ANYWHERE          TV

Kiedy oświetlenie staje się sztuką – w hołdzie Ingo Maurer

.jpg

Kiedy mija naście lat od ukończenia wyższego nauczania to cała zdobyta wiedza staje się już tylko warstwą cienkiej bazy, solidną, ale jednak zakopaną pod powierzchnią doświadczenia zdobywanego latami. Równie mocno stłamszona przez konieczność naginania tego wszystkiego, co wpoiła nam szkoła do panujących realiów. Uważam więc za całkiem niezły sukces, iż pomimo, że lata szkolne mam już dawno za sobą, to z pierwszych zajęć zapamiętałam dokładnie dwa twierdzenia, którymi podzielono się z nami na wykładach z projektowania wnętrz: nigdy nie pracujcie z członkami rodziny lub przyjaciółmi i w designie wszystko zostało już powiedziane.

Za długo by mówić o tym pierwszym, cały osobny wpis mógłby powstać na ten temat. Co do drugiego, to z upływem czasu, kiedy zaczynamy sięgać coraz głębiej po nowe inspiracje, a świat architektury i designu, który nas otacza, staje się równie ważny, co własne ego, to szybko zauważymy, że to co na pozór jest odkrywcze i innowacyjne, najczęściej znajduje odbicie w historii, chociażby w stopniu minimalnym.

Kilka lat temu zagościł trend optujący za używaniem oświetlenia złożonego z gołej żarówki i kabla zamiast czegoś bardziej powiedzmy wyszukanego. Przyjął się on szczególnie dobrze w restauracjach i miejscach publicznych gdzie trendy często kształtuje ekonomia, okrutnie to ujmując.

Jest to trend powiązany z modą na żarówkę żarnikową, do tego jeszcze ledową i łatwością wykonania. Trend pasujący praktycznie do każdego wnętrza, zakorzenił się więc tak mocno, że przeniósł się dość szybko również do mieszkań i nic nie zapowiada jakiegoś drastycznego odwrotu. Do tego jest to oświetlenie kojarzone ze stylem skandynawskim oraz industrialnym, co idealnie wpisuje się w dzisiejszą estetykę mieszkaniowo-gastronomiczną. W designie jednak faktycznie wszystko zostało już powiedziane i przyglądając się żarówkom dyndającym nad barami czy chociaż tymi nad moim własnym stołem w jadalni, nachodzi mnie potrzeba powrotu i szukania korzeni w projekcie Ingo Maurer’a z 1966 roku, kiedy pokazał światu swoje pierwsze “dziecko” jakim była lampa o nazwie Bulb (Żarówka).

Na rogu ulic Greene i Grand w nowojorskim SoHo znajduje się showroom, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Zawsze minimalistyczna wystawa zmienia się co jakiś czas, ale bardzo długo jej jedynym elementem była żarówka z doczepionymi skrzydełkami, jakby ukradzionymi aniołkowi z szopki bożonarodzeniowej. Wewnątrz na ścianie czerwonym neonem wypisane litery Ingo Maurer. Niby zwyczajny salon z oświetleniem, a jednocześnie stojąc tam przed tą wystawą zaczyna do nas docierać świadomość jak cienka jest granica pomiędzy sztuka użytkową a tą muzealną, która długo była uważana za jedyną prawdziwą.

Ingo Maurer urodził się w 1932 roku w Niemczech. Kształcił się w kierunku drukarstwa i grafiki zanim nie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych gdzie pracował jako projektant w Nowym Jorku i San Francisco. Do Europy wrócił w 1963 roku, żeby trzy lata później zaprojektować zainspirowaną pop-artem wyżej wymieniona lampęBulb – ” kamień węgielny” dla swojej światowej kariery trwającej do dnia dzisiejszego. Jeżeli faktycznie, stojąc przed jego salonem oświetlenia w Nowym Jorku, doznamy wrażenia oglądania dzieł sztuki, to nie będzie to wyolbrzymione wrażenie. W 1969 roku lampa Bulb trafiła do stałej kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku (MoMa).

Maurer, którego od dawna fascynowała forma nagiej żarówki i którą nazywał “perfekcyjnym połączeniem przemysłu z poezją”, nie poprzestał na wykorzystaniu tej idei tylko raz. Żarówka jest elementem powtarzającym się regularnie w jego projektach, nawet w tak niecodziennej formie jak hologram tego prostego przedmiotu użyty w lampie “hołdzie” dla Edisona o intrygującej nazwie: Where Are You, Edison? (ang. Gdzie jesteś Edison?)

Obok żarówki ulubionym materiałem Maurera do tworzenia lamp jest papier. Jak sam twierdzi, ponieważ jest “jednocześnie mocny i delikatny, i sprawia, że ludzie wyglądają w świetle rozproszonym przez papier lepiej”. Nie mogę powstrzymać uśmiechu myśląc teraz o tych wszystkich papierowych kulach przywiezionych do naszych domów z Ikei, spłaszczonych w foliowym worku. Chyba każdy na pewnym etapie życia mocował się z naciągnięciem tego papieru na aluminiowy drut, czując się przez chwilę kreatorem własnego oświetlenia. Może ktoś miał okazję sprawdzić czy faktycznie nasz ruszający się przy najmniejszym wietrze sufitowy balon czyni nas piękniejszymi i jeżeli tak, to jest to jego główna zaleta, czyli ciepłe i miękko rozproszone światło.

Długo nie potrafiłam znaleźć słów, aby nazwać, a raczej określić sztukę Maurera. Wdzierała się nieśmiałość i zażenowanie, wszystko wydawało się jednocześnie proste i skomplikowane. Wyręczyła mnie Paola Antonelli, kurator działu Architektury i Designu Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMa): “Maurer projektuje lampy, które często są koncepcyjne, ale jednocześnie zabawne i znakomite.”

To połączenie, które się udaje w designie bardzo rzadko, bo umiejętność zespolenia zabawnego ze znakomitym jest strefą geniuszu. W większości przypadków kiedy do designu wdziera się humor, staje się on infantylny.

Maurer jest wirtuozem światła projektującym nie tylko lampy, ale również oświetlenie. Projektując oświetlenie podąża za swoją często cytowaną zasadą, że “maksymalny efekt oświetlenia powinien być osiągnięty przy minimalnym natężeniu światła.”

Według Jeremiego Myersona, projekt oświetlenia, które Maurer wykonał dla New Tel Aviv Opera House i dla Muzeum Louisiana w Kopenhadze, należy do bardzo odosobnionej kategorii instalacji świetlnych, która działa na dwóch płaszczyznach: obiektu sztuki rządzącego się własnymi prawami  oraz instrumentu, który tworzy iluminację świetlną w otoczeniu.

Najważniejszą w moim odczuciu wiedzę, wykorzystywaną do dziś w projektowaniu przestrzeni publicznych i mieszkaniowych, zawdzięczamy grupie projektantów oświetlenia scenicznego, którzy w Ameryce w latach 40-tych i 50- tych postanowili ogrom swoich doświadczeń zdobytych przy oświetlaniu produkcji teatralnych wyprowadzić poza mury scen i zaadaptować na potrzeby architektury. Posługując się ideologią w odniesieniu do światła, w znaczeniu tego co widzisz, a nie tego, co możesz zmierzyć, przyświeca (dobre słowo) im przesłanie, że to nie miernikom światła powinno się ufać, ale własnym oczom.

Projektując jakiekolwiek wnętrze, bardzo trudno jest stwierdzić co jest najważniejsze, który z elementów odgrywa kluczową rolę. Jak dobrze zagrany koncert, gdzie poszczególne instrumenty grają swoją melodię i scalają się w jeden kompletny utwór, tak wszystkie elementy dobrego designu mają swoje określone zadania i nic nie jest dziełem przypadku. Nie da się jednak uciec od jednej znakomitej prawdy: jeżeli zgaśnie światło to zniknie kolor, forma, struktura. Zniknie misternie utkana całość. Jak powiedział amerykański projektant oświetlenia William Lam: “cały naoczny design jest de facto również designem oświetlenia.” Bez odpowiedniego oświetlenia nawet najlepszy projekt utraci swoją jakość. Jeżeli jednak używam określenia “odpowiednie” oświetlenie to nie w sensie natężenia światła czy użycia fantastycznej lampy, ale pokierowania światłem tak, aby wydobyć z przestrzeni to, co najważniejsze. To sztuka, która polega na wyczuciu cieniutkiej granicy, pomiędzy którą sypialnia pomalowana na czarno, z przygnębiającego lochu staje się wyrafinowaną i przytulną przestrzenią.

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE