ANYWHERE          TV           REDAKCJA

Krzyk w imieniu milczących

krzyk-w-imieniu-baner

Kiedyś, ktoś znacznie mądrzejszy ode mnie powiedział, że poezję trzeba pisać lub czytać. Albo oba naraz, ale nigdy pisać o niej. Zapytałem wtedy zdziwiony w swej naiwności: dlaczego? Wówczas usłyszałem, że pisanie o poezji jest trochę jak próba złapania wiatru dłonią – można próbować, lecz nic to nie przyniesie. Lepiej starać się odczuwać podmuch całym sobą.

A jednak, dziś, próbuję dla Państwa ów podmuch złapać, niczym Pan Kleks motyle. Po co ci to facet? – możecie zapytać. Nie wiem. – odpowiem szczerze i na chwilę zamknę się w sobie, po czym dodam: Bo tak czuję…

Rzecz o tomiku poezji “No Pasaran!”. Tomiku, będącym wyrazem sprzeciwu Poetek oraz Poetów wobec sytuacji kobiet w Polsce, którego najgłębszym dotąd wyrazem w ostatnich latach stał się Strajk Kobiet. I nie, chcę by to wyraźnie wybrzmiało, nie mam na myśli organizacji, lecz morze kobiet (oraz ich bliskich), które swojego czasu zalały swą siłą ulice nie tylko stolicy, ale całego kraju. Teraz powstał rzeczony tomik. Gdy mówiłem o nim znajomym, nim jeszcze ujrzał światło dzienne, ci pytali mnie z rozbrajającą szczerością: Po co? Przecież już po sprawie…

Może właśnie dlatego. Bo ani już, ani po sprawie.

 
Reklama

Czy coś się moich drodzy zmieniło? No skąd. Powiem więcej – jest jeszcze gorzej. Pewnie za to, co za chwilę napiszę, dostanę w łeb. Może nawet od Wydawnictwa. Wtedy Państwo tego nie przeczytacie. Zatem jest jeszcze gorzej, nie dlatego, że prawo czy też prawa nie uległy zmianie. Sprawy mają się źle, bowiem wiele kobiet zostało skazanych na samotność. I to, kto wie, czy nie w najbardziej kluczowej dla nich chwili; w momencie, kiedy po raz pierwszy poczuły, że trzeba się postawić tyranii. Tyranii władzy, patriarchatu, stereotypów. Wiele z nich wówczas wychodziło na strajki wprost z własnej strefy komfortu wyznaczonej ścianami kuchni, presją środowiska bądź własnych zahamowań. Wszystkie, bo poczuły taką konieczność. I co się wydarzyło? Za to dostanę właśnie w łeb. Panie z megafonami zeszły z barykad, gdy tylko ich twarze we właściwym wymiarze czasu antenowego zaistniały w mediach. Już nie było po co krzyczeć, bo można było mówić. Oby tylko w blasku studyjnych lamp. A co stało się z tą rzeszą Prawdziwych Bohaterek? Tych, które na własnych, anonimowych barkach wyniosły “medialne przedstawicielki” na świecznik? Zostały same, samotne. Samotność zaś, następująca po przełamaniu własnych demonów bywa najgorsza. Boli po dwakroć.

Proszę wybaczyć, ten przydługi wywód, ale – w moim odczuciu – po to jest ów tomik. Żeby ulżyć porzuconym po strajkach w ich samotności. Prosty przekaz: nie ma już megafonów, ale my wciąż za Wami i z Wami stoimy.

“No Pasaran!” to tomik różny. Różny od innych, z uwagi na tematykę, ale też różny w sposobie ujęcia zagadnienia. Jest to bowiem dzieło składające się z utworów wielu Autorek i Autorów. Każdy inaczej czuje, widzi, odbiera świat, a więc i inaczej go opisuje. Są tu wiersze, które tuż po przeczytaniu dają w twarz brutalną prawdą zamkniętą w poetyckich słowach i zostawiają cię z płonącym rumieńcem, do czasu, aż ostygniesz, przemyślisz i wrócisz, a wrócisz… Zapewniam. Są też w “No pasaran!” utwory, które swą treść bardziej snują, lecz efekt jest ten sam – rażą czytelnika Prawdą, od której potem nie można odwrócić wzroku.

Autorzy i Autorki w omawianym tomiku, zapisali swymi słowami piękny utwór na pięciolinii wrażliwości własnej oraz czytelnika. Różne są na niej nuty, tempa i brzmienia. Jedno pozostaje niezmienne: zostawiają odbiorcę w milczeniu… Milczeniu pośród, którego lepiej da się usłyszeć krzyk. Ten sam, co na protestach. Wyraz sprzeciwu! Odgłos wielu gardeł. Dzięki niemu znów można poczuć braterstwo i siostrzeństwo w samotności bez megafonu.

Autorem recenzji “No Pasaran!” jest pisarz Maciej Lasota.

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE