bez niej życia, a każdy nowy projekt stanowił wyzwanie, któremu tylko on mógł sprostać. Jednak w zostaniu mistrzem secesyjnej biżuterii pomógł mu zupełny przypadek.
Eksperyment: biżuteria
W 1895 roku Lalique miał 35 lat i górę pomysłów, a dzięki pomocy Julesa Destape’a zyskał pracownię i powielających najlepiej sprzedające się klejnoty jubilerów. Trzydziestu świetnie wyszkolonych złotników dzień i noc główkowało nad zastosowaniem nowatorskich rozwiązań, w tym łagodnie przechodzących w ważki ornamentów tworzących spójny, wyszukany obraz. Pięć lat później René Lalique zgodził się wystąpić na Wystawie Światowej w Paryżu.

To była wielka ekspozycja nie dorównująca żadnej innej wystawie. Na gości czekały pawilony, a poruszające się z niewielką prędkością chodniki usprawniały dotarcie na drugi koniec ogrodów. Będąca podsumowaniem różnych epok, sztuki, techniki i odkryć Wystawa Światowa była pierwszym tego typu wydarzeniem, stanowiła dla artystów promocję i okazję do zaprezentowania nowych kolekcji, które bladły wobec ozdób René Lalique’a. W zaanektowanym pawilonie oprócz pachnących luksysen wyrobów znalazła się zasłonka z nietoperzami i unosząca nad wchodzącymi zawieszona na cienkich drutach konstrukcja z ssakami, której nigdy wcześniej nie widziano. Lalique szokował, ale zawsze mieścił się w granicach dobrego smaku, podobnie jak wtedy, gdy razem z aktorką Sarah Bernhard wymyślił inspirowane japońska sztuką witraże. Był też pierwszym twórcą, który zerwał z antykizującymi kobiecymi aktami, a za swoje ozdoby zdobył Krzyż Kawalerski Legii Honorowej. Nieźle, jak przystało na projektanta, który świetnie rozpoznawał stopy metali i z niezachłannym entuzjazmem śledził nowinki w jubilerskiej branży. Ale René Lalique dość wczesnej zrozumiał, że tylko biżuteria daje nieskończone możliwości, intrygowała go na równi z wymyślanymi wówczas oryginalnymi ozdobami, które dziś oglądamy z zachwytem i błyskiem w oku.