Nie tak dawno magazyn „People”, jak co roku, opublikował ranking, który miał za zadanie wyłonić najseksowniejszego żyjącego mężczyznę roku 2023. Zwyciężył Patrick Dempsey, choć nie wszyscy uznali ten werdykt, a w sieci zawrzało. Nie ma się co dziwić – jest to ranking raczej z tych dość subiektywny, który nie zadowoli każdego na świecie. A w zasadzie… szczęśliwi ci, którzy nie słyszeli o tym rankingu.
Magazyn „People” stworzył taki ranking prawie czterdzieści lat temu (dokładnie w 1985 roku) jako „Sexiest Man Alive” – pod tą nazwą funkcjonuje zresztą do dziś. Warto zaznaczyć, że „People” w ogóle słynie z zamiłowania do plebiscytów i wszelkiego rodzaju rankingu. Mamy w końcu ranking „100 najpiękniejszych ludzi na świecie”, gdzie pod uwagę brany jest zaledwie ten sławny procent. Wydawać by się mogło, że po latach walki z uprzedmiotowieniem kobiet oraz mężczyzn, traktowaniem ich jako „ładnie wyglądających ciał”, tego typu działania będą raczej zanikać. A one mają się dobrze i wciąż przyciągają uwagę miliona ludzi z całego świata. Dlaczego mimo zmian, które zachodzą w naszym społeczeństwie, wciąż angażujemy się w takie rankingi, oceniamy przez pryzmat tego, jak ktoś się prezentuje, a nie co robi dla innych? Spróbujemy to rozgryźć.
Jak to było, a jak jest?
Ranking „Sexiest Man Alive” powstał w roku 1985. Tamten okres w USA (ale i na całym świecie) to rozkwit szeroko pojętej popkultury, jakiej jeszcze nie było – seksowni mężczyźni w lateksie z zespołów rockowych czy jakże atrakcyjny Tom Cruise w „Top Gun”. To wszystko wręcz nie mogło zostać przemilczane przez media.
Po drugie, kultura fanów była zupełnie odmienna niż ta obecnie. Fani wyrażali swoje zamiłowanie do idoli szalejąc na koncertach, pojawiając się na premierach filmowych lub pisząc do nich listy miłosne. Nie było Internetu, a wizerunek konkretnego celebryty podziwiano w telewizji albo właśnie w czasopismach, które zgłębiały uroki ich życia.
Po trzecie, świat analizowano zupełnie inaczej. Odpowiedni wygląd i dopasowanie się do aktualnych trendów mody było podstawą istnienia w danym środowisku. Poza tym nie zapominajmy, że były to czasy, kiedy rozkwitło wiele subkultur czy też zwolenników danego ruchu, nierzadko filmu czy muzyki.
Po czwarte, obsesja piękna przybiera na sile, mimo usilnych starań zapobiegania jej. Ludzie skupiają się na tym, żeby dobrze wyglądać, mieć idealnie wyregulowane brwi, zagęszczone rzęsy i określony kształt figury. Mimo prężnie działajacych nurtów takich jak body positive czy body neutrality, świat wciąż opiera się na wyglądzie, a pretty privilege ma się dobrze, jak nigdy wcześniej. Dlatego rankingi tego typu nieustannie cieszą się zainteresowaniem. Wciąż przyciągają nas ładne buzie, ponętne ciała, hipnotyzujący uśmiech i spojrzenie. Jest jednak światełko w tunelu.
Zmiana priorytetów
Teraz mamy lata 20. XXI wieku, a świat zaczyna walczyć z krzywdzącymi i nierealnymi standardami. Otóż współczesne społeczeństwo stoi w opozycji do schematów utartych w poprzednim wieku, a na pewno ostatnich pięćdziesięciu lat. Zmieniliśmy podejście do wielu istotnych aspektów życia codziennego. Nie dziwi nas to, że mężczyzna siedzi z bąbelkiem na tacierzyńskim, podczas gdy kobieta rozwija się zawodowo. Coraz częściej chcemy oglądać ludzi interesujących mających coś do powiedzenia, niekonicznie wpisujących się w kanony wykreowane przez social media. Konkretną rewolucję zaczyna przechodzić także cały sektor rozrywkowo-kulturowy.
Nasuwa się więc pytanie – dlaczego taki ranking wciąż egzystuje i co ważniejsze – jak jest uwarunkowane jego podium? Ranking żyje, bo zakorzeniona głęboko obsesja piękna, pomimo usilnych starań, wciąż ma się dobrze. Lubimy oglądać ładnych ludzi o czarujących uśmiechach i hipnotyzujących spojrzeniach. A jak do tego dorzucimy jeszcze działalność charytatywną i udzielanie się społecznie maluje nam się idealny zwycięzca rankingu. Dlatego wychodzi na to, że warunkiem zdobycia grantu najseksowniejszego żyjącego mężczyzny jest bycie przystojnym oraz, od czasu do czasu, aktywnym społecznie.
Ale czy na pewno? Dlaczego nie zwyciężył Pedro Pascal, który obecnie przechodził złoty okres swojej kariery? Albo Timothée Chalamet – młody i niezwykle utalentowany aktor, który wszedł w świat kina z impetem i nie zamierza się zatrzymywać? Ta dwójka jest równie atrakcyjna fizycznie, a jednak zwycięstwo zgarnął Dempsey, który rozsławił się głównie dzięki tasiemcowi „Grey’s Anatomy”, gdzie obecnie nawet nie gra. Podobnie zresztą było w latach poprzednich – cóż… ciężko jednoznacznie wyłonić warunki, które motywują wybór głównego zwycięzcy tego rankingu.
The Best Man Alive
Jeśli natomiast zmienić nieco przekaz rankingu? Co jeśli „Sexiest Man Alive” oznaczałoby wybór mężczyzn pod kątem ich osiągnięć zawodowych, ale także rozwoju i działalności poza karierą? Co jeśli głównym punktem odniesienia byłyby sukcesy filmowe, dobre uczynki, działania na rzecz środowiska czy pomoc ubogim? Albo wniesienie czegoś wartościowego w życie ludzi?
O kim wy myślicie, mając przed sobą hasło „The Best Man Alive”? Kogo wrzuciłybyście do takiego rankingu? Tutaj nie musi być pierwszego miejsca, bo sexy może być ten aktor z brzuszkiem, ten model z łysą czaszką i ten piosenkarz pokryty w tatuażach. A może to twój tata, brat, kolega z pracy, sąsiad spod dwójki, aktywista, którego obserwujesz na Instagramie, autor twojej ulubionej książki? Zamieńmy sexy na best i doceniajmy ludzi częściej, niż w rankingu raz do roku.
Autorka: Ula Ślusarczyk
Zdjęcie główne: Patrick Dempsey na 80. gali rozdania Oscarów / Greg Hernandez / flickr.com