Okazuje się, że wzruszać do łez można zwyczajnie, bez jakiejkolwiek nonszalancji i całkowicie niespodziewanie. Mało tego, czynnością, co do której wreszcie przestajesz czuć wstyd. Nie, bynajmniej nie tym, co napisało się w kolejnej książce, nie tym, co się powiedziało słuchaczom w audycji radiowej, ani nawet nie tym, co się szepnęło do ucha komuś, kto bardzo potrzebował słowa otuchy. Schylając się pod krzakiem jednym i kolejnym w lesie, w samym środku miasta stołecznego Warszawa.
Co robiłam pod tym krzakiem? Ano się schylałam, zerkając po kątach, czy nikt mnie nie widzi. Jakieś skojarzenia, proszę państwa? Z pewnością te najciekawsze. I tu was zaskoczę. Będzie nudno i mało atrakcyjnie.
Schylałam się po dobrodziejstwa, nie lasu niestety, lecz homo sapiens, czyli myślącego acz nie do końca. Uzbrojona w worek na śmieci i rękawiczki kończyłam już moją wędrówkę ludów wzdłuż wydeptanej leśnej ścieżki. Worek sześćdziesięciolitrowy wypełniony po brzegi. Kolor fioletowy, pachnący lawendą. Nie da się z niczym pomylić, a jednak.
– Ojej – usłyszałam tuż obok siebie głos starszej pani z pieskiem – myślałam, że pani kuca bo przypina pani swojemu pieskowi smycz, a pani śmieci zbiera! – bliżej końca wypowiedzi rozmówczyni prawie płakała.
– Niech pani się nie smuci – poprosiłam, nie wiedząc czy mam ją przepraszać za to, że przeze mnie łzy poleciały jej z oczu.
– Nie smucę – odpowiedziała na wydechu, rozglądając się, jakby sprawdzając, czy aby dokładnie wysprzątałam – po prostu… – głęboki wdech i… – ja też będę sprzątać las! – padła wreszcie deklaracja, w którą chętnie uwierzyłam.
Szłyśmy w kierunku naszego osiedla razem, w milczeniu. Ja zawiązywałam worek ze śmieciami i zastanawiałam się dlaczego taka czynność jak publiczne sprzątanie gdzieś w środku wywołuje lekkie poczucie wstydu i próbowałam momentalnie ten wstyd zamienić na wzruszenie, które wywołałam u pani sąsiadki. Czy się udało, nie wiem. Sprawdzę przy kolejnym spacerze z workiem na śmieci.
– Będę – szepnęła sąsiadka, wchodząc do swojej klatki schodowej, machając mi na pożegnanie. „Będę” powtórzyłam w myślach, wciąż wierząc.