Karolina Kołodziejczyk
Kiedy dowiedziałam się, że Katarzyna Czajka-Kominiarczuk (znana w Internecie jako Zwierz Popkulturalny) pisze kolejną książkę o filmach, wiedziałam, że muszę ją mieć. Dlaczego? Kasia nie tylko poleca kulturę, ale ją przede wszystkim rozumie. I, spoiler, właśnie tak jest w „Filmach na życie”.
Koncepcja książki jest dość prosta: mamy 10 filmowych kategorii i po kilka polecajek do każdej z nich. Nie idziemy jednak kodem klasycznych gatunków, a raczej filmami na różne okazje – czyli na przykład dostajemy Filmy na złamane serce, Filmy na stratę pracy czy Filmy do oglądania z dziadkami. Polecajki poprzedzone są krótkim wyjaśnieniem kryteriów doboru określonych tytułów i to te wyjaśnienia najlepiej oddają to, jak Kasia myśli o kinie. A myśli o nim mocno kontekstowo – sprawnie żongluje tytułami, dopasowując je do odpowiedniego momentu w naszym życiu, a filmowe sytuacje (nawet te najbardziej abstrakcyjne) bez problemu przekłada na nasze codzienne wybory i dylematy. Właśnie dlatego „Filmy na życie” czyta się tak dobrze.
Najnowsza książka Kasi wie, czym jest i nie aspiruje wcale do bycia wyszukaną krytyką filmową, zrozumiałą tylko dla nielicznych. Autorka wierzy w kulturowy egalitaryzm, więc nie ma tu miejsca na snobizm. Owszem, wśród polecajek znajdziemy cenione klasyki jak „Casablanca”, ale nie zabrakło też „Paddingtona 2” czy „Czasu na miłość”. Dzięki temu książka dobrze nada się na świąteczny prezent nie tylko dla kinofilów, ale po prostu dla każdego, kto jest zmęczony godzinnym scrollowaniem Netflixa tylko po to, by ostatecznie puścić „The Office”.
Czytając „Filmy na życie”, nie mogłam nie porównywać ich z również niedawno wydaną przez WAB „Pierwszą młodością” Karoliny Korwin-Piotrowskiej, która także opiera się na kulturalnych poleceniach. To, co jednak dużo bardziej przekonuje mnie u Kasi, to porządek. Mamy jasne kategorie, a więc i brak powtórzeń tematycznych – do tego filmów jest akurat tyle, że po przeczytaniu danego rozdziału nie czujemy się przytłoczeni, nie wpadamy w filmowe FOMO, a po prostu wiemy, co obejrzeć wieczorem. Natomiast przy „Pierwszej młodości”, miałam wrażenie tak dużego chaosu, że ostatecznie nie potrafiłam zdecydować się na nic. Not cool.
„Filmy na życie”, wbrew tytułowi, nie są pozycją, która to życie zmieni. Może jednak zmienić wasze myślenie o kulturze, zachęcić do dialogu z emocjami twórców (ale i tymi własnymi) albo przynajmniej dostarczyć film na sezonową chandrę (to właśnie od tego rozdziału zaczęłam czytanie). Moja mała frustracja w stosunku do tej książki wynika jedynie z faktu, że gdy po przeczytaniu jednego z rozdziałów chciałam odpalić polecane „Mebelki”, to nie byłam w stanie nigdzie legalnie ich znaleźć. Cóż, może kiedyś! Na dobre kino przecież warto poczekać.
Bonus
Nie mogłam się oprzeć i stworzyłam dla Was moją krótką listę filmowych poleceń – po jednym tytule do każdego rozdziału z „Filmów na życie”. Częstujcie się!
Film na złamane serce: „500 dni miłości” (2009)
Film na wejście w dorosłość: „Biedne istoty” (2023)
Film na stratę pracy: „Sound of Metal” (2019)
Film na zwątpienie: „Dzika droga” (2014)
Film na lęk przed przyszłością: „Wszystko wszędzie naraz” (2022)
Film na sezonową chandrę: „Perfect Days” (2023)
Film na złamaną nogę: „Popiół i diament” (1958)
Film na tęsknotę za tym, co minione: „Mój piękny syn” (2018)
Film do oglądania na pierwszej randce: „W głowie się nie mieści” (2015)
Film do oglądania z dziadkami: „Thelma” (2024)
Fot. Laura Bielak