Marcin Ranuszkiewicz

Nie pojechałem nim na Capri – czasu zabrakło, milion obowiązków – ale nie mogłem się oprzeć, żeby zabrać Pana Żółtego na Mazury. W oczy rzuca się od razu, zaraz po wyjeździe z parku prasowego Forda. Kiedyś była taka bajka – „Pan w żółtym kapeluszu”. Facet w intensywnie żółtym kapeluszu, którego wszyscy kojarzyli, głównie dlatego, że miał małą małpkę robiącą rozróbę w mieszkaniu albo w parku. Wystarczył sam kapelusz, żeby go zapamiętać. Dość o bajkach – teraz moja własna historia z żółtym Capri. Iście oczojebnym. Ale za to z charakterem.
Na początku usłyszałem: „Capri to elektryk. Nie hybryda – w 100% akumulator.” Od razu się skrzywiłem, bo doświadczenia z elektrykami miałem już sporo – i nie zawsze były pozytywne. Szczególnie, że samochody biorę na Mazury niczym James Dean swoje dziewczyny na wzgórza Los Angeles (chociaż on miał lepszą pogodę… i trochę za szybko jeździł).
Wracając do Capri: pamiętam wcześniejsze modele – mniejsze, bardziej sportowe. Ten nowy, z daleka, poza kolorem, nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Ale kiedy podchodziłem bliżej, zaczęło mi się pojawiać to wewnętrzne „hehe” – pewnie śmiga jak jasna cholera. Cel miałem prosty: zabrać Pana Żółtego na Mazury i nie przysypiać przy ładowarkach. Sprawdziłem – zasięg ponad 450 km, do celu 264 km. Powinno się udać. Samochód naładowany w 98%. Zatem szybka zmiana planu: najpierw dwudniowy wypad nad jezioro, a potem powrót do Warszawy i trzy dni jazdy po mieście.



Start. Zastanawiałem się, czy Capri ma tyle zacięcia, co inne sportowe elektryki Forda – na przykład e-Mach 1, którym jeździliśmy m.in. w Gdyni podczas festiwalu filmowego. Powiem tak: klima chodziła, telefon się ładował, radio grało, a ja na S61 trzymałem przepisowe 120 km/h. Po drodze kawa, śniadanie na Orlenie (i nie, to nie były parówki – tych za dużo widziałem na starym Twitterze w rękach polityków). Czas przejazdu – 3,5 godziny ze śniadaniem. Ilość ładowań – zero. To pierwszy elektryk, którym przejechałem taką trasę bez postoju na prąd. Brawo Ford. Czyli jest przyszłość i jest nadzieja. A tę trasę znam na pamięć – także lokalizacje ładowarek, przy których już swoje się nasiedziałem. Producenci, projektanci, branżo elektromobilna – róbcie tak elektryczne auta, żeby z deklarowanego zasięgu 450 km spokojnie dało się przejechać minimum 320, a nie 200 z nerwami i frustracją.




Powiem wprost – to wspaniały samochód. Wygodny, szybki (bardzo szybki – świetne starty!), świetnie wyposażony, naszpikowany elektroniką i czujnikami. Asystenci czuwają nad tobą jak call center z Krajowego Rejestru Długów. Nagłośnienie pierwsza klasa, fotele wygodne, przestrzeń ogromna, a wersja z otwieranym dachem – obowiązkowa. Ford naprawdę zrobił bardzo dobre auto elektryczne. Wydajne, ekonomiczne w użytkowaniu, a przy tym z charakterem sportowego wozu. No i – jeśli ktoś lubi się wyróżniać – w żółtym kolorze przyciąga spojrzenia i pytania. Dane techniczne znajdziecie na stronie Forda, a jazdy testowe są bezproblemowe – naprawdę warto sprawdzić ten model. A jak ktoś się uprze, to i na Capri nim pojedzie.
Pan Żółty został moim kumplem. Polecam go z czystym sumieniem, mimo że to w 100% elektryk. Warto!














