
Pierwsze dni wiosny, przesilenie i wszystko budzi się do życia. Ludzie wychodzą na skwery, by jak jaszczurki ogrzewać się w słońcu, codzienność to niezmienność, wielkość to pojemność na absurdy codzienności, a nasze problemy zawsze wychodzą z pierwszym słońcem.
Bo jeśli coś żyje to musi to zamanifestować, dlatego mamy epidemię ludzi z katarami z powodu chorób autoimmunologicznych, kiedy to ich własne organizmy stwierdzają, że większym problemem są pyłki w powietrzu niż zatkane ciało.
W swojej prostocie genialne przecież przesilenie to nasze bóle głowy, migreny, aury migrenowe, zaburzenia wzroku, potencji, impotencji (bo przecież życie budzi się) i innych konsekwencji tego, że co roku odnawiamy naszą żywotność i wkraczamy w nową erę, w której będzie zupełnie inaczej.
Życie wymaga poświęcenia i właśnie tego doświadczamy. Wszem i wobec to widać. Życie udaje, że się zmienia, tylko po to, by przewrotnie oszukać nas, bo przecież nie pamiętamy co się działo w zeszłym roku. Nie wiemy jak się ubrać, nie wiemy co jeść, nie wiem czy słońce nam szkodzi i jak długo możemy siedzieć w kawiarnii na zewnątrz bez szalika jak jest 10 stopni. Czy 10 stopni to już ciepło czy jeszcze zimno? Czy w naszej egzystencji nie ma żadnego drogowskazu na to, co to właściwie oznacza 10 stopni?
W każdym zrazie jest ogórek. A w każdym kraju w Polsce wyciągnięto na maszty plakaty wyborcze, na których możemy oglądać naszych potencjalnych zwycięzców. Oczywiście, wszyscy obiecują nam wszystko, nie mają znaczenia fakty, ale w duchu odnowy biologicznej wierzymy, że z małymi promykami słońca – tym razem nam się uda! Każdy z nich może coś zmienić na gorsze, nie możemy udawać, że tak nie jest. Każdy z nich może coś przemodelować, żeby nasza codzienność była jeszcze bardziej taka sama. Oczywiście, że największym problemem każdego Polaka w XXI wieku jest to, czy ktoś w sklepie mówi z akcentem wschodnim czy zachodnim. Ja codziennie myślę o tym, jak traktują nas Stany Zjednoczone i ile nasz obecny prezydent rozmawiał z innym prezydentem. Zawsze jak kupuję jajka to pytam czy są to jajka lewackie czy prawackie, bo lewackie gotuje się na miękko krócej, bo to przecież same miękiszony. Dodatkowo, nie jem frankfurterek, tylko kiełbaski polskie, nie kupuję coli zero, tylko Kolę Nic i każdorazowo sprawdzam pochodzenie owoców, zanim nie włożę ich do koszyka, bo jedzenie owoców to homopropaganda.
Codziennie też staram się być trochę bardziej szowinistyczny, bo tak nakazuje mi moja natura, a także sprawdzam czy Zielony Ład zrujnował już mój dojazd do centrum przez Most Poniatowskiego, czy jeszcze nie.
Ogółem, wszystko to wina wiosny. Wiosna musi otrzymać swoje myto, a my to patoegzystencja przecież, my to patosuplementacja, patohipochondria i patopokalipsa. Każdego dnia dzieją się rzeczy ostateczne, a jedyne co dajemy radę zrobić to dmuchnąć w chusteczkę i przepłakać stan wczorajszy. Ostatecznie zatem – wiosno, wal się na ryj. Nie chcemy odrodzenia. Daj nam istnieć w stagnacji antycypacji, wtedy przynajmniej będzie stabilnie.















