Zapewne każdy z nas kojarzy topowego pisarza grozy Stephena Kinga. Jedna z jego powieści, a mowa o Misery, opowiada o krwawych poczynaniach pewnej kobiety – antybohaterki, która robi to w imię własnej obsesji na punkcie ulubionego pisarza. W realnym świecie fani nikogo nie torturują (przynajmniej nie w taki sposób), ale schemat niektórych zachowań bywa podobny. O toksyczności z jaką spotykają się na co dzień celebryci, przeczytacie w poniższym tekście.
Hejt idzie w parze z troskliwością
Absurdalne, ale jakże prawdziwe. Wchodzenie w cudze życie z butami niektórzy ludzie mają we krwi i z każdym dniem utwierdzają się w tym, że jest to ich hobby. Jednak to, co dzieje się w (nie bójmy się użyć tutaj tego słowa) toksycznym środowisku fanowskim jest z pozoru niezrozumiałe, choć może o to właśnie chodzi. Fani, chcąc być opiekuńczymi i troskliwymi wobec swoich idoli, uciekają się wręcz do hejtu, nie boją się otwarcie i ostro krytykować, a zdarza się, że mówią swoim idolom, co jest dla nich lepsze.
Ofiarą takiej złudnej troski padła nie tak dawno Ariana Grande, która jak to w życiu bywa, schudła. Na portalach plotkarskich zaroiło się od nagłówków: „Tak chuda jeszcze nie była!”, „Fani niepokoją się o Arianę!”. I tak się niepokoili, że nie wyczuli, jak cienka jest granica pomiędzy „martwię się, czy wszystko w porządku?”, a „wyglądasz okropnie chudo, przytyj dziewczyno”. Tyle wystarczy, aby można było mówić o hejcie. Hejt to w końcu nie zawsze otwarte obrażanie kogoś w mediach społecznościowych, wyzywanie etc. Wystarczy komuś codziennie wytykać, przy każdej możliwej sposobności, to „coś”. W przypadku Ariany był to spadek wagi. Ale niestety, kiedy wchodzi się z butami w czyjeś życie, krytykuje się czyjeś postępowanie i wręcz zmusza się do jego zmiany – to już zakrawa o toksyczność.
Oczywiście osoby nadzwyczaj wygadane będą bronić się argumentem „przecież to osoba publiczna”. Pytanie tylko, kto osobą publiczną nie jest w tych czasach? W XXI wieku nikt nie musi umieć śpiewać, być aktorem czy nawet mieć idealnej sylwetki. Wystarczy, że każdy z nas opublikuje coś na Instagramie lub udostępni swoją lokalizację na Facebooku. Tyle tylko, że od osób publicznych, czyli celebrytów, aktorów, piosenkarzy, oczekuje się trochę niesłusznie, że będą wzorem dla swoich fanów. Niemniej jednak to wciąż człowiek, popełniający błędy i odczuwający takie same emocje jak my. Czy to kogokolwiek upoważnia do obrażania drugiego człowieka/negowania jego postępowania w sposób uciążliwy? To. Jest. Hejt.
Od miłości do nienawiści krótka droga
Idąc dalej w świat przekraczających granice fanów – stara prawda mówi, że każdy jest inny. I ciężko się z tym spierać. A skoro każdy jest inny, to różne idą za tym zainteresowania, upodobania, ale też „nielubiajki”. Kiedyś człowiek trochę się wstydził (ja na przykład byłam takim tworem) mówić, że on to nie ubóstwia tego, ale kocha tego. Oj, teraz się o tym mówi. Głośno i wyraźnie.
Dosadni w swych postulatach byli m.in. fani, którzy sami wciągnęli się w rzekomy konflikt pomiędzy Seleną Gomez a Hailey Bieber. Rzekomy, bo narodził się właśnie z domysłów „uprzejmych” fanów. Być może toporek wojenny pomiędzy paniami był, być może nie, w tej chwili jest to nieistotne. Jako fanka przysłowiowego słupa stojącego pomiędzy Seleną a Hailey (lubię, szanuję, ale do miana fanki mi daleko), obiektywnie stwierdzam, że to nie jest ich spór. To jest spór fanów. Schemat był dość prosty: słowa Hailey dla fanów Seleny to kłamstwo i zwykłe tłumaczenie swojej karygodnej postawy (jakiej nie wiadomo, ale nikogo to nie obchodzi). Natomiast słowa Seleny są dla fanów Hailey… cóż, zwykłym usprawiedliwianiem się, bo przecież sama do tego doprowadziła (nie doprecyzowano do czego, ale kto by się tym przejmował). Jeśli jesteś po stronie Hailey, to walczysz przeciwko Selenie.
I pełne toksyczności koło się zamyka. Może nie są to konflikty na śmierć i życie, ale przecież do jednej ze stron rzekomego konfliktu docierały groźby śmierci. Tutaj znów pojawia się kolejna kwestia – człowieczeństwo. Osoba publiczna jest też człowiekiem, często musi przez to niestety dźwigać więcej na swoich barkach.
Ale to już było… tylko inaczej
Przedstawione wyżej przykłady mają miejsce w Internecie – to tam rozpętują się pomiędzy fanami małe wojenki i bitewki. Jednak przed powszechnym dostępem do jego dobrodziejstw, również mieliśmy idoli. I niestety, toksyczne praktyki fanowskie były uprawiane, w zasadzie od czasu powstania szeroko pojętej rozrywki.
Kiedy w 2013 roku boysband One Direction zrobił cover One way or another, całe rzesze nastoletnich fanów bujało się do wesołej melodii. Jednak okoliczności powstania tej piosenki były, mówiąc delikatnie, przykre. Debbie Harry z zespołu Blondie, która napisała ten utwór wyznała, że opowiada on o trudnym epizodzie z jej życia dotyczącego stalkingu. Stalkerem był socjopatyczny fan. W 1980 roku pod gmachem własnej rezydencji ginie członek legendarnych Beatlesów, John Lennon. Zostaje zastrzelony przez swojego fana, któremu parę godzin wcześniej podpisał płytę i zamienił z nim kilka zdań.
Są to oczywiście skrajne przypadki, kiedy fani zabijają z miłości do swojego idola lub nastają na jego życie i zdrowie. Niemniej jednak miały one miejsce, a „toksyczne praktyki fanowskie” wcale nie przeminęły, tylko zmieniły swoje miejsce – teraz natraficie na nie w Internecie.
Ula Ślusarczyk
Zdjęcie: Selena Gomez, kadr z klipu do utworu Lose you to love me