Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Zdaje się, że wie o tym Hirokazu Koreeda, prezentujący w swoim najnowszym filmie historie ludzi, których ognisko domowe wypaliło się, pozostawiając po sobie zwęglone pokłady rodzicielskiej miłości.
W „Złodziejaszkach” poznajemy trzypokoleniową rodzinę, gnieżdżącą się w małym mieszkaniu na przedmieściach Tokio. Zła sytuacja finansowa zmusza ojca Osamu (Lily Franky) do drobnych kradzieży, w które angażuje swojego najmłodszego syna Shotę (Kairi Jyo). Mimo problemów, familia postanawia zaopiekować się pięcioletnią dziewczynką, którą Osamu znajduje uwięzioną na balkonie w jednym z apartamentowców w centrum miasta. Niebawem okazuje się, że także dwoje pozostałych dzieci zostało niegdyś przygarnięte w podobny sposób.
Choć bohaterowie żyją na peryferiach świata tętniącego życiem, stanowią przykład szczęśliwej rodziny. Koreeda prezentuje ich szarą codzienność płynącą niemrawo niczym statek ciągnący za sobą stalową kotwicę. To jednak właśnie prozaiczność życia bohaterów zwraca naszą uwagę na rolę, jaką w budowaniu relacji rodzinnych odgrywa dialog i wspólnotowość, o których często zapominamy w dynamicznie pędzącym świecie.
Film Koreedy, przemycający antykapitalistyczne idee, koresponduje więc z dokonaniami kina społecznego, którego emblematycznym przedstawicielem jest Ken Loach. W pejzażu Tokio – jak w Londynie obrazowanym przez brytyjskiego twórcę – poza atrakcyjnym miejskim życiem, japoński reżyser dostrzega tych, którzy zazwyczaj znajdują się poza widzialnością, a więc osoby z nizin społecznych. Bohaterowie jednak świadomie wybierają życie w ascezie, jakby chcąc przeciwstawić się światu wyzbytemu z duchowości. Problem w tym, że rządzi się on swoimi prawami, a jednym z nich jest hierarchizowanie ludzi według kapitału kulturowego, materialnego i symbolicznego, który posiadają. W tym ujęciu Osamu i jego partnerka Nobuyo (Sakura Andô) nie są najlepszym materiałem na rodziców. W praktyce jednak ich więź z dziećmi zacieśnia się z każdą wspólnie spędzoną chwilą.
Z jednej strony „Złodziejaszki” mówią więc o odpowiedzialności jaka wiąże się z rodzicielstwem, z drugiej zaś ujmują pewien konflikt zachodzący między kulturą i naturą. Czy dziecko krzywdzone przez swoich biologicznych rodziców nie powinno otrzymać szansy życia wśród ludzi, którzy obdarzają je autoteliczną miłością? Z punktu widzenia rozwoju emocjonalnego dziecka – z pewnością tak. Czy jednak możliwe jest zawiązanie tak silnej relacji bez poczucia biologicznego powiązania z drugą osobą? Na to pytanie Koreeda nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, podkreślając tym tragizm bohaterów zawieszonych między swoimi naturalnymi potrzebami a brakiem – miłości, bliskości i bezpieczeństwa.