Sztukę makijażu Kasia opanowała do perfekcji. Nie ma w tym przesady, bo uczyła się od najlepszych i pracowała z najlepszymi. Teraz – w swojej Make-up Manufacture Academy – przekazuje zdobytą wiedzę i dzieli doświadczeniem z innymi. Branża beauty nie ma przed nią żadnych tajemnic. Razem z Julią Trojanowską szukają odpowiedzi na wiele pytań: makijaż jest sztuką, czy może jednak rzemiosłem? Kto (lub co) wyznacza obecne trendy w make-upie i czy w ogóle o takich trendach można mówić? Czy makijaż i socjologia idą ze sobą w parze? I najważniejsze – jaką rolę makijaż pełni w XXI wieku?
Julia Trojanowska: Zadam na początek być może głupie pytanie – czy makijażu można się nauczyć?
Kasia Wrona: Jako osoba pracująca z różnymi studentami widzę, jaką trudność lub łatwość sprawia nauka makijażu. Pracuję zarówno na uczelni wyższej, czyli mam do czynienia ze studentami kosmetologii, jak i w placówkach artystycznych – tam przychodzą osoby, które chcą stricte nauczyć się makijażu. W przypadku nauki „dla każdego”, to nie zawsze jest takie proste – są osoby, które mają talent i uczą się od razu. Makijaż jest silnie związany z naszymi zdolnościami manualnymi. Są takie osoby, którym początkowo idzie to troszkę gorzej – wymagają więcej pracy i uwagi. Nie wydaje mi się, żebym w trakcie mojej edukacyjnej kariery spotkała osobę, która nie potrafiłaby nauczyć się makijażu. Czasami wymaga to po prostu więcej pracy. I ja byłam właśnie taką osobą. Mimo że mam zdolności manualne, to szło mi na początku opornie. Moja kreatywność bardziej mi przeszkadzała niż pomagała. Jak najbardziej każdy może się nauczyć makijażu – kwestia czasu, predyspozycji i determinacji.
Wspomniałaś o swojej karierze w edukacji – od czego zaczyna się taka nauka?
Dobra nauka makijażu zaczyna się od podstaw – od pielęgnacji skóry i jej przygotowania, rodzaju cery. Te rzeczy musi znać każdy wizażysta. Problem leży w tym, że w trakcie pracy czy natłoku informacji w social mediach, zapominamy o tych kluczowych kwestiach. Często zaczynamy też zajęcia od historii makijażu. Próbuję uświadomić studentów dlaczego w ogóle tu są i jak to się stało, że makijaż funkcjonuje w przestrzeni społecznej, bo to kiedyś wcale nie było takie oczywiste. Wtedy poznajemy też polskie tuzy makijażu, o których niestety mówi się bardzo mało. Raz w dziesięcioosobowej grupie żaden ze studentów nie wiedział, że Max Factor był Polakiem, że stworzył słowo makijaż, że był laureatem Oscara. Wychodzimy więc od historii i następnie zajmujemy się współczesnym makijażem.
To fascynujące, że historia makijażu wpływa na to, czego uczy się dzisiaj. Czy techniki wypracowane setki, czy nawet tysiące lat temu mają przełożenie na to, jak wygląda sztuka makijażu współcześnie?
Zdecydowanie tak. Często nie jesteśmy świadomi tego, jak ważną rolę w społeczeństwie pełnił i w dalszym ciągu pełni makijaż. Elementy makijażu występowały już w prehistorii, a przez kolejne lata sztuka makijażu ewoluowała. Jednymi z pierwszych były makijaże plemienne, ale skupiając się na tym co bardziej współczesne, to cały XX wiek był rozkwitem technik makijażowych. Makijaż w latach 20. kojarzono głównie z wynalazczością. L’Oréal w Paryżu był jednym z pierwszych przedsiębiorstw, które wdrożyło profesjonalną linię produkcyjną dla drobnych produktów. Kilka lat temu fascynowaliśmy się makijażem typu cut crease – ta technika pochodzi ze starożytnego Egiptu. Wystarczy wybrać się do jakiegoś muzeum, na przykład do Luwru, gdzie mamy cały dział dotyczący urody i kosmetyków. Z makijażem jest trochę jak z modą – to wraca, ale w troszkę innym wydaniu. Makijaż jest jeszcze trochę bagatelizowany. Coraz więcej mówi się o ubiorze i jego historii, a o make-upie zapominamy. Myślę, że warto byłoby poświęcić więcej czasu w przestrzeni publicznej, bo dotyczy codzienności 50 procent społeczeństwa. Powstają już pierwsze prace naukowe na ten temat. Ja również myślę o studiach doktoranckich, zbieram materiały związane z wizerunkiem i edukacją międzykultową w tym zakresie. Mam nadzieje, że ta sytuacja będzie się zmieniała.
Ostatnio sporo czytałam o czerwonej szmince jako symbolu kobiecości i jej silnym, choć nieoczywistym wpływie na społeczeństwo. Cieszę się, że wspomniałaś o modzie i o zmieniających się trendach – czy w makijażu możemy mówić o tak samo silnych tendencjach i tej samej rotacji jak w modzie? Czy wręcz przeciwnie – makijaż nie jest aż tak żywą materią w kontekście zmieniających się trendów jak moda.
Wydaje mi się, że makijaż jest tak samo żywą materią jak moda. Wspomniałaś o czerwonej pomadce, która w historii makijażu pełni wiodącą rolę. Czerwona szminka jest jednym z najstarszych kosmetyków w historii. Mamy nawet zajęcia z historii czerwonej pomadki. To fajnie pokazuje, jak silnie makijaż koresponduje ze społeczeństwem. Mamy przecież w ekonomii pojęcie „efektu szminki”, które kobiety chętniej kupują je w czasach kryzysu. W nowojorskim muzeum MoMA znajduje się obraz Wolfa Vostella z bombowcem, z którego wypadają szminki. Jest to metafora konsumpcjonizmu oraz tego, że czerwona pomadka często była odbierana jako symbol próżności. Makijaż jest materią, która przenika się ze społeczeństwem, ale także materią rzemieślniczą – trendy cały czas się zmieniają. Nie są jednak tak oczywiste i dokładnie opisane jak trendy modowe. Wiemy, że w latach 60. na topie były białe kozaczki, spódniczki mini i geometryczne wzory. Jeżeli teraz widzimy takie kolekcje w sklepach to wiemy, że wróciły lata 60. Świadomość społeczeństwa jest ukształtowana w ten sposób, że przeciętna osoba interesująca się chociaż trochę modą jest w stanie zdać sobie z tego sprawę. Ale czy ktoś z nas wie, że cut crease to powrót makijażu ze starożytności, który był również modny w pierwszej połowie XX wieku, bo stosowała go Marlene Dietriech i Greta Garbo? No nie, bo wciąż za mało się o tym mówi. Za granicą, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, kształtuje się pojęcie psychologii makijażu. Powstają bardzo ciekawe badania, które pokazują, że ludzie posiadający ładną i zadbaną cerę są lepiej odbierani w społeczeństwie. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Jeżeli przyszłybyśmy do biura w eleganckim garniturze, ale nie pomalowane, to na pewno nie do końca zostałybyśmy wzięte na poważnie. Makijaż jest elementem całego wizerunku i pełni równie ważną rolę, jak ubiór. Myślę, że z biegiem lat będziemy o tym więcej mówić i będzie to miało większe znaczenie. Jedną z głównych ról w kreowaniu trendów pełnią social media. Te trendy są viralami na Instagramie czy TikToku. Media społecznościowe można nazwać skarbnicą wiedzy, ale wciąż jest to nieusystematyzowane i chaotyczne. Dwa lata temu powstało w Nowym Jorku pierwsze muzeum makijażu, więc mam nadzieje, że ta świadomość będzie się zwiększać.
W dzisiejszych czasach makijaż zestawiany jest z obsesyjnym kultem piękna, którego nie chcemy już praktykować. Kojarzy nam się z pewnego rodzaju opresją. Czy to nie jest zbyt wielka rozbieżność – z jednej strony zwiększenie świadomości dotyczącej makijażu i jego kulturowego wpływu na społeczeństwo, a z drugiej bunt wobec szkodliwym kanonom piękna i obsesji urody?
Wydaje mi się, że to kwestia bałaganu w tym temacie. Mamy viralowe makijaże na Instagramie, ale nie mamy usystematyzowanej wiedzy na jego temat. Roland Barthes napisał książkę „Sytem mody”, w którym wszystkie przesłanki są zakodowane naszym ubiorem. Być może potrzebujemy takie książki dotyczącej makijażu. Tak jak powiedziałaś – żyjemy w kulturze obrazu. Wciąż troszkę tego nie przeskoczyliśmy, a makijaż w tej dyskusji jest tematem kluczowym, nie tylko dla kobiet, ale również dla mężczyzn. Polska jest krajem o poglądach w większości konserwatywnych i to jest chyba nasz problemem. Nie chodzi też o to, by przypisywać makijażowi niewiadomo jaką wartość – jest to element naszego wizerunku, ale nie widzę powodu, by go bagatelizować.
Wiesz o tym, co dzieje się w kontekście makijażu za granicą z autopsji – spędziłaś w Stanach sporo czasu. Czy można zaobserwować znaczące różnice w podejściu do wizerunku w wydaniu polskim lub europejskim, a amerykańskim? Można w ogóle mówić o jakiś różnicach?
Myślę, że to wiąże się z naszą kulturą – makijaż cały czas z nią koresponduje. My Słowianki wciąż jesteśmy delikatne i naturalne, nasza skóra jest cienka, mamy inny typ urody. Amerykanki są hollywoodzkie, glamour. Porównując na przykład makijaż ślubny, Amerykanki wybierają burze loków, mocny makijaż, długie rzęsy – doskonale wiedzą czego chcą. W Polsce panie wybierają raczej styl boho, lekkie fale i delikatny, upiększający makijaż. W Polsce mam często klientki ze Stanów i one oczekują zupełnie czegoś innego. To właśnie te różnice w stylu, które wypływają z naszej kultury. Zupełnie inaczej będzie się malować kobieta z krajów arabskich, ich oczekiwania są zupełnie inne, a inaczej kobieta z Polski lub innego europejskiego kraju. Wydaje mi się, że w Stanach podejście do makijażu jest bardziej rzemieślnicze. Zanim zamieszkałam w Los Angeles myślałam, że to stolica makijażu w stylu Kim Kardashian. Gdy zobaczyłam wszystko od środka, okazało się że zupełnie nie – LA jest miejscem, w którym pracują makijażyści-rzemieślnicy, którzy rzeźbią przez miesiąc maski do filmów lub zajmują się innymi elementami prostetyki lub charakteryzacji. Polska jest mniejszym krajem, a Los Angeles jest przecież światową stolica przemysłu rozrywkowego – budżety są większe, można sobie pozwolić na więcej. Dlatego zjeżdżają tam charakteryzatorzy i wizażyści z całego świata. Ale co ciekawe – w departamentach makijażu znajdziemy wiele polskich nazwisk. Kilka lat temu pochodzący z Łąkorza David Malinowski zdobył Oscara. To było w tym samym roku, gdy o Oscara walczyła „Zimna Wojna”. Wtedy polskie media rozpisywały się o przegranej, a pojawiło się tylko kilka tekstów dotyczących Davida i jego statuetki za charakteryzację Garego Oldmana w filmie „Czas Mroku”. David Malinowski od lat pracuje i mieszka w Wielkiej Brytanii, ale ma polskie korzenie, więc myślę, że warto o tym wspomnieć. To właśnie pokazuje, jak bardzo makijaż jest „obok”. Miałam okazję uczestniczyć w zajęciach prowadzonych przez osoby, które dostawały Oscary jeszcze w latach 90. i końcem lat 80. – to były wtedy rewolucyjne rzeczy. Wiemy jak wygląda realizacja takiej dużej produkcji – w trakcie kilku miesięcy zdjęciowych bohatera trzeba charakteryzować codziennie. Czasami taki proces trwa 3 godziny rano i kolejne 3 godziny po skończeniu zdjęć. To ogromny wysiłek zarówno dla aktora, jak i charakteryzatora. Spróbuję zaprorokować, że w marcu przyszłego roku Oscara znowu zdobędzie David Malinowski, który współtworzył wizerunek Pingwina w najnowszym Batmanie. Collin Farell jest nie do rozpoznania. Wiele osób pracujących na planie wypowiedziało się, że nie wiedzieli że był to Farell, aż do emisji filmu i napisów końcowych.
To musi naprawdę ciężka fizyczna praca.
To jest ciężka fizyczna praca. Nie jestem specjalistką od charakteryzacji, pracuje w świecie beauty, aczkolwiek mnie także dotyczy praca fizyczna. Na przykład Fashion Week – pracuje się zazwyczaj na 3 pokazach pod rząd. Jesteśmy na call’u o szóstej rano, a kończymy o 22 wieczorem i tak przez siedem dni. To naprawdę fizycznie wykańczająca praca. Cały czas jest się na nogach lub nachylonym nad klientem, obciąża to kręgosłup. Charakteryzatorzy mają podobnie, często skupiają się na małych elementach, na przykład malowaniu żył na skórze czy na tworzeniu prostetyk.
Chciałam właśnie podpytać o twoją pracę na nowojorskim Fashion Weeku. Wiemy już, że wstajecie wcześnie rano i pracujecie non stop przez tydzień. Ile takich makijaży wykonuje się w ciągu jednego dnia?
Zazwyczaj jest tak, że key makeup artist czyli wizażyści, którzy zbierają swój team i go nadzorują, robią dziesięć pokazów w trakcie Fashion Weeku, ale mogą też zrobić dwa lub pięć. Przed pokazem wiodący wizażysta prezentuje swojemu zespołowi makijaż na modelce, by pozostali makeup artists wiedzieli, jak wygląda look na dany pokaz i jak go wykonać. Ilość wykonanych makijaży zależy również od ilości look’ów u danego projektanta. Często jest tak, że wizażysta odpowiada nie tylko za makijaż, ale także za włosy i za paznokcie. Na jednym z pokazów klęczałyśmy przed modelkami i malowałyśmy im nogi. Makijaż jest usługa luksusową, ale Fashion Week, film czy charakteryzacja to po prostu ciężką praca.
Pozostawiając temat ciężkiej pracy i wracając do kariery pedagogicznej – chciałam podpytać cię o Make-up Manufacture Academy. Co to za inicjatywa?
Po wielu latach pracydla różnych szkół i instytucji stwierdziłam, że najwyższy czas stworzyć coś własnego i przekuć moje doświadczenie w przestrzeń, która będzie inna niż wszystkie. Stworzyłam Make-up Manufacture Academy w zeszłym roku. Jest to miejsce zlokalizowane w Krakowie i bardziej eleganckie niż wszystkie inne szkoły makijażu, w którym prowadzimy nietypowe kursy. Oczywiście organizujemy kursy klasycznego makijażu, który nazywa się „Kurs makijażu na własne potrzeby” i jest skierowany do osób, które chcą nauczyć się malować siebie szybko i skutecznie. W tym momencie jest to nasza największa grupa docelowa. Panie, które przychodzą do nas na taki kurs mają dobierany podkład, sugerowane cienie do powiek – najpierw makijaż jest prezentowany, a następnie wykonywany pod czujnym okiem instruktora. Kursantki wychodzą zadowolone, jestem z tego kursu bardzo dumna. Mamy też fajnych sponsorów, którzy zapewnili uczestniczkom goodie bag wypełnione kosmetykami. Kursantki przede wszystkim jednak zaprzyjaźniają się z tym makijażem, dostrzegają jego wartość. Od przyszłego tygodnia wprowadzamy również kurs biznesowy dla wizażystów – coś, czego brakuje na rynku. Chodzi przede wszystkim o osoby początkujące, które chcą rozwijać tę pasję, ale nie za bardzo wiedzą jak zacząć. To bardziej teoretyczne szkolenia, będziemy rozmawiać o tym, gdzie można znaleźć pracę jako wizażysta, co jest ważne w tej pracy i jak stworzyć portfolio. To miejsce już zaczyna tętnić życiem i myślę, że będzie tylko lepiej.
Podpytam jeszcze o twój jeden projekt, mianowicie o książkę.
Książka to projekt, który jest już ze mną bardzo długo. Pech chciał, że wszystkie moje plany zawodowe na które najbardziej liczyłam zniwelowała pandemia. Myślę, że każdy z nas tego doświadczył w mniejszym lub większym stopniu. Tuż przed pandemią byłam w swoim najlepszym momencie zawodowym. W lutym 2020 roku dostałam pracę na Broadway’u, w akademii wizażu prowadzonej z ramienia Dany Sanz, Makeup Forever Academy. Jest to jedna z najbardziej prestiżowych szkół makijażu na świecie. Końcem miesiąca podpisałam umowę o pracę i wybrałam się na Hawaje na krótki urlop. W dniu urodzin zadzwonili do mnie rodzice z informacją, że w Europie dzieje się coś niedobrego. Wróciłam do domu, wiedziałam już że jest Covid i dostałam telefon, że szkoła się zamyka. Nawet nie zdążyłam poczynić pierwszych kroków zawodowych, a moja szansa – myślę, że jedna z największych w życiu – przepadła. Krótko później odwołano też wrześniowy Fashion Week. Wtedy miałam też finalizować projekt związany z książką. Miała być wydana w 2020 roku i dotyczyć makijażu kobiety dojrzałej. To jest temat, który frapuje mnie oraz inne kobiety, ale także młodych wizażystów, którzy nie wiedzą, jak się z takim makijażem uporać. Krótko po rozpoczęciu pandemii dostałam wiadomość od wydawnictwa, że niestety projekt będzie przesunięty. Myślę, że marzec przyszłego roku jest ostatecznym terminem. W książce występują bardzo rozpoznawalne osoby. Zawiera sporo metamorfoz – mogę zdradzić, że zobaczymy popularne osoby w wizerunkach, w jakich nigdy wcześniej ich nie widzieliście. Zdradzam w niej wszystko, czego nauczyłam się przez ostatnie lata, będzie to praktyczny przewodnik dla każdej kobiety.
Trzymam mocno kciuki i nie mogę się doczekać premiery! Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Więcej o Make-up Manufacture Academy dowiecie się tutaj: https://mmacademy.pl oraz tutaj
Autorem zdjęć Kasi jest Łukasz Lic, https://pozytywstudio.com/