ANYWHERE          TV           REDAKCJA

Kiedy rodzisz się obcy – recenzja „Jak biały człowiek” Oliwii Bosomtwe

KAROLINA KOŁODZIEJCZYK

image1_Easy-Resize.com-1

Czy białe osoby są w stanie zrozumieć, jak to jest być czarnoskórym w Polsce? Nie wydaje się. To zbyt unikatowe, wymykające się kategoryzacji doświadczenie, by można było w pełni je pojąć. Prób przybliżenia nam tego podjęła się jednak Oliwia Bosomtwe, dziennikarka, w tym była redaktorka naczelna noizz.pl, w książce „Jak biały człowiek”. 

Autorka w formie pogłębionych esejów szuka odpowiedzi na pytanie, jak, jako Polacy, postrzegamy czarnoskóre osoby w naszym kraju i jak one postrzegają samych siebie. Rozprawia się tym samym z szeregiem stereotypów, pokazując nam, że sprowadzanie ludzi do takich kategorii jak uchodźcy, egzotyka czy obiekt seksualny, jest więcej niż krzywdzące.

Jak pisze w książce: (…) egzotyczność wciąż nas zwodzi. Wyjeżdżamy na wczasy na Zanzibar i wydaje nam się, że nasze horyzonty sięgają daleko poza szklaną pogodę w mieszkaniach kupionych na kredyt w ciasnych blokowiskach. Łudzimy się, że widzieliśmy kawałek odległego świata, choć zazwyczaj nie próbujemy go zrozumieć. 

 
Reklama

W „Jak biały człowiek” konfrontujemy się z takim mindsetem, dostając opowieści o ludziach z krwi i kości, a nie o abstrakcyjnym Murzynku Bambo z każdemu znanej czytanki. Polskie losy splatają się z afrykańskimi, przypominając nam, że mamy więcej wspólnego, niż chcą nam pokazać podręczniki od historii.

Zapytana o ulubioną opowieść z książki, Oliwia odpowiada:

Wszystkie były w jakiś sposób poruszające. Najbardziej zaskoczyły mnie historie Władysława Jabłonowskiego, szkolnego kolegi Napoleona i Jeana Lapierea, przez pewien czas towarzysza Kościuszki, których życia przypadły na przełom XVIII i XIX wieku. Nic w tych biografiach z dzisiejszej perspektywy nie jest oczywiste. 

Na mnie największe wrażenie zrobiła z kolei opowieść o polskiej rzeźbiarce na delegacji w Ghanie, gdzie tworzyła pomnik tamtejszego króla, nasze zapomniane, ale faktyczne zapędy kolonialne, ludzkie zoo, migawki ze Światowego Festiwalu Młodzieży czy wreszcie kochanka filmowego amanta Eugeniusza Bodo, córka Polinezyjki i Francuza, wraz z całym wątkiem rasizmu w polskiej kinematografii. Razem z autorką skaczemy od międzywojnia do współczesności, poznajemy bohaterów narodowych i bohaterów bardziej podwórkowych, ale wszystkich przedstawionych tak, że przestajemy widzieć kolor, a zaczynamy widzieć człowieka.

To nie jest wcale tak oczywiste, w dość jednolitym etnicznie kraju, jakim jest Polska. Czym jest dla nas inny kolor skóry? Tak pisze Oliwia:

Kim jest czarny? Nie wiemy o nim niczego poza tym, że jego twarz brzmi znajomo, jak w polskiej odsłonie programu rozrywkowego, przez lata znanego z wielkiego zamiłowania do malowania białych celebrytów na czarno.

I chociaż to rasizm w czystej postaci, wygodnie nam nazywać to rozrywką i krzyczeć o dystansie. Nie krzyczy jednak w „Jak biały człowiek” Oliwia, która wybiera przede wszystkim język faktów. W książce zdecydowanie czuć jej historyczny background, a liczba szczegółów może momentami nużyć, ale jak bardzo potrzebna jest to pozycja!

Czytając ją, uświadamiałam się coraz dobitniej, jak wybrakowana jest polska, mainstreamowa historia – ta z wieczornych wiadomości i lekcji historii. Mamy wielkie, narodowe zrywy (białe), wielkie, narodowe zwycięstwa (białe), wielkie, narodowe cierpienia (również białe). Białe i męskie. W podręcznikach tak, jak nie znajdziemy kobiet, tak nie znajdziemy innych ras. Chyba że w kontekście ich podbijania czy kolonizowania.

Swoją książką Oliwia pokazuje jednak, jak bogata jest polsko-afrykańska historia, ile ma odcieni, blizn, ale też dobrych momentów. W tym dla mnie też tkwi siła tej pozycji. Autorka nie ucieka się do skrajności i grania na emocjach (jak sama mówi: to jest wypadkowa mojej wrażliwości, mojego sposobu pisania i analizowania rzeczywistości), nie skupia się na wyszukiwaniu najbardziej oburzających sytuacji świadczących o polskim rasizmie, a mimo to przez te czterysta stron ciężko myśleć o czymkolwiek innym. Marzy mi się Polska, w której zamiast „W pustyni i w puszczy” na polskim będzie się omawiać „Jak biały człowiek”. 

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE