Wiesz, że jedyną pomocą, która nie ma racji bytu, jest ta którą sami sobie odbieramy? Człowiek jest w stanie udźwignąć wiele – przetrwa śmierć ukochanej osoby, przełknie gorzką pigułkę porażki, zdrady, zapomnienia czy fizycznego bólu. Jedyne z czym ciągle nie potrafimy (lub nie chcemy) sobie poradzić jest nasza własna głowa, a w niej miliony negatywnych myśli.
Jak pokazują dane statystyczne, pomiędzy rokiem 2017 a 2021 liczba prób samobójczych wzrosła z 11 139 do 13 798 w skali roku. Oznacza to, że w 2021 roku każdego dnia 38 osób próbowało odebrać sobie życie. Liczba samobójstw w 2021 roku sięgnęła 5201. To 15 osób dziennie. 15 żyć. 15 tragedii, których być można było uniknąć – jest to zarówno fakt, jak i spostrzeżenie psychoterapeutki, którą zapytałam o znaczenie psychoterapii w dzisiejszych czasach, Pauliny Basy.
Osobiście nie jestem zwolenniczką teorii, że to całkowita wina ewolucji i tego, w jakich czasach obecnie żyjemy (jest to tylko jeden z elementów). Na to, czy cierpimy na zaburzenia lękowe, stany depresyjne czy choroby psychiczne mają wpływ również:
- przeróżne czynniki środowiskowe – otoczenie w jakim się wychowaliśmy lub do którego przystąpiliśmy (np. w szkole czy pracy)
- obecna sytuacja życiowa – np. problemy prywatne, rodzinne, w pracy, kłopoty ze zdrowiem
- genetyka, bo mało kto wie, że np. po rodzicu chorym na depresję można odziedziczyć skłonność do nabycia tej choroby w przyszłości (prawdopodobieństwo jej posiadania wzrasta wówczas o 30%).
To na pewno nie wszystkie z nich, choć zapewne o tym wiecie. A więc przechodząc do sedna – depresja, smutek i przygnębienie są wszędzie. Co w przypadku gdy spotyka to mnie, Ciebie, kogoś bliskiego? Co robisz? Pierwsze co usłyszysz lub poradzisz to „idź na terapię”.
Ale czy na pewno? Czy to rozwiązuje każdy problem w naszym życiu? Wokół tego tematu narosło mnóstwo mitów, część z nich obalę na przykładzie własnym i innych, a resztę pozostawię opinii specjalisty.
Po #1 – to Twój wybór, Twoja wola
Decyzja o podjęciu terapii jest trudna, bo długo nie dopuszczamy do siebie myśli, że potrzebujemy pomocy. Moją terapię (notabene trwającą 7 lat, ale o tym później) określiłabym jako sinusoidę. Była świadomość problemu, nie było chęci jego rozwiązania. Dlaczego?
Bo to jest wygodne – zamknąć się pod kloszem z napisem „jest źle, ale niech tak będzie” i szukać ukojenia w innych aspektach życia. Ja, uciekając od terapii, zatracałam się w pracy – pracowałam fizycznie ponad 200h miesięcznie na dwa etaty. Dużo ćwiczyłam wysiłkowo. Wszystko, byle nie myśleć o problemie. I wtedy, choćby rozstąpiła się ziemia – nikt nie był w stanie mnie namówić na podjęcie terapii. Rodzice, siostra, przyjaciółka – NIKT!
Brzmi znajomo? Nie czuj się winna – to jest okej! To ma być Twój wybór, Twoja decyzja i Twoja konsekwencja. Masz uszczęśliwić tym siebie, nie innych. Tu jest ważny Twój komfort i Twoje samopoczucie, a nie ulga u bliskich, bo poszłaś do psychologa.
Psychoterapia przestaje być tematem tabu, chociaż nadal często słyszę od pacjentów, „czy ja na pewno potrzebuję pomocy?”, „czy ja nie zabieram komuś miejsca, kto może potrzebuje bardziej?”. Równie często słyszę, że rozmawiają na temat psychoterapii z bliskimi, że namawiają znajomych, rodzinę na podjęcie terapii lub że sami zostali przez kogoś namówieni, co oznacza, że to przestaje być wstydliwe i się o tym po prostu mówi – tak mówi psychoterapeutka Paulina Basa, którą zapytałam o zdanie w temacie psychoterapii i jej postrzegania z perspektywy specjalisty.
Zatem psychoterapia, choć już nie jest tematem tabu, wciąż generuje w ludziach poczucie winy, wstydu i narastające wątpliwości. Ja sama wiem, że mogłam iść wcześniej kontynuować terapię, ale do każdej decyzji trzeba dojrzeć – tak jak mówi o tym Klaudia: Nie raz się zastanawiałam czy (terapia) faktycznie była mi niezbędna. Sama decyzja o podjęciu terapii nie była łatwa, bo nigdy nie byłam specjalnie wylewna – wręcz ukrywałam się z tym co czuję. Ale w końcu stanęłam twarzą w twarz ze swoją przeszłością, której chowanie gdzieś głęboko, wówczas mocno odbijało się na moim życiu.
Po #2: Jak myślisz co ma wspólnego sukienka z terapeutą?
Ostatnio spotkałam się ze stwierdzeniem, że „chodzenie na terapię jest w modzie, a ta nie jest dla każdego”. Spodobało mi się to porównanie, ale trochę w innym znaczeniu. Wiecie, że z terapią jest trochę jak z indywidualnym stylem ubierania się. Decydując się na daną stylizację kierujemy się swoim samopoczuciem, komfortem i wygodą – chcemy czuć się pewnie. I tak samo działa to w terapii. Sama decyzja jej podjęcia to jednocześnie ogromny i trudny krok do wykonania. Kolejnym jest wybór terapeuty.
Osobiście brałam udział w pięciu terapiach, ale nie z powodu towarzyszących mi chorób czy zaburzeń. Nie od razu czuję się „vibe” z psychoterapeutą, a czasem nie czuje się go wcale. Niemniej jednak – nie jest to powód do rezygnacji. A nawet NIE może nim być! Ja niestety dość szybko się poddałam, stąd moja terapia trwała przeszło siedem lat z przerwami.
Wiem co sobie myślisz – na tym świecie nie ma nikogo, kto mnie zrozumie, kto zdoła mi pomóc. Klaudia, która brała udział w terapii słusznie zauważyła pewną zależność, że wciąż duża część społeczeństwa traktuje psychoterapeutów jak czarnoksiężników. Ale dlaczego, skoro mają być Twoją pomocą? Myślę, że bierze się to ze strachu, boimy się zrezygnować po jednej konsultacji. Bo nie czujemy się komfortowo przy tej osobie, czujemy zbyt duży dystans.
Więc teraz odpowiedz sobie na pytanie czy kupiłabyś sukienkę o 3 rozmiary za małą, by udowodnić sobie, że się w nią zmieścisz? Nie. Więc czy warto kontynuować terapię ze specjalistą, z którym ciężko ci złapać dobry kontakt? Nie!
Terapia jest procesem i bez niektórych elementów ona po prostu nie zadziała tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Dlatego wybór właściwego terapeuty jest takim trybikiem w machinie, który jeśli zajdzie potrzeba – można wymienić, aby całość przynosiła pożądane efekty.
Po #3 i ostatnie, co powinnaś czuć to wstyd
To nie jest tak, że „jesteś wariatem/wariatką” jak chodzisz na terapię. Dbajmy o swoje głowy, to żaden wstyd. To dość powszechny stereotyp, który pomimo XXI wieku wciąż funkcjonuje i tak mocno zakorzenił się w społeczeństwie, że ciężko się go pozbyć. A przecież nieleczona depresja, skrywana pod skorupką pozornego nic mi nie jest może doprowadzić do tragedii.
Też czułam się “wariatką”. W liceum ukrywałam się z tym, że chodzę na terapię, a kiedy ta informacja dotarła do kolegów i koleżanek z klasy – wstydziłam się. Tylko właściwie skąd takie uczucie?
Część ludzi chodzi na siłownię, aby zadbać o zdrowie fizyczne – swoją formę, sprawność, sylwetkę. Druga część uczęszcza na terapię, żeby wzmocnić swoją formę psychiczną. Pomiędzy tymi dwoma czynnikami można postawić znak równości. Trafnie podsumowuje to psychoterapeutka:
W ostatnich latach można zaobserwować wzrost liczby osób korzystających z psychoterapii. Myślę, że ludzie coraz lepiej rozumieją swoje potrzeby, są coraz bardziej świadomi swoich trudności, swojego zdrowia psychicznego, ale też tego, że coś można z tymi trudnościami zrobić, że tak nie musi być. Uważam, że zmierza to w dobrym kierunku. W takim, żeby psychoterapia była kojarzona z dbaniem o siebie, o zdrowie psychiczne, które jest przecież nie mniej ważne niż zdrowie fizyczne.
Mówienie o uczuciach, walka z demonami przeszłości, chęć zrozumienia dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej to ŻADEN wstyd. To oznaka siły, odwagi i determinacji.
Nie będzie kolorowo, gdyż terapia bywa trudna, ale zrzucenie tego balastu – podobnie jak zbędnych kilogramów na siłowni – sprawi, że zakwitniesz psychicznie. Nie odmawiaj sobie tego uczucia, masz prawo czuć się komfortowo i pięknie zarówno w nowych ubraniach jak i z własnymi myślami.
Ula Ślusarczyk