Kiedy po raz ostatni śląski klub zdobywał piłkarskie mistrzostwo Polski, zaczynałem szkołę średnią i kończyła się komuna. Kilka tygodni wcześniej odbyły się czerwcowe, legendarne już wybory do sejmu. Coś się kończyło, a zaczynało się coś, co jeszcze było niewiadomą. Witane było jednak z entuzjazmem.
Wtedy mistrzem został Ruch Chorzów. Po ostatnim, wygranym 4:1, meczu z Górnikiem Wałbrzych, na murawę wbiegli kibice i szybko świętowanie przerodziło się w regularną walkę z milicją. Za dużo było emocji, nie tylko sportowych. Także tych społeczno-politycznych.
W tamtej ekipie z ulicy Cichej jednym z obrońców był Waldemar Fornalik. Dziwnym zrządzeniem losu dziś ten pan świętuje mistrzostwo jako trener Piasta Gliwice. Szkoleniowiec, który ponoć nie nadaje się do prowadzenia dużych klubów i selekcjoner, który nie sprawdził się w reprezentacji.
Teraz zewsząd słychać głosy, że może i poradził sobie w ekstraklasie, ale nie poradzi sobie w Lidze Mistrzów i po co nam w takim razie taki mistrz – mały klubik z małego miasta i małym budżetem. Tyle, że tacy z dużego miasta i większym budżetem już próbowali. Z kiepskim skutkiem. Pomijam fakt, że rozgrywki ekstraklasy nie są eliminacjami Ligi Mistrzów czy europejskich pucharów w ogóle. Są walką o mistrzostwo Polski. A tę walkę wygrał Piast – tak po prostu – zdobywając najwięcej punktów, grając najlepiej i najrówniej. Tylko tyle i aż tyle.
I zdobył tytuł mistrzowski nie dlatego, że ktoś mu się podłożył w ostatnim meczu tylko po to, by mistrzem nie została Legia. Ta sama, która miała wszystko, by tym mistrzem zostać, a nie została. Przypuszczenia dotyczące podłożenia się Lecha utwierdzają w przekonaniu, że długo jeszcze polska piłka płacić będzie za korupcję sprzed, mam nadzieję, wielu lat. Co roku wraca i wracać będzie Ogólnopolski Dzień Piłkarskiej Podejrzliwości wszystkich o wszystko.
Podoba mi się świeży powiew mistrzowski w ekstraklasie. Dominacja tuzów polskiej ligi stała się na tyle nudna, że gliwicki oddech się przyda. Mniej myślę o europejskich pucharach, bo niby dlaczego mamy o tym myśleć skoro co roku dostajemy po pysku, niezależnie od nazwy mistrza czy wicemistrza Polski. Niech w takim razie tym razem spróbuje ktoś inny. A starzy wyjadacze ligowi niech przemyślą swoje zachowanie…i strategię na najbliższe miesiące i lata.
Mistrz Polski na małym stadionie (10 tysięcy pojemności)? Mała jest nasza piłka to i mistrz gra na małym stadionie. Ważne, by ze swej gry na małym stadionie zrobił WIELKĄ SPRAWĘ.