ANYWHERE          TV

Z życia modelki – rozmawiamy z Magdą Świder

magda_swider3-kopia

Ula Ślusarczyk: Jest z nami Magda Świder, światowej klasy modelka mieszkająca w Londynie. Magda, podbijasz praktycznie każdy zakątek świata. Powiedz nam proszę o ostatnich eventach z branży fashion, które były dla Ciebie najciekawsze?

Magda Świder: Niedawno zakończył się Paryski Fashion Couture Week. Taki sam, jaki mamy w lutym i we wrześniu. Różnica jest taka, że teraz dominowało krawiectwo na najwyższym poziomie, czyli wszystko było robione ręcznie, z najlepszych materiałów. Początkiem tygodnia chodziłam na wybiegu dla projektantki Hind Zeidan  z Libanu.  Dzień później byłam na wybiegu projektanta z Holandii, który nazywa się Addy Van Den Krommenacke, chodziłam też dla Maison Sara Chraibi z Maroco. Sukienki były przepiękne, ale dosyć ciężkie, przeznaczone raczej na czerwony dywan czy na ślub. Dominowały obcisłe gorsety, welony, szerokie doły, wszystkie sukienki były bardzo długie. W środę miałam dzień wolny i dostałam zaproszenie na pokaz Valentino, który odbył się w pięknym zamku Chateau de Chantilly, oddalonym  ponad godzinę od centrum Paryża. Na taki pokaz bardzo ciężko jest się dostać. 

Bardzo popularna i prestiżowa marka.

 
Reklama

Tak, każdy z nas zna Valentino, jest to jeden z najbardziej luksusowych włoskich domów mody, a ich kolekcje pokazywane są wszędzie, często właśnie w Paryżu. Jak wiadomo Paryż to miasto mody, luksusu i elegancji.

I jak wrażenia?

Pokaz był niesamowity. Brało w nim udział prawie sto modelek. Sam projektant powiedział, że ta kolekcja ma charakteryzować się prostotą, ale z drugiej strony pokaz odbył się w niesamowitej lokalizacji, w pięknych ogrodach zamku Chateau de Chantilly. Widziałam i brałam udział w wielu pokazach, więc mam doświadczenie od strony backstage’u, ale będąc tam jako gość, to było zupełnie inne uczucie. Dyrektor kreatywny Pier Paolo Piccioli pokazał w kolekcji minimalizm – lśniące satyny i królewskie tafty. Wyglądało to wszystko jak z bajki!

Spotkałaś kogoś znanego z branży mody? 

Było dużo znanych osób, między innymi Donatella Versace, Anna Wintour czy Florence Pugh. Oczywiście po pokazie zorganizowano małe after party, także czas na networking. A jeśli chodzi o samą kolekcję, to bardzo mi się podobała. 

A brałaś już udział w jakimś pokazie Valentino?

Nie, ale jest to moje marzenie, Valentino jest jedną z moich ulubionych marek, także zaproszenie na pokaz był miłym zaskoczeniem. Zwłaszcza, że w ten sam dzień odbywało się siedem różnych pokazów, w tym Balenciaga. Byłam też zaproszona na pokaz projektanta pochodzącego z Libii, Zuhair Murad, w ten sam dzień. Dlatego pędziłam z jednego miejsca do drugiego. Zuhair jest to dosyć znany projektant, który wyrobił sobie renomę i często pojawia się na Fashion Week w Paryżu. Jego kreacje są niesamowite. Oczywiście mówię o pokazach, które były w głównym kalendarzu paryskiego Fashion Week’u. Bo jak wiadomo, w całym tygodniu odbywa się ponad kilkanaście pokazów na dzień, dużo różnych eventów modowych. Byłam też właśnie na dwóch eventach, otwarciu sklepu ze skórzanymi torebkami Joseph Duclos na luksusowej ulicy Avenue des Champs-Elysees, a także otwarciu butiku z biżuterią Jovadi. Pojawilo się tez wielu celebrytów w tym Nicky Hilton i Cardi B. 

To brzmi jak bardzo intensywny grafik.Jak sobie z tym dajesz radę? Ciężko jest to sobie wszystko spiąć, zorganizować?

Zazwyczaj wszystko dzieje się spontanicznie. Nawet zaproszenie na pokaz Valentino dostałam tego samego dnia, 4 godziny przed pokazem. Gdy zobaczyłam, że będzie miał miejsce poza Paryżem, to pojawił się stres – co ubrać, jak się tam dostać. Dużo takich zaproszeń wpada last minute, albo najwcześniej dzień przed. A też do ostatniej chwili nie wiadomo było czy pokaz się odbędzie. Przez obecne zamieszki we Francji na przykład marka Celine odwołała pokaz.

Byłaś także w Cannes. 

Tak, tam też dużo się działo. Powiem nawet, że było chyba intensywniej niż w Paryżu. Cannes jest znane nie tylko ze strony fashion, ale głównie z festiwalu filmowego. I właśnie na tym festiwalu miałam na sobie sukienkę francuskiego projektanta Christophe Guillarmé, reprezentowałam też suknie od projektanta Rami Al Ali i miałam na sobie drogą biżuterię marki Messika. Paradowałam po czerwonym dywanie z kolczykami i naszyjnikiem wartym 25 000 euro. Tę biżuterię miała na sobie między innymi Beyonce na koncercie Super Bowl, a na czerwonym dywanie oprócz mnie nosiła ją jeszcze Gigi Hadid, więc było to spore wyróżnienie.

A pozostając jeszcze przy Cannes – jesteś fanką kinematografii, cieszyłaś się, że możesz tam być? Czy skupiłaś się na dobrym wykonaniu swojej pracy?

Moja praca zaczyna się od samego rana, kiedy się przygotowujemy. Moim zadaniem jest ubrać to, co zostało mi zlecone wcześniej, a jak wiadomo dla projektantów jest to też forma reklamy na żywo – prezentują swoje kreacje na czerwonym dywanie, wśród wielu gwiazd i osób z branży filmowej. W momencie, w którym zaczyna się film to w końcu czas na relaks, tylko jak tu wysiedzieć 2 godziny w takich sukniach (śmiech).  Super jest zobaczyć film, który jeszcze nigdzie się nie pojawił, być blisko aktorów i tego całego wydarzenia. Jest tam dużo emocji, są owacje na stojąco, wywiady, paparazzi. 

Na pewno było to dla ciebie ciekawe doświadczenie, pomimo tego, że byłaś w pracy.

Tak, choć za pierwszym czy drugim razem to staje się rutyną. Człowiek po prostu przyzwyczaja się do tego, co robi. Podobnie było gdy zaczynałam pracę jako modelka. Miałam piętnaście lat i wszystko dla mnie było nowe, ciekawe, nigdy nie miałam na sobie takich pięknych kreacji. Po dziesięciu latach w branży zaczyna się dostrzegać negatywne strony tej pracy. Na przykład to, że sukienka jest za bardzo obcisła i ciężko się w niej siedzi, czy gorset jest za ciasny i trudno się oddycha. W rzeczywistości to tylko ładnie wygląda, ale nie jest wygodne. Mówi się, że fashion is heartless. To nie są sukienki na co dzień. Podobnie było teraz w Paryżu, bo te suknie nie są przeznaczone na spacer po ulicy czy noszenie na codzień. 

Oprócz kreacji typowo galowych, zdarza ci się pracować z markami lub projektantami, którzy tworzą stroje na co dzień?

W Mediolanie dużo pracuje z firmą, która szyje sukienki ślubne. Często robimy zdjęcia do katalogów, czasami są pokazy sukien ślubnych. Pracuję z firmami kosmetycznymi, czyli na przykład z francuską firmą Kilian czy amerykańską marką Pretty Vulgar. Czasami, oprócz wybiegów i sesji zdjęciowych, robię też rzeczy komercyjne, na przykład reklamy tv. Oczywiście w większości moje zlecenia to zdjęcia na stronę internetową sklepu lub marki. Sa to głównie ubrania na codzień.

Lepiej się czujesz na wybiegu czy przed aparatem?

Ciężkie pytanie. Pokazy lubię dlatego, że to wydarzenia na żywo. Są ludzie, którzy mnie oglądają, są fani danej firmy, towarzyszą temu wielkie emocje – jest muzyka, śpiewają artyści na scenie podczas wybiegu. Czasami muszę się przebrać w mniej niż minutę, a zdarzają się utrudnienia, jak na przykład fryzura afro, na którą trzeba uważać i ostrożnie zakładać sukienkę, żeby nie zniszczyć przy tym makijażu. Lub za ciasna sukienka i tuż przed pokazem na przykład zepsuty zamek w sukience. Zdarza się, że muszą mi przy tym pomagać inne osoby, bo po prostu nie dam rady pochylić się do przodu, aby założyć buty. Pokaz generuje wiele stresu – buty mają dwadzieścia centymetrów, sukienka jest za długa, plączą się nogi. Z kolei na sesji zdjęciowej jest od pięciu do dziesięciu osób – fotograf, jedna lub dwie modelki, makijażystka, stylista… Jeżeli sukienka jest za mała, to można ją obrobić w Photoshopie i nikt tego nie zauważy. Wszystko jest łatwiejsze, porównujac do pokazu na żywo. To zupełnie inny rodzaj pracy – zdarza się, że przygotowujemy katalog na stronę internetową i w ciągu jednego dnia robimy zdjęcia dwustu parom dżinsów. To bardziej monotonna praca, w mniejszym gronie ludzi. Natomiast pokaz dla mnie jest zawsze dużym wydarzeniem i wolę go właśnie przez te emocje.

I na pewno są bardziej absorbujące. Modeling to twoja praca, ale tak jak wspomniałaś, latasz po całym świecie – lubisz podróżować czy raczej cię to męczy?

Moje życie jest życiem na walizce. Ale pomimo tego uwielbiam podróżować – zwłaszcza, jeśli jadę na wakacje czy do rodziny. 

Na pewno podróże w takim celu są bardziej przyjemne, aczkolwiek niejedna osoba by ci tego pozazdrościła, że lecisz sobie do pracy na przykład do Los Angeles.

Właśnie każdemu się wydaje, że mam czas na zwiedzanie – nie mam go. Wieczorami, kiedy mam czas wolny, jestem tak zmęczona, że nie mam siły chodzić, zwiedzać. Czasami lecę z Londynu do Mediolanu na jeden dzień. Nie lubię też samolotów, wolę pociągi – wyjeżdżam np. o szóstej rano do Paryża, wracam ostatnim pociągiem do Londynu około 23:00 i nie mam czasu, żeby iść do muzeum czy restauracji. 

No tak, to prawda. Taki tryb życia – ciągłe podróże, zmęczenie, brak snu. Miałaś kiedyś takie myśli, że „rzucam to, mam dość”?

Często mam takie myśli. Pół swojego życia  spędzam w podróży – głównie w samolocie. Czasem dwa, trzy dni jestem w Londynie, potem znowu na lotnisko. Kiedyś sprawdziłam swój kalendarz i okazało się, że w ciągu tygodnia odwiedziłam cztery różne kraje. Ostatnio, wracając z Los Angeles, zatrzymałam się w Londynie na dwadzieścia cztery godziny – przepakowałam walizkę i zaraz miałam lot do Dubaju na Middle Fashion Week. 

To jest drastyczna różnica czasu.

W LA była chyba 09:00, a w Dubaju 21:00. Nie mam jak odpocząć. Kiedy ląduje, zwykle jest następny dzień, a ja nie mam czasu iść do hotelu i się przespać. Od razu idę do pracy –zaczynają się przymiarki, makijaż, fryzura. Przy tym wszystkim ciężko zadbać o cerę, dlatego na co dzień staram się w ogóle nie malować. Na wyjścia ze znajomymi maluję tylko rzęsy. 

Na pewno pijesz dużo kawy przy takim trybie życia… 

W ogóle nie lubię i nie piję kawy. Piję zieloną herbatę, biorę suplementy, takie jak żelazo czy witamina C. W samolocie ciężko o zdrową żywność czy naturalny sok, ale kiedy jestem w domu, to pije własnoręcznie robione soki, które też dostarczają dobrych witamin. Uwielbiam na przykład sok energetyczny z marchewki, jabłek i imbiru lub oczyszczający sok z jarmużu z zielonym ogórkiem. 

Dużo się słyszy o tym, że modelki niekiedy się głodzą. Jakbyś nam to przedstawiła ze swojej perspektywy? Jak wygląda twoja dieta? Jest faktycznie restrykcyjna, czy raczej starasz się jeść zdrowo i z umiarem?

Nie mam jakiejś restrykcyjnej diety. Ciężko o dietę, kiedy jesteś w podróży, bo czasami muszę zjeść lunch albo na lotnisku, albo w samolocie. W domu staram się unikać słodyczy, ale często powtarzam, że ważny jest balans. Jeżeli dzisiaj idę na lody to staram się, żeby pójść na siłownię czy zagrać w tenisa. 

A jak to wygląda w modelingu? Dalej są silne restrykcje co do sylwetki? 

Te wymogi się zmieniły. Modeling dziesięć lat temu wyglądał inaczej. W tamtym roku byłam na pokazie Versace w Mediolanie. W pokazie szła między innymi Paris Hilton. Projektanci zapraszają teraz często właśnie takie osoby – wówczas w pokazie bierze udział na przykład pięćdziesiąt wysokich i szczupłych modelek, ale także pięć celebrytek, które reprezentują sylwetki różnego typu. Nie są to osoby wystarczająco wysokie, nie mają wymiarów modelek, ale są na przykład ambasadorem danej marki. Zaczęłam modeling mając piętnaście lat – zawsze byłam szczupłą osobą i chyba mam szczęście, że mam dobra przemianę materii. Ale mimo tego, spotkałam się z komentarzami, że jestem za gruba. Przez to łatwo wpaść w anoreksję.

Przeszłam zaburzenia odżywiania, więc wiem, jak to jest. Byłam dzieckiem szczupłym, ale kiedy ma się kilkanaście lat, to zwraca się uwagę na swój wygląd.

Ja też miałam taki ciężki czas. Faktycznie, masz kilkanaście lat, z nastolatki przemieniasz się w kobietę, buzują hormony, ciało się zmienia i nie ma się na to wpływu. Nagle jesteś w modelingu i słyszysz, że jesteś za gruba, bo masz dwa centymetry więcej w biodrach. To jest właśnie moja sytuacja. Zadzwonił do mnie mój agent i powiedział, że jutro przyjeżdża do Polski, bo musimy osobiście podpisać kontrakt z agencją Elite w Nowym Jorku. Pojawił się stres, bo wiedziałam, że pierwsze co zrobi jak się spotkamy, to wyciągnie centymetr i będzie mnie mierzył. A wiadomo, że nie da się schudnąć z dnia na dzień. I popełniłam błąd – przestałam jeść, a nawet codziennie obsesyjnie ważyłam się na zwykłej wadze. Potrafiłam nic nie jeść i już był jeden kilogram mniej. 

Byłaś wtedy dzieckiem, więc dorośli powinni wskazywać ci właściwą drogę. 

I nie miałam doświadczenia. Nikt mi nie powiedział, jak zadbać o zdrowe  odżywiania. To jest ogromny błąd, który popełniają agencje do dzisiaj. Agent wprost powie ci, że jesteś za gruba, ale nie powie jak schudnąć. Nikt mi nie dał pomysłu, że może na śniadanie zamiast kanapki z serem, warto zrobić np. naturalny, wyciskany sok. Do wszystkiego doszłam sama, dzięki temu, że zaczęłam interesować się dietetyką a później fitnessem.

To zainteresowanie, czy ukończyłaś już jakiś kurs czy szkolenie z tego zakresu?

Mam kwalifikację jako dietetyk, studiowałam AWF. Wszystko dlatego, aby dowiedzieć się, jak odżywiać się zdrowo. Wiadomo, że są sytuacje, kiedy je się mniej zdrowo, na przykład na wakacjach. Zachowuję jednak zdrowy rozsądek, bo nie jem codziennie pierogów. Trzeba się pilnować, ale mam też to szczęście, że jestem osobą naturalnie szczupłą. 

Wszystko zależy od przemiany materii.

A przy tym chciałabym podkreślić, że uwielbiam sport. Nawet jak podróżuję to znajdę czas, żeby godzinę wcześniej wstać i pobiegać. Albo poćwiczyć w hotelowej siłowni. Czasami po prostu w pokoju rozkładam matę i ćwiczę jogę, pilates. Po prostu to lubię. 

To też daje bardzo dużo, bo niektórzy ćwiczą z przymusu, więc motywacja jest krótkotrwała. Fajnie mieć taką pasję. Podróżowanie też zalicza się do twoich pasji?

Tak, ale po tylu latach brania udziału w pokazach na całym świecie, te podróże stały się mniej ekscytujące niż dla osoby, która leci na wakacje raz w roku. Gdy dostaję informację, że muszę za dwa dni gdzieś lecieć, to czasami chce mi się płakać. 

A jak jest z wakacjami? Wtedy lubisz latać samolotem, czy raczej też niechętnie?

Z wakacjami jest trochę inaczej – wiesz, że lecisz żeby odpocząć, a nie na kolejną sesje zdjęciową, wiec to lepsza motywacja. Wtedy odliczam minuty do dotknięcia morza i piasku. Zdecydowanie wolę gdzieś jechać na dłużej, przynajmniej na tydzień na przykład na Ibizę. Wyjazd na kilka dni jest bardziej męczący i przypomina mi wyjazd do pracy. Ledwo się zaaklimatyzujesz, a trzeba już wracać. Aktualnie marzę o tym, żeby polecieć gdzieś na jeden miesiąc i posiedzieć w tym samym miejscu. Jednak na pewno po tygodniu by mnie już nosiło i szukałabym jakiś zleceń. 

Brzmi to trochę jak pracoholizm. 

I to jest drugi problem – gdy twoje życie wygląda w ten sposób, to jeśli w tygodniu mało się dzieje, to robię wszystko, żeby się działo. 

Gdzie udało ci się już być? 

Byłam na prawie każdym kontynencie – w Azji odwiedziłam Chiny, Tajlandię. W Chinach byłam dwa miesiące, w Tajlandii trzy. Byłam w większości miast Europy. Odwiedziłam USA  – Nowy Jork, San Francisco, Los Angeles, San Diego, Miami, Las Vegas. Spędzając w jednym miejscu tyle czasu można poznać kulturę tego kraju, język, odkrywa się nowe smaki. W tydzień nie jesteś w stanie wszystkiego zobaczyć. Dzięki takim dłuższym kontraktom mam trochę więcej czasu dla siebie. Ale są też minusy – moja mama czasami nie nadąża, gdzie jestem. Jednego dnia dzwonię do niej z Paryża, za chwilę jestem w Mediolanie. Ciężko o jakieś przyjaźnie czy związki, trudno to wszystko ze sobą pogodzić.

A jakie jeszcze eventy przed Tobą?

Jadę reklamować stroje kąpielowe, mam teraz na dniach sesje w Portugalii, a co do eventów, teraz jest niski sezon. Koniec lipca i sierpień to okres wakacyjny, większość agencji modelek jest zamknięta. Następne eventy będą na początku września, na przykład festiwal filmowy w Wenecji, później pokazy Fashion Week w Nowym Jorku, w Londynie, w Mediolanie i w Paryżu, więc na pewno tam będę. Po pokazach w Londynie, które trwają tydzień, potem od razu jest Mediolan. Jak skończą się pokazy w Mediolanie, to zaraz zaczną się w Paryżu. Ciągle coś się dzieje.

Czyli znów intensywny czas przed Tobą. Trzymamy kciuki i życzymy wytrwałości, bo na pewno się przyda. Dziękuję za rozmowę. 

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE