Moment, w którym zagubiona wśród niezliczonej ilości obowiązków czujesz, że jesteś o krok od utraty równowagi. Na granicy wytrzymałości realizujesz kolejne cele z listy, wmawiając sobie, że wszystkie są priorytetowe. Być może myśl o odpuszczeniu przepłynęła przez twój umysł, ale szybko zdałaś sobie sprawę, że nie potrafisz funkcjonować inaczej…
Piątek wieczór. Po całym tygodniu intensywnego działania, siedzisz na kanapie, myśląc o tym jak wiele projektów już za tobą, a mimo to lista zadań na przyszłość robi się coraz dłuższa. Wiesz, że w tym momencie powinnaś zająć się trzema sprawami jednocześnie. Pytanie, czy rzeczywiście powinnaś, czy tylko sama narzuciłaś sobie, że je w tym momencie zrobisz? Zamiast zajmować się tym, co było w planie, pojawiają się wątpliwości. Niekończąca się gonitwa myśli nie daje ci spokoju i nie pozwala na chwilę zapomnienia. Nie wspominając już o odpoczynku, na który powiedz sobie szczerze – zasłużyłaś!
Zacznijmy więc od początku. „Dam radę”- myślisz. Przecież wciśniesz jeszcze kilka dodatkowych obowiązków. Kto jak nie ty? Czujesz, że musisz je wszystkie wykonać, bo pragniesz wykorzystać dany moment w pełni. Dzięki temu udowodnisz sobie jak perfekcyjnie zorganizowana jesteś – przecież to uwielbiasz. Twój charakter prawdopodobnie domaga się nieustannego rozwoju. Przebywanie przez dłuższą chwilę w jednym miejscu już dawno okazało się być dla ciebie utrapieniem. Za to uczucie dumy, zadowolenia z siebie i chwilowego spełnienia jest wręcz pożądane. Cudownie poczuć w sobie siłę i wielozadaniowość. Przyznaję, że dobre efekty ciężkiej pracy potrafią być motywujące. Jednak, czy równolegle z siłą napędową nie stają się one również pułapką do tego, by popaść w wyniszczające nas uzależnienie?
Sama świadomość, że równowaga jest potrzebna nie daje zbyt wiele. Wiedząc jak ważny jest odpoczynek, nadal zauważasz, że nie potrafisz postawić sobie samej granic. Przekonana o tym, że zrobisz wszystko, co sobie założyłaś (być może słusznie, w końcu jesteś mistrzynią organizacji), dochodzisz do momentu, w którym się zatracasz i zaczynasz zauważać jak wiele ciebie to kosztuje. Deadline’y i presja z zewnątrz wydają się być tylko pozornym powodem twojego stresu. Żyjemy w świecie, w którym terminy nieustannie gonią i będą gonić. Na to nie masz wpływu, jednak na swoje podejście już owszem. Od ciebie tylko zależy, czy te czynniki staną się przyczyną presji jaką sobie nałożysz, czy jedynie motywacją do działania. Ty jednak kolejny raz wybierasz pierwszą opcję, czy słusznie?
Nadchodzi więc twój pierwszy wolny dzień od miesiąca. Czas, w którym nie ma pośpiechu, ani wyścigu. Jednak to tylko pozory, bo ty ścigasz się z samą sobą niezależnie od czynników zewnętrznych. Z czasem orientujesz się, że znowu nałożyłaś sobie plan, który podświadomie czeka na realizację. Tak, posprzątanie mieszkania, długo przekładane spotkanie z przyjaciółką, czy przeczytanie książki, która od miesięcy zalega na półce, rzucając się tobie w oczy dzień w dzień przed pójściem spać, też są z góry narzuconym planem, który za wszelką cenę pragniesz zrealizować. Czas się przyznać – uzależniłaś się od presji! Wytwarzasz ją na każdym kroku. W pracy, w domu, w szkole – nieistotne gdzie. Ona siedzi w twojej głowie zawsze. Na moment próbujesz ją uciszyć, wmawiając sobie, że odpoczniesz w wolnej chwili. Oszukujesz w ten sposób siebie, czy innych?
W końcu pojawia się kryzys, bo mimo kolejnej listy zadań na ten dzień, nie robisz nic. Zdziwiona? Lekko zaczynasz czuć, że coś jest nie tak. Jak to? Nie zrobić zupełnie nic? Przecież wolna chwila, to idealna okazja, by nadrobić zaległe rzeczy. Stop. Teraz przeczytaj poprzednie zdanie ponownie. Czy tylko ja musiałam zapisać te słowa na kartce, żeby zauważyć jak bardzo nie mają one sensu?
Fakt, że nie zrobiłaś nic, co wcześniej zakładałaś, nie musi od razu oznaczać, że postawiłaś się presji. Na pewno nie wtedy, gdy zaczynasz czuć wyrzuty sumienia. W takim wypadku nie ty powiedziałaś sobie „nie”. Twój organizm zrobił to za ciebie. Niestety to nie koniec. W twojej głowie rodzi się rozczarowanie z myślą, że nie wykorzystałaś…
Wróćmy więc do piątku wieczorem. Właśnie zdałaś sobie sprawę, że głos wewnętrznej presji jest coraz głośniejszy. Kolejny raz znalazł się u progu twojej świadomości. Fakt, że to zauważyłaś już sprawił, że tym razem spoglądasz na sytuację z dystansu. Od teraz masz dwa wyjścia. Scenariusz mógłby być zupełnie inny, gdybyś tylko nie pozwoliła dojść twojemu wewnętrznemu krytykowi do głosu. Zamiast paniki i zwątpienia, mogłaby pojawić się ulga, gdy zrozumiesz, że nie musisz. Duma, że tym razem wygrałaś wewnętrzną bitwę i spokój, który pozwoli złapać głęboki oddech wolności…
Bądź przygotowana na to, że głos presji jeszcze nie raz uniesie się w głowie, próbując zagonić cię do natychmiastowego działania. Sprawdzisz się już przy najbliższej okazji, gdy tylko staniesz przed wyborem odpowiedniej wersji zdarzeń. Zignorujesz stresujące myśli, bądź nie. Jeśli nie tym razem, to następnym. Być może prób potrzebnych będzie więcej, zanim zaczniesz się zatrzymywać. Zanim sobie odpuścisz. Zanim przestaniesz się zadręczać i zdobędziesz się na odwagę, by w końcu powiedzieć „stop”, czego tobie życzę i sobie przy okazji również.
Autorka: Alicja Pruszyńska