O tym, że modeling to więcej niż rozmiar zero, ciałoakceptacja to długa droga, a życie rozkręca się dopiero po programie, opowiada modelka – Martyna Kaczmarek.
Karina Jaworska: Nie każdy wie, że są różne rodzaje modelek. Typ 0, curvy i plus size – co to oznacza?
Martyna Kaczmarek: Modelka w rozmiarze 0 to modelka, do której ubrania stworzone przez projektanta np. na wybieg już pasują. Są to ubrania w rozmiarze 34/36. Najbardziej pożądane są rozmiary 90:60:90. One już pasują do tych ubrań, nie trzeba ich dopasowywać pod konkretną modelkę. Wszystko powyżej rozmiaru 0 jest uznawane w branży modelingowej za curvy. Czyli modelka z kształtami, krągłościami. To trochę uwłaczające, bo każda modelka ma kształty, niezależnie od rozmiaru. W każdym razie w curvy mamy dwie kategorie – mid size i plus size. Mid size uznaje się rozmiar między 38 a 44. Nie ma jednak jakieś instytucji, która by to jasno sprecyzowała. Niektóre źródła mówią, że ten typ kończy się na 110 cm w biodrach. Inne, że na 120. Ja jestem uznawana za modelkę mid size mimo, że w programie mówili o mnie plus size. To chyba dlatego, że więcej osób kojarzy tę nazwę. Wynika to z tego, że nie ma świadomości co do różności tych kategorii. Rozmiar plus size zaczyna się od 44 wzwyż. Obecnie noszę rozmiar 40/42. Po pandemii, według danych GUSu, są to najczęściej kupowane przez kobiety rozmiary w Polsce. Reprezentuję więc dużą grupę.
Byłaś pierwszą taką modelką w Top Model – po co poszłaś do programu?
To była spontaniczna decyzja. Spędzałam z mężem majówkę w Karkonoszach. W pewnym momencie podczas wędrówki wpadłam na pomysł: „Ej, co by było gdybym poszła do Top Model?”. Modeling był moim nastoletnim marzeniem. Zaczęłam o nim przebąkiwać już w marcu bo czułam, że mam fajną relację ze swoim ciałem, wyszłam z zaburzeń odżywiania. Czułam się super i zaczęłam myśleć o modelingu, marzyłam o nim. Pomyślałam, że Top Model mógłby być dla mnie trampoliną. Mój mózg marketingowca się uruchomił, od razu ułożyłam sobie w głowie strategie. Pomyślałam, że mogłabym być tą pierwszą dziewczyną curvy w domu modelek. Ten program jest masowo oglądany – dzięki niemu mogę wejść w mainstream z przesłaniem o modelkach, które noszą rozmiar inny niż 0. Wiedziałam jak to zakomunikować, jak zbudować historię. Wysłałam swój filmik, dostałam zaproszenie do kolejnych etapów i poszłam na casting.
I się dostałaś.
Mam bardzo dobre wspomnienia z castingu. Pojechałam pozytywnie nastawiona, ale w trakcie oczekiwania zaczęłam mieć wątpliwości. Tego dnia byłam jedyną dziewczyną curvy. Były też inne dziewczyny, ale wtedy akurat byłam jedyna. Zaczęłam sobie wkręcać scenariusze, że może wzięli mnie dla pośmiewiska, że może coś jest nie tak. Jednak już od pierwszej sekundy gdy weszłam na casting, zamieniłam słowo z Pirógiem i z jurorami to wiedziałam, że absolutnie tak nie jest. Dostałam cztery razy tak. Masę pozytywnych słów.
Jaka jest najważniejsza rzecz, którą wyniosłaś z tego programu?
W kontekście modelingu i branży to myślę, że najważniejszą rzeczą jest to, żeby w niej być i zachować zdrową głowę. Trzeba pamiętać, że jeżeli ktoś Ci odmawia – firma czy klient – to to nie jest o Tobie, tylko o potrzebach tego klienta. Nie znaczy, że jesteś niewystarczająco ładna czy proporcjonalna, tylko po prostu nie pasujesz do wizji klienta, którą ma na dany pokaz czy projekt. To jest branża o wyglądaniu. Ja czuję, że jestem gotowa być w tej branży, bo potrafię oddzielić moją wartość jako człowieka, od mojej wartości pod kątem wyglądu. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem proporcjonalna, mam idealną klepsydrę. Wiem, że wygrałam na loterii chociażby wzrost. Ja nie miałam na te rzeczy wpływu i nie dopuszczam do mojej głowy tego, że one sprawiają, że jestem bardziej wartościowym człowiekiem. Jeżeli je kiedyś stracę – różne rzeczy mogą się wydarzyć, zdrowie może zaszwankować – to nie będę czuła, że jestem mniej wartościową osobą. Myślę, że to jest niezwykle ważne. Jako modelka traktuję w pracy swoje ciało jako narzędzie, a nie jako coś, co mnie wartościuje. Jeżeli to narzędzie zaszwankuje to skupię się na tym, żeby je naprawić, ale nie będę się biczować, że jestem gorsza, brzydsza itp.
Program to furtka – można usłyszeć miłe rzeczy, ale są też hejterzy. Pewność siebie i świadomość ciała wzrosła u Ciebie, czy zmalała?
To była sinusoida. Sam program i środowisko jest takie, że jesteś wyrwana ze swojej codzienności, rutyny, z dala od bliskich. Na planie nie mamy telefonów do momentu, w którym się odpadnie. Ja tam byłam ponad miesiąc. Totalne oderwanie od codzienności. Głowa staje się bardziej wrażliwa na wszelkie bodźce. Jednak uważam, że mi ten program więcej dał, niż odebrał. Były ciężkie momenty, czasem płakałam, powątpiewałam. W jednym odcinku mówiłam, że pewność siebie jest też wtedy, gdy przyznajemy się przed sobą, że mamy słabsze chwile. Jesteśmy ludźmi, nawet najbardziej pewna osoba na świecie ma czasem ten gorszy moment, chwilę zwątpienia. To nie jest tak, że jak jestem pewna siebie, to zawsze taka jestem. W tym świecie tak się nie da. Jestem z siebie dumna i uważam, że dałam radę. Również dlatego, że miałam chwile słabości, ale nie poddałam się. Nie sprawiły, że zaczęłam w siebie wątpić. Doszłam do 9 odcinka. Jest to spory kawał drogi.
Pokazałaś się światu jako modelka o innych wymiarach, do telewizji śniadaniowej poszłaś bez makijażu – co chcesz teraz zmienić?
Jakaś ścianka bez makijażu, na pewno. To są małe rzeczy, które mogę robić po drodze w swoich działaniach. Po programie zaczynam pracę jako modelka na kontrakcie. To spełnienie moich marzeń, szczególnie pokazy. Będę próbowała za granicą. W Polsce oczywiście też bym chciała chodzić, mam nadzieję, że się uda. Planuję w okresie luty/marzec wyrwać się na jakiegoś fashion weeka i chodzić na castingi. Z drugiej strony chcę wykorzystać platformę, którą uzyskałam w social mediach – uczyć, edukować. Razem z koleżanką Apolonką, która też jest modelką mid size, planujemy post, który tłumaczy te aspekty: kiedy jest plus size, mid size i dlaczego taka nomenklatura jest istotna. Wystartował też mój podcast, który jest przykładem wychodzenia z tej bańki. Jest na kanale TVN Fashion, gdzie 90% materiałów to materiały z Top Model, a wśród nich podcast o ciałoakceptacji. Dla mnie to turbo ważne, żeby widzowie pamiętali, że w tym wszystkim jesteśmy różnorodni. Możemy postawić obok siebie dwie osoby, które będą jadły to samo, ćwiczyły tak samo i nie będą wyglądać tak samo, nasze ciała się różnią. Te różnice to więcej niż kalorie, które się przyjmuje, czy to ile się ćwiczy. Jest masa innych rzeczy, które to definiują. Planuję to połączyć – zadania edukacyjne z karierą modelki. To dla mnie takie abstrakcyjne! Moja nastoletnia ja piszczy i płacze ze wzruszenia. Serio myślałam, że nie będzie dla mnie miejsca w tym świecie. Że musiałabym zmienić swoje ciało. Nigdy nie byłam bardzo szczupłą dziewczynką. Nawet w dzieciństwie byłam „dobrze zbudowana”. Nie było w tym nic złego, byłam zdrowa, ale to przykład na to, że nasze ciała się różnią. Są osoby bardzo szczupłe, ale są osoby curvy od początku – to zasługa chociażby genów.
O dobrze zbudowanych dziewczynkach, przerwie między udami i ogólnie o kanonie mówiłaś w pierwszym odcinku podcastu. O czym jeszcze chcesz w nim rozmawiać?
Jest masa tematów. Do kolejnego odcinka zaprosiłam Olę Kisiel, będziemy rozmawiać na temat zdrowia i ciała. Czy tylko szczupłość równa się zdrowie? Czy ciało w moim rozmiarze nie jest zdrowe? Co definiuje to zdrowie? Przyjrzymy się wielu badaniom. W tym momencie moje BMI wskazuje nadwagę i są lekarze, którzy powiedzą „proszę schudnąć”, ale nikt nie zajrzy w moje badania, a te są idealne!
A to jest najważniejsze.
Często jest tak, że gdy do lekarza przychodzi osoba grubsza, to pierwszą czynnością jest liczenie BMI i recepta: proszę schudnąć. Nie patrzy się w wyniki badań. Niestety są historie, które w ten sposób doprowadziły do tragedii. Oczywiście nadmierna masa ciała może wpływać na zdrowie, to fakt. Jednak nie jest to czarno-białe. W podcaście porozmawiamy też o podwójnym standardzie. Wstawiając post o akceptacji często pojawiają się pod nim komentarze typu: „Wszystko fajnie, ALE otyłość to choroba”. Ostatnio gadałyśmy o tym z Olą, że gdy wstawisz zdjęcie z imprezy sylwestrowej, to nikt nie napisze komentarza: „Wszystko fajnie, ALE alkohol to trucizna”. Gdy wstawisz na stories jak palisz na balkonie z ziomkami, to nikt nie napisze: „Wszystko fajnie, ALE papierosy prowadzą do raka płuc”. Bardzo dużo ludzi mówi, że niby wszystko jest fajnie, ale otyłość to choroba i pewnie intencje mają dobre, ale to wszystko wynika z lęku przed grubością. Grubość równa się zło w naszym świecie. Uogólniając, wszyscy boimy się bycia grubym człowiekiem. Nie boimy się tego w trosce o nasze zdrowie, tylko dlatego, że gruby znaczy gorszy. Widzimy, że ludzie grubi w naszym społeczeństwie są często pośmiewiskiem.
Myślisz, że głównie kobiety mają zaburzone postrzeganie własnego ciała?
Oj tak! Sama czytam na temat swojego ciała komentarze, które są całym spektrum opinii – od tego, że wyglądam jakbym codziennie latała za schabowym, ale też: „O co chodzi, ona jest szczupła”, „Za szczupła na plus size”. To wszystko jest subiektywne, postrzegamy szczupłość inaczej niż kiedyś. Nie jestem otyła, a ludzie tak uważają. Mamy zaburzony obraz własnego ciała i postrzegania ciała innych. To wynika z braku reprezentacji różnych ciał w mediach, na wybiegach, w reklamach czy serialach.
Napisałaś na Instagramie, że nie możesz sprawić aby branża modowa zniknęła, ale możesz ją zmienić.
Napisałam taki post, bo wśród moich obserwujących byli ludzie, którzy dziwili się, że wchodzę w tę branżę, chcę sprzedawać swoje ciało. To trudne tematy. Jako jednostka nie mogę zbudować branży od nowa. Ona wpływa na nasze życie. Rzeczy z niej stają się viralem np. gdy malowano na ciele Belli Hadid sukienkę. Kto tego nie widział?! Ta branża wpływa na życie każdego z nas – nawet, gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jedyne co mogę zrobić, to być reprezentantką rozmiaru innego niż 0. Gdy zostajesz modelką, często masz wielkie platformy, zasięgi. Ludzie aspirują do tego, by być jak ty. To, co mi się szalenie w tym podoba, to wykorzystanie tej platformy do dobrych celów. Takich przykładów jest wiele, na przykład Anja Rubik z SEXED.pl albo Karlie Kloss, która pomaga dziewczynkom w nauce programowania. Chciałabym tak robić. Mam świadomość, że zdobywam tę platformę poprzez branżę, która wiele razy była krzywdząca, ale staram się to zamienić w coś dobrego.
Tak zmienia się postrzeganie ludzi. Super robota! Tematy ciała i self love zawsze były Ci bliskie?
Self hejt było mi bardzo bliskie. Ja prawie całe życie walczyłam z tym ciałem, a potem je w końcu pokochałam. Bardzo szybko urosłam, kończąc szkołę podstawową miałam 182 centymetry wzrostu, tak jak teraz. Byłam dużą, dobrze zbudowaną dziewczynką. Nawet kiedy nie byłam tego świadoma, moje ciało już komentowano. Opowiadałam historię w programie, gdy moja mama usłyszała pytanie od ludzi na plaży, czy jestem niedorozwinięta. Miałam dwa latka, a po prostu wyglądałam na cztery! Ludzie byli okropni – wyglądałam jak czterolatka, ale nie mówiłam i to ich dziwiło. Zaczęłam potem szybko zauważać, że na bilansie w szkole ważę te 15 kilo więcej niż moje koleżanki, ale mam też te 15 cm więcej! W świecie z narracją, że szczupłość to sposób na sukces w miłości i w życiu, ja myślałam: „okej, będę ziemniakiem”. Na szczęście w drugiej klasie zaczęłam grać w siatkówkę. Okazało się, że jestem w tym świetna i to mi bardzo pomogło. Zaczęłam postrzegać swoje ciało jako narzędzie, miałam dużo siły, byłam wysoka, mogłam walić ściny. Doceniałam je za to. Niestety, w gimnazjum usłyszałam komentarz od trenerki, że powinnam schudnąć. Nie było w tym lekarza, fizjoterapeuty sportowego.
Dlaczego tak stwierdziła?
Dla stawów. Byłam wtedy bardzo wysportowana, ważyłam jakieś sześć kilo mniej, niż teraz. Byłam bardzo ambitna, więc skoro tak powiedziała, to schudłam. To nie było zdrowe, wpadłam w zaburzenia odżywiania. Fajna relacja z ciałem, którą zbudowałam przez sport, została zburzona. Naprawdę było wszystko w porządku, mnie nie bolały żadne stawy, wymiatałam w siatkówkę, byłam w kadrze mojego rocznika i rocznika wyżej. Myślę, że gdyby nie ta sytuacja, to dalej grałabym w siatkówkę. Odchudzanie doprowadziło do ataków paniki, miałam je nawet na boisku, nie wiedziałam o co chodzi. Diagnoza – stany lękowe.
Dużo przygód po drodze…
Najwyraźniej tak miało być. Myślę jednak, że gdyby trenerka była świadoma tego, co teraz wraz z edukatorkami staramy się przekazać, to wiedziałaby, że nasze ciała bardzo się różnią, a waga nie jest jedynym czynnikiem wpływający na zdrowie. Miałam być nową Glinką.
Możliwe, że teraz rozmawiałybyśmy o sporcie. Czasem dużo rzeczy musi się wydarzyć, a droga do samoakceptacji to bardzo długi proces.
Oczywiście. To, że teraz tutaj siedzę i mówię o samoakceptacji nie znaczy, że ja w każdy dzień, w każdej minucie i sekundzie jestem pewna siebie. Są gorsze momenty, trzeba o tym pamiętać. Ciało zmienia się przez całe nasze życie. Ciałoakceptacja jest o tym, że to dotyczy nas wszystkich. Zrobiłam post, że każdy z nas może być kiedyś grubym człowiekiem. Trzeba otworzyć oczy. Każdy z nas może zachorować na jakąś chorobę, zacząć przyjmować leki, ciało może się na tyle zmienić, że rozmowa o ciałoakceptacji nigdy nie będzie czymś, o czym się mówi za dużo. Różne są historie w życiu. To, że teraz jesteśmy w kanonie nie znaczy, że zawsze w nim będziemy.
Dlatego założyłaś fundację?
Tak – z jednej strony mówimy o ludziach, którzy mogą w przyszłości potrzebować tej pomocy, a z drugiej są ludzie, którzy już jej potrzebują. Szczególnie polskie nastolatki. Mają najgorszy obraz swojego ciała w Europie. Już jest ogrom pracy do zrobienia. Zaburzenia odżywiania po pandemii też wzrosły. Brak instytucjonalnej pomocy ze strony państwa – psychiatria leży, szpitale i ośrodki są zamykane, a osób potrzebujących pomocy jest coraz więcej. Można iść na terapię, ale prywatnie, w dużym mieście to koszt około800 zł miesięcznie. To co będę robić, to pewnie kropla w morzu potrzeb, ale zawsze coś.
Fundacja jest w trakcie rejestracji – czym będzie się zajmować?
Dochód z podcastów będzie przeznaczany na fundację. Chcę uruchomić fundusz, który pomoże finansować terapię dla osób z zaburzeniami odżywiania. Jeden odcinek podcastu może być półroczną terapią dla jednej osoby. Chciałabym, aby terapia była chwilowo fundowana przede wszystkim dziewczynom. Będziemy też uświadamiać, chcemy zrobić film o ciałoakceptacji. Chcę wykorzystać umiejętności marketingowca, aby budować świadomość na tematy związane z ciałem oraz zdobywać pieniądze na terapię. Dużo osób jej potrzebuje. Myślę, że to będzie długi proces, ciągła potrzeba.
Kogo będziesz miała pod skrzydłami fundacji?
Jak już wszystko ruszy, to będzie można się po prostu zgłosić. Osoby potrzebujące wsparcia będą umawiane z terapeutami. Mam nadzieję, że od nowego roku będziemy mogli działać.
Dlaczego nazwałaś fundację ,,Ciałość”?
Jest to fajne połączenie słowa ciało z końcówką słów miłość, wyrozumiałość, czułość. Kojarzy się ze słowem całość. To po prostu bardzo ładne słowo. Inspiracją była Karolina Kaczyńska-Piwko, autorka książki „Ciałość”. Skontaktowałam się z nią i zapytałam, czy mogę tak nazwać fundację – odparła, że jasne!