W Stanach Zjednoczonych problem nadużycia władzy przez policję jest sprawą bardzo delikatną chyba dla każdej grupy społecznej. Ostatnio w Luizjanie do sądu trafiła skarga na policjantów, którzy, delikatnie mówiąc, dosyć mocno nabroili.
Gliniarze patrolujący ulicę zauważyli, że pojazd przed nimi najechał na ciągłą linię (nie przekroczył jej) dwa razy. Uznali wówczas zachowanie kierowcy jadącej przed nimi ciężarówki za podejrzane i uznali to za wystarczający powód do tego, by ją zatrzymać. Następnie policjanci zapytali prowadzącego o to, gdzie jedzie.
W odpowiedzi usłyszeli, że „do przyjaciela”, lecz uznali to za niewystarczająco pewną i nerwową odpowiedź. Zatrzymany został poproszony o wyjście z samochodu i zapytano go o to, czy jest pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Odpowiedział, że „nie”, lecz policjanci ponownie uznali to za odpowiedź nerwową (co rzekomo na kamerce umieszczonej w samochodzie pokazało, że tak naprawdę zatrzymany nerwowy wcale nie był).
Kierowca ciężarówki na pytanie odnośnie powodu zatrzymania nie doczekał się odpowiedzi, lecz policjanci twierdzą, że powołanie się na swoje prawa było wystarczającym powodem do tego, by uznać go za podejrzanego i dokładnie przeszukać jego auto. Sprawa trafiła do sądu, który wyśmiał działania gliniarzy, których uznał za kłamców, a powody do zatrzymania kierowcy ciężarówki za niewystarczająco wiarygodne. Komuś szykuje się tak zwany „przymusowy urlop”.