Żyjemy w czasach paradoksów. Niby-relacje nikogo nie dziwią, przyjaźń damsko-męska praktycznie nie istnieje, a nad nimi wszystkimi dominuje ghosting. I wszystko byłoby w porządku, gdybym w tym momencie recenzowała thriller futurystyczny. Niestety (lub stety?) będzie to trzeci w kolejności tekst na temat niezwykle aktualny, czyli „Jak najprościej skomplikować sobie relacje międzyludzkie?”.
Bez względu na to, czy używałaś/eś kiedykolwiek aplikacji randkowych, czy też nie – każdy tego doświadczył. Tego, czyli ghostingu. Jest to cecha pokolenia Z, którą czasem przypisują sobie inne pokolenia. Nim jednak zgłębimy całe to pojęcie i przedstawimy je w takim świetle, w jakim się prezentuje (czyli bardzo brzydkim), wyjaśnię o czym mowa.
Ghosting to kolejne dziecko pokolenia Z, które wychowaliśmy w tej samej piaskownicy, co situationships. Miało być sposobem na sprytne wycofanie się z niechcianej relacji, a wyszło z tego zachowanie tak absurdalne, że staje się obiektem memów na tik-tokowych rolkach. Jak sama nazwa wskazuje – ghosting, pochodzi od angielskiego „ducha”, a końcówka -ing wskazuje, że jest to czynność/tudzież zachowanie. Sklejając wszystko w całość ghosting polega na tym, że wchodzimy sobie do czyjegoś życia, robimy trochę zamieszania (jak do kociołka Panoramixa wrzucamy do niego nadzieję, emocje i cenny czas), po czym… znikamy. A brutalnie nazywając rzeczy po imieniu, świadomie olewamy drugą osobę.
Metafora potwora spod łóżka
Działanie ghostingu można śmiało porównać do mechanizmu zachowania dziecka, które panicznie boi się ciemności. Chyba każdy wie, co wtedy taki szkrab robi? Chowa się pod kołdrę i zaciska oczy w obawie, że zaraz z najciemniejszych zakamarków pokoju wypełznie jakaś mroczna postać. Ale żaden potwór nie mieszka ani w szafie, ani pod łóżkiem – mieszka jedynie w głowie dziecka, o czym przekona się ono dopiero, gdy podrośnie. Synonimiczna sytuacja rozgrywa się w przypadku ghostingu. Zazwyczaj bojąc się zaangażować, myślimy: “O nie, on/a zaczyna się angażować… a ja tego nie chcę, nie jestem gotowy/a, a poza tym to mi nudno. Jak sobie zniknę, to na pewno nie zauważy”. Chowamy się pod tą metaforyczną kołderką, dopóki potworki spod łóżka magicznie nie znikną ze sfery naszej wyobraźni.
Skąd się to bierze?
Po #1: z ciągłych wątpliwości, wahania się i tego „sam/a nie wiem, czego chce, ale na wszelki wypadek wejdę w relację”. Warto jeszcze dodać brutalne „najwyżej z tego zrezygnuję”. Bo niestety tak to funkcjonuje w przypadku ghostingu. Jednocześnie to pojęcie zaczęło być używane zbyt często i przyklejane do absolutnie każdej sytuacji, kiedy ktoś od nas nie odbiera telefonu, nie odpisuje na wiadomość lub (o zgrozo!) tylko wyświetla, a odpowiada po kilku godzinach.
Ghosting w pełnej krasie wygląda nieco inaczej. Osoba, która była nam bliska (mniej lub bardziej) znika całkowicie z naszego życia. Nie wyświetla nawet tych wiadomości, a co tu mówić o odpisywaniu. Śmiem twierdzić, że każde takie zachowanie jest odmianą ghostingu i powinno być potępiane.
Po #2: z braku komunikacji, a ta w dzisiejszych czasach zdaje się kompletnie zanikać, przy czym przybiera dziwaczne formy. To nie jest wina technologii, tylko nasza – korzystając z jej dóbr, nie potrafimy się wzajemnie porozumieć.
Uprawiamy taką trochę self-communication, które działa na zasadzie „nie napiszę, nie odezwę się, ale niech on/a wie”. I w tym celu porozumiewamy się za pomocą wrzucania relacji na Instagram czy publikowania postów, oczekując, że ta konkretna osoba zareaguje/odpowie/zainteresuje się. Ale myślę, że kwestia komunikacji w XXI w. zasługuje na oddzielny artykuł.
To jak – znikamy?
Ghosting był, jest i będzie, nawet jeśli zostałby określony przestępstwem i opatrzony karą więzienia. Czy da się go jakoś uniknąć? Nie. Nie siedzimy w cudzej głowie, nie wiemy, jakie ma zamiary wobec nas i czy nagle nie zmieni zdania, gdy tylko pozna nas bliżej. Najprościej byłoby powiedzieć „nie przywiązujcie się, nie angażujcie”. Ale to na pewno nie zadziała, bo każdy z nas ma skłonności, mniejsze lub większe, do idealizowania swojej obecnej relacji.
Jeśli padniemy ofiarą ghostingu – to, co warto wcielić w życie, to NIE działać. Nie piszcie, nie upominajcie się o kontakt, nie starajcie się zwrócić na siebie uwagę. On/a nie odpisze, nie zadzwoni, nie zwróci uwagi, jeśli wrzucisz coś szokującego na story na Instagramie. To będzie trudne, ale nie jest to coś do zrozumienia. Postąpił/a tak, a nie inaczej? Jest dla Ciebie stracony/a i nie wart/a Twojego czasu.
Przetrawisz to, serio. I pamiętaj – jeśli ktoś, kto wnosi do Twojego życia takie toksyny i później nagle z niego znika, to masz szczęście. Najprawdopodobniej uniknęłaś/eś pełnego skażenia i możesz zdrowo działać dalej.
Ula Ślusarczyk