Angelika Solecka już od ponad 7 lat pomaga kobietom (i nie tylko!) uczyć się chodzenia na szpilkach, a tym samym zdobywać pewność siebie i swojego ciała. Jak zrodził się pomysł na tak unikatowy biznes? O swojej Szkole na Obcasach, kursantach i kursantkach, podziwianiu siebie i pozytywnym „byciu pyszną” Angelika opowiedziała redaktorce Mai Swakowskiej.
Kurs nauki chodzenia na obcasach to dosyć niecodzienna usługa. Jak zrodził się pomysł na ten wyjątkowy biznes?
Wszystko zaczęło się w 2016 roku. Zobaczyłam ogłoszenie o pracę w jednej z firm, która oferowała różne usługi dla kobiet. Szukali kogoś do prowadzenia zajęć z chodzenia na obcasach. Miałam za sobą już pewne doświadczenie, ale głównie wśród swoich przyjaciółek. Kiedyś zostałam zaproszona na pokaz mody, w którym uczestniczyła jedna z moich koleżanek i okazało się, że nie potrafi chodzić na szpilkach. Zaczęłam uczyć ją chodzić tak, aby dobrze się prezentowała. Później były kolejne koleżanki, które się do mnie zgłaszały i tak gromadziłam swoje doświadczenie. Kiedy zobaczyłam ogłoszenie, stwierdziłam „Czemu nie?”. Pomimo mojego małego doświadczenia, z ówczesną właścicielką Anią, rozmawiało nam się tak dobrze, że zdecydowała się mnie zatrudnić. Pierwszy kurs był dla mnie bardzo stresujący, ponieważ nie miałam pojęcia kto do mnie przyjdzie i z jakim problemem – czy będzie to garbienie się, operowanie kolanami, sztywna sylwetka. Na szczęście poradziłam sobie bez problemu i dzięki temu nabrałam pewności, że potrafię przekazywać swoją wiedzę dalej, mimo małego doświadczenia. Teraz po siedmiu latach z uśmiechem wspominam te swoje “początki” i wiem, że nie ma dla mnie wyzwania, któremu bym nie sprostała.
Obecnie masz swoją własną Szkołę na Obcasach. Jak do tego doszło?
Po niecałym roku od mojego dołączenia firma rozwiązała się. Mimo to, ludzie wciąż dzwonili z pytaniem o moje kursy. Ania namawiała mnie, abym dalej je kontynuowała, bo kursanci dosłownie się do mnie dobijali. Zdecydowałam się na otwarcie własnego biznesu i tak trwa on do dzisiaj!
I to w jakiej formie! W ofercie masz mnóstwo rodzajów kursów – od okazjonalnych, po zbiorowe do indywidualnych. Czy opisałabyś jak wygląda taki podstawowy kurs, na czym się skupiasz i ile on trwa?
Kurs trwa 3 godziny rozbite na dwa zajęcia, czyli jedne zajęcia po 1,5 godziny. Między zajęciami jest zazwyczaj tydzień, dwa tygodnie przerwy. W większości przypadków ten czas całkowicie starcza na naukę kursantki chodzenia na szpilkach. Zaledwie dwa razy zdarzył mi się przypadek, że panie chciały dokupić dodatkowe godziny kursu, ale są to naprawdę pojedyncze przypadki. Jestem w stanie zagwarantować paniom, że nauczą się chodzenia w butach na obcasach, aczkolwiek nie gwarantuje im, jeżeli mają złe buty, że będą potrafiły umieć w nich chodzić. Jeśli buty nie są dopasowane, tzn. jeśli kursantka nie czuje się w nich komfortowo lub nie są dopasowane do jej sylwetki, będzie się w nich męczyła. Jakkolwiek ładnie by nie chodziła, to po 20 minutach będzie to czysta katorga. Dlatego tak bardzo zwracam uwagę na odpowiedni dobór obcasów, ponieważ to nasze narzędzie, z którym pracujemy – musi być funkcjonalne i pomagać, a nie przeszkadzać.
Czyli przed zajęciami najlepiej zgłosić się do Ciebie z pytaniem o odpowiednie buty? Co z innymi wskazówkami dotyczącymi ubioru na zajęcia? Czy nasz strój również ma znaczenie?
Tak. Przez telefon jestem w stanie wykonać wstępną analizę. Nie każę nikomu kupować specjalnie nowych butów, ponieważ najczęściej chcemy umieć chodzić na butach, które już mamy. Proszę o przynoszenie na zajęcia 2-3 par butów, aby mieć lepszy ogląd na to, które najlepiej się nadają oraz jak są wykonane. To wykonanie ma tutaj również kluczową rolę, bo bardzo ciężko obecnie trafić na szpilki idealne – niezależnie od ceny. Jeśli chodzi o ubiór to jak najbardziej ma on ogromne znaczenie. Najczęściej proszę kursantki w wiadomości SMS o ubranie się w opinający strój – tak, abym mogła dokładnie widzieć poruszanie się ciała, układ kolan, pleców, ramion. Wszystkie oversize’owe swetry, bluzy, sukienki za kostkę odpadają. Najczęściej stawiam na legginsy i topy lub obcisłe sukienki przed kolano. Włosy najlepiej jeśli są spięte, abym dokładnie widziała jak układa się szyja. Co ciekawe, najwięcej pytań o tego typu rzeczy padają nie od pań, a od panów! Kiedy mężczyźni dzwonią do mnie w sprawie zapisania się na kurs wypytują o każdy szczegół i są bardzo dociekliwi. Usłyszałam już pytania o to, czy mogą mieć pomalowane paznokcie, makijaż, ogolone nogi. Myślę, że to w dużej części wybadania, czy nie będę ich oceniała. Nigdy tego nie robię. Dla mnie liczy się strój komfortowy i taki, który będzie pokazywał mi pracę ciała, a cała reszta – ani nie pomaga, ani nie przeszkadza, więc czemu nie!
Jeśli jesteśmy już przy temacie panów, chciałabym rozwinąć temat. W ofercie Szkoły na Obcasach znajduje się osobny kurs chodzenia na szpilkach dla mężczyzn. Opowiesz o nim coś więcej? Skąd pomysł i jakie jest zainteresowanie tego typu zajęciami?
W czasie pandemii zaczęło do mnie dzwonić wielu panów. Praktycznie wcale nie otrzymywałam wiadomości od pań i zastanawiałam się dlaczego tak jest. Wydaje mi się, że była to kwestia silnej potrzeby próbowania nowych rzeczy w czasie pandemii i szukania nietuzinkowych, niszowych aktywności. Mój pierwszy kursant płci męskiej wcale nie chciał nauczyć się chodzić na szpilkach, a wręcz przeciwnie – zapytał mnie o kurs chodzenia po męsku! Zastanawiałam się, czy ja jako kobieta mogę nauczyć takiego chodu. Doszłam do wniosku, że oczywiście że tak! Po naszych zajęciach kursant chodził doskonale, męsko i stanowczo, a ja poklepałam się po ramieniu i stwierdziłam, że potrafię nauczyć chodzenia każdego i w każdy sposób! Po tylu telefonach stwierdziłam, że warto zrobić osobny kurs dla panów. Jest on droższy niż ten dla pań ze względu na to, że z ciałem mężczyzny potrzeba więcej pracy. Kobiety, nawet takie, które nigdy nie chodziły na szpilkach, mają genetycznie wbudowaną inną ruchomość ciała, dzięki czemu ten chód lepiej przyswajają. U panów jest inaczej i zawsze powtarzam, że tak jak kursantkom gwarantuje to, że nauczą się chodzić po kursie, tak kursantom nie mogę tego obiecać. Jednak miałam kiedyś na zajęciach pana, któremu ja sama zazdrościłam ruchomości ciała! Był naprawdę niesamowity. Nie wiedziałam, czego oczekiwał po zajęciach, więc zdecydowałam się dopytać, mimo że nie robię tego w przypadku kursów dla panów, ponieważ mogą się czuć z takimi pytaniami niekomfortowo. W przypadku tego kursanta zapytałam, ponieważ chciałam wiedzieć, czego potrzebuje, skoro tak dobrze się rusza! Chciał, aby jego chód był bardziej kobiecy i udało nam się to osiągnąć!
Były u mnie również osoby transseksualne, którzy na zajęciach bądź przed zajęciami sami mnie o tym poinformowali. Podejrzewam, że chcieli sprawdzić czy jestem tolerancyjna, otwarta. Moje zajęcia to bezpieczna przestrzeń dla każdego i nie moja rola kogokolwiek oceniać. Mam nauczyć ich chodzenia i to robię, bez kategoryzowania czy oceniania. Przy pracy z mężczyznami dostaję również często pytania, czy kurs pomoże z zaakceptowaniem swojego drugiego ja – poczuciu bycia kobietą, gdy fizycznie jest się mężczyzną. Niestety nie jestem w stanie tego obiecać. Nie jestem psychologiem. Mam w sobie dużo empatii, ciepła i staram się podchodzić do każdego kursanta indywidualnie, jednak nie gwarantuje, że moje zajęcia pomogą komuś z problemem odczuwania swojej tożsamości. Z pewnością może to pomóc, jednak na pewno nie jest rozwiązaniem problemu.
Widać, że podchodzisz do swojej pracy z ogromną pasją i sercem. Czy masz wspomnienie związane z Twoją marką, które utkwiło Ci w pamięci i utwierdził w przekonaniu, że robisz coś wyjątkowego?
Takim wspomnieniem jest dla mnie co drugi kurs i każda osoba, która mnie wyściskał, utuli i podziękuje. Moje kursantki to osoby, z którymi prawdopodobnie nigdy w życiu bym się nie zakolegowała, a nagle te osoby stają mi się bliskie i po tych kilku godzinach myślę sobie „Ta kobieta mogłaby być moją przyjaciółką”. Nigdy prawdopodobnie nie spotkałabym żadnej z tych pań poza salą. Na zajęciach jestem trochę inną osobą niż na co dzień. Bycie trenerką chodzenia to jedna z ról, które wykonuje. Na zajęciach jestem elegancka, staram się dobrze wyglądać, a na co dzień stawiam na wygodę. Zawsze powtarzam moim kursantkom, że jeśli spotkają mnie gdzieś w autobusie i będę siedziała z nogą na nogę to mają nie być zaskoczone, bo w sportowym obuwiu, niewiążącym stroju tak właśnie się zachowuje, taka jestem. Jednak kiedy jestem w szpilkach – one czegoś ode mnie wymagają.
Te wyjątkowe sytuacje są wtedy, gdy kursantki mi dziękują, a ja sobie myślę „Angelika, ty pomogłaś tej pani. Ona przez 30 lat chodzi w butach na obcasach, bo firma czy stanowisko od niej tego wymaga, ale nigdy nie czuła się z tym pewnie. Dzięki Tobie nie będzie się już bała kroczyć dumnie między współpracownikami”. Najbardziej chwytają mnie za serce te panie, które na początku boją się, że nie podołają. Oglądam ich rozwój i to, jak z minuty na minutę są coraz pewniejsze siebie, podziwiają swoje ciało i podobają się sobie. Poza kursami wykonuję też inne prace, ale zajęcia z chodzenia na szpilkach są dla mnie wyjątkowe, bo to właśnie po nich wracam do domu i myślę sobie „Ale było fajnie!”. Czuję wtedy ogromną satysfakcję!
Te kursy to nie tylko nauka chodzenia, ale nauka pokochania siebie i swojego ciała. Dużo kobiet nie potrafi patrzeć na siebie z podziwem i dobrze, że zwracasz na to uwagę.
Po to na sali są lustra, aby móc na siebie patrzeć. Obserwowanie siebie jest bardzo ważne. Zawsze mówię swoim kursantkom, aby w przerwach między jednymi zajęciami, a drugimi były pyszne i patrzyły na siebie w witrynach sklepowych. W każdej napotkanej witrynie! Aby obserwowały swoje ciało i to, jak się poruszają. To taka pozytywna „pyszność”, która bardzo podnosi samoocenę i pozwala pokochać siebie. Marzę w przyszłości o sali, która cała jest wypełniona lustrami, aby móc obserwować siebie z każdej perspektywy.
Jakie najczęściej słyszysz powody i motywację do zapisania się na taki kurs? Czy jest jakaś tendencja?
Często jest to po prostu chęć lepszego poczucia się z samą sobą i zyskania pewności na szpilkach. To dobre motywacje, ale zdarzają się też takie, które dla mnie są nie do przejścia. Czasem wymaga od nich tego praca, ponieważ na co dzień muszą chodzić do niej w szpilkach, jednak, gdy pytam czy jest to ich własna wola, czy poczucie „obowiązku” odpowiedzi są różne. Dla mnie nikt nic nie musi. Zapisujemy się na kursy, szczególnie z kategorii dbających o kobiecość, dla siebie i dla swojego poczucia komfortu, samooceny. Jeśli ktoś ma nas do tego zmuszać – takie zajęcia tracą sens. Inną sytuacją, której nie znoszę i często odmawiam podjęcia się takich kursów, są zapisania swoich kobiet przez mężczyzn.
Panowie dzwonią do mnie z prośbą o kurs dla swojej narzeczonej. Tutaj ścieżki są dwie: albo robią to, ponieważ wiedzą, że ich partnerka chciałaby się tego podjąć i chcą sprawić jej miłą niespodziankę – i to jest świetne – albo z czysto egoistycznych pobudek. Mężczyźni chcą, aby ich kobieta dobrze chodziła na szpilkach. Ale czy ona chce? Zaczęłam pytać panów o to, czy ich partnerka będzie się dobrze czuła z zapisem na taki kurs, a czasem nawet proszę o kontakt bezpośrednio do nich. Nie ma u mnie zgody na zmuszanie kobiet do nauki chodzenia na szpilkach, dla zaspokojenia swoich seksualnych pragnień albo spełniania czyichś oczekiwań dotyczących wyglądu. To się kłóci z moimi przekonaniami o kobiecości i traktowaniem kobiet w ogóle. Dlatego obecnie odrzucam takie zapisy. Nie liczą się już dla mnie pieniądze, a działania w zgodzie ze sobą. Czy to dobrze? Z jednej strony tak, z drugiej nie, bo jeśli są zmotywowani do nauczenia swojej żony chodzenia na szpilkach, to pójdą ją zapisać gdzieś indziej. Mimo wszystko ja działam w zgodzie ze swoimi zasadami i czuję się z tym dobrze.
Co dalej ze szkołą na obcasach? Jakie są Twoje dalsze plany i marzenia związane z marką?
Chciałabym dalej prowadzić warsztaty dla kobiet, ale skupić się bardziej na nauce modelek wybiegowych. Mam na swoim koncie już pewne doświadczenie w tym zakresie. Moją kursantką była chociażby finalistka 10 edycji Top Model. Śledziłam jej losy w programie i widziałam, że nadal stosuje wszystkie zalecenia z kursu i o nich pamięta. To cudowne uczucie widzieć efekty swojej pracy z kimś oraz to, jak wykorzystuje daną przeze mnie wiedzy w praktyce i rozwijaniu swojej kariery.
Marzę również o organizacji wyjazdów grupowych, na przykład tygodniowych, skierowanych stricte do kobiet. Stworzenie takiego miejsca, wydarzenia, w którym wszystkie kobiece rzeczy się łączą – warsztaty, zajęcia, próbowanie nowych wyzwań. Niestety obecnie organizacja takich tygodniowych wyjazdów byłaby bardzo kosztowna i ogranicza uczestnictwo do osób, które na to po prostu stać. Nie jest to ogólnodostępny produkt, usługa dla wszystkich, a szkoda. Chciałabym, aby ktoś zaproponował mi taką współpracę – poprowadzenie zajęć na kobiecym wyjeździe. To byłoby wyjątkowe!