Koniec samotności

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Dużo samotności jest w jej końcu. Mowa oczywiście o najnowszej, długo wyczekiwanej książce Janusza L. Wiśniewskiego, której tytuł zawiera w sobie sporą dawkę nadziei. Czy słusznie? Odpowiedź na to pytanie raczej będzie zmienna, w zależności od stanu emocjonalnego czytelnika, który po tę książkę sięgnie. Od razu zaznaczę, że wg mnie nie jest to lektura przeznaczona wyłącznie dla kobiet. „Koniec samotności” jest kontynuacją „pełnoletniej” już, debiutanckiej powieści autora „S@motność w sieci”, która doczekała się nie tylko ekranizacji, ale i przeniesienia na deski teatralne przez jeden z petersburgskich teatrów.

Jest tu Polska właśnie. Współczesny świat – realistyczny. Ten nasz rodzimy, taki jak za oknem. Rozliczany, no bo o to właśnie chodzi. I miłości jest dużo. Czy to duże zaskoczenie? W końcu miłość i samotność, mimo że chodzą własnymi ścieżkami, często pozwalają by ich drogi się skrzyżowały.

Pamiętam, gdy czytałam „S@motność w sieci” byłam pod wrażeniem przenikliwości i pewnego novum na rynku literackim. Była tu lekkość z jednej strony, dociekliwość z drugiej, no i tej nostalgii cała masa.

Janusz L. Wiśniewski kiedyś powiedział, że zaczął pisać tę powieść, gdy czuł wielki smutek. Czy czuł go też teraz? Niezależnie od tego, jaka jest prawda, ja, czytając „Koniec samotności”, ten smutek wykreowałam sobie spomiędzy wersów. I nie wyobrażam jak by to było, gdyby go zabrakło. Nie czyni to książki absolutnie pesymistycznej czy ckliwej.

Skończmy może z samotnością, proszę państwa. Polecam.

„Koniec samotności”, Janusz L. Wiśniewski, Wydawnictwo Wielka Litera

Reklama