Dwa trailery, ogromny szum w social mediach, boom na styl barbie core i sporo niedopowiedzeń – tak prezentuje nam się bilans zamieszania wokół Barbie na kilka dni przed premierą. Cukierkowy, musicalowy świat z Margot Robbie i Ryanem Goslingiem w głównych rolach wywołuje większe poruszenie, niż można by się spodziewać. Czemu?
Grając na nutkach nostalgii
Moje pierwsze wspomnienie związane z lalkami Barbie to… ich konkurencja. Zawsze byłam bardziej w teamie Bratz czy My Scene, które wydawały mi się znacznie bardziej cool. Częściowo jest to na pewno spowodowane latami, na które przypadło moje dzieciństwo. Jestem za młoda, by Barbie były dla mnie synonimem amerykańskiego dobrobytu, którego można skubnąć, namawiając mamę na wymarzoną lalkę, kupioną za dolary w Pewexie. Barbie pamiętam jednak dobrze i nawet, jeżeli nie były moim pierwszym, zabawkowym wyborem, to na ich widok i we mnie uruchamia się to słodkie uczucie nostalgii.
To ta nostalgia jest też pierwszym wabikiem przyciągających naszą uwagę do filmu Barbie. Reżyserka Greta Gerwig doskonale wiedziała, co robi, umieszczając swoich bohaterów w uniwersum dziecięcych wspomnień. Co jednak w tym kontekście najciekawsze, to fakt, że te wspomnienia Barbie może znacznie nadszarpnąć.
Barbie z płaskostopiem i upadły Ken
Jak powiedziała Greta – cokolwiek wyobrażacie sobie o tym filmie, będzie on tego przeciwieństwem. Pewną wskazówką do interpretacji jej słów są dwa zwiastuny, z których wyłania nam się zarys fabuły: oto, wydawałoby się, idealna Barbie, zostaje wygnana z Barbielandu, bo jednak okazuje się na tamtejsze standardy nie tak idealna. A to oznacza dla niej bolesne zderzenie z Rzeczywistością, do której trafia wraz z Kenem, dotychczas najbardziej przezroczystym bohaterem tego uniwersum. Barbie daje jednak nadzieję na opowiedzenie tej postaci na nowo, a Gosling wydaje się (o ironio) idealnym kandydatem do tej demistyfikacji.
Wściekle różowy feminizm
Ponieważ o filmie wciąż nie wiemy za wiele, mogę tylko snuć dalsze podejrzenia. Czy to będzie słodki pastisz? Czy może pouczająca historia o tym, jak nawet Ci idealni (wstaw dowolne – celebryci, influencerzy, bogacze) nie są tacy, jak się wydają i też mierzą się z ogromną presją? A może czeka nas ważny głos współczesnego feminizmu, rozbierający na czynniki pierwsze aktualne role mężczyzny i kobiety?
Tak czy siak, znając dorobek Grety, jestem przekonana, że w Barbie w jakiś sposób zaadresuje społeczne problemy, a ich zestawienie z nieprzyzwoitą dawką różu może wyjść nad wyraz świeżo. I choćby dlatego czekam na 21 lipca.
Fot. materiały prasowe Warner Bros