Poranek witamy z szerokim uśmiechem. Ścielimy łóżko, wykonujemy poranną skincare routine, schodzimy zrobić śniadanie mężowi. On wychodzi do pracy, my zostajemy. Ale to nie oznacza końca obowiązków. Ktoś musi zrobić pranie, ugotować obiad, a w międzyczasie, w nagrodę, wyskoczyć na szybkie zakupy do ulubionej perfumiarnii. Późnym wieczorem, kiedy on wraca do domu, mamy czas na wspólne oglądanie serialu. Tak zdaniem soft wife wygląda życie jak z bajki.
Tylko… czyżby?
Odpowiedzialna głowa rodziny
Jak to ostatnio bywa, zmieniające się trendy i nastroje społeczne najłatwiej wychwycić na TikToku. To tam też trafiłam na filmy z serii „my day as a stay at home wife” (spoiler: wszystkie wyglądają prawie tak samo), co posłużyło mi za inspirację do początku tekstu. Stay at home wife, soft wife, trophy wife – wszystko sprowadza się właściwie do powrotu do tradycyjnego modelu rodziny. Mąż zarabia, kobieta zajmuje się domem i ewentualnymi dziećmi. Jedna z TikTokerek wymienia 3 cechy charakterystyczne, dzięki którym możesz nazywać się dumnie soft wife. Są to:
- spełnianie zachcianek przez męża (tzw. princess treatment),
- niemartwienie się finansami – za które odpowiada on,
- i, chyba najbardziej kontrowersyjny punkt, odpowiedzialny i godny zaufania mąż.
Odpowiedzialny, czyli jaki? – mam ochotę skomentować. Przynoszący do domu odpowiednią ilość pieniędzy? Niemający problemów z hazardem czy innymi uzależnieniami? Niezdradzający? Przechodzę jednak dalej, widząc kolejną, szczęśliwą żonę, chcącą sprzedać mi kurs zostania soft wife czy, jak już misja się powiedzie, T-shirt soft wife klubu.
Życie to brunch
W założeniu to faktycznie dla niektórych może brzmieć jak spełnienie marzeń. Oto nagle nie musimy martwić się o dożycie do dziesiątego, a zamiast tego zostajemy swoimi własnymi, prywatnymi stylistkami, kupujemy owoce w bio warzywniakach czy zaliczamy trwające godzinami brunche. Nie powiem, że nie wydaje się to trochę kuszące.
Nie sposób w końcu nie poczuć się ani przez chwilę przytłoczoną całą narracją „silnej, niezależnej kobiety” i tym całym girlbossowaniem. Tak, luka płacowa dalej istnieje, a w Polsce nie zrobimy legalnej aborcji, ale z plusów, wiele z nas może spełniać się zawodowo w ten sposób, na jaki ma ochotę. Ta wolność rodzi jednak dużą presję i wzrost oczekiwań społeczeństwa. Niepracujące kobiety to zazwyczaj „madki” pozbawione ambicji. Nie zapominajmy jednak o tym, że nasze rodzime soft wives (piszę to z dużym przymrużeniem oka) raczej nie mogą sobie pozwolić na szafę wypchaną ubraniami po kilka tysięcy złotych, a dwójką małych dzieci nie zajmie się opiekunka. Zostanie w domu po macierzyńskim nie jawi się jako wielka szansa na wygodne życie, ale konieczność. Do tego dołóżmy ogrom nieodpłatnej pracy w domu, za którą często nikt nawet nie powie „dziękuję”. A szacuje się, że w krajach rozwiniętych taka nieodpłatna praca opiekuńcza to aż 50% PKB (źródło: „Niewidzialne kobiety” Caroline Criado Perez). Wow.
Ku tradycji
Przy całej internetowej gorączce produktywności i chęci samospełnienia, może w nas jednak zakiełkować myśl – czy to nie byłoby wygodne? Pokazać fucka tym wszystkim superważnym, idącym po swoje (często kosztem życia prywatnego) kobietom? Popularność soft wife to zwrot w kierunku tradycji. Wydawałoby się, że to zaprzeczenie tego, o co przez lata walczyły feministki. Ale może jednak to właśnie ich zwycięstwo? To, że każda z nas może wybrać karierę zamiast wychowywania dzieci albo odwrotnie? Czy to nie jest kwintesencja feminizmu – danie kobietom możliwości wyboru?
I znowu – teoria swoje, praktyka swoje. Wróćmy na moment do odpowiedzialnego męża. Czy możemy mieć pewność, że nawet najbardziej odpowiedzialny mąż w pewnym momencie nie zechce poszukać nowej soft wife? Koniec końców – tylko jak polegamy na sobie, możemy mieć poczucie bezpieczeństwa finansowego. Wszystko inne niestety jest kruche, a odnalezienie się na rynku pracy po kilku czy kilkunastu latach przerwy, nie będzie proste.
Takie życie niesie też za sobą ryzyko przemocy ekonomicznej. Zamiast markowych torebek, może okazać się, że mąż dawkuje nam kwoty ledwo wystarczające na zakupy spożywcze. Albo, że na „kieszonkowe” musimy zasłużyć. W różny sposób.
Wygodne życie dla wybranych
Sama możliwość wyboru takiego stylu życia jest też mocno iluzoryczna. Mężczyźni podążają za naszą feministyczną, równościową narracją i coraz rzadziej szukają po prostu partnerki, którą będą utrzymywać. Ciężko im się dziwić – mało kogo stać, by zaspokoić wszystkie swoje zachcianki, a co dopiero te drugiej osoby.
Jak zwykle więc trendy oparte są o pewne bańki. W tym przypadku to bańka bogatych mężczyzn, którzy chodzą po świecie, rozglądając się za jakąś ślicznotką, którą będą rozpieszczać. A wszyscy spoza bańki do takiego lifestyle’u się nie kwalifikują. Co więcej – wiele kobiet to stay at home mums, ale do tego chodzące na wieczorne zmiany do pracy czy dorabiające sobie jakkolwiek online. I to o nich myślę, gdy widzę TikToki z bajką z początku tekstu.