Koncerny odzieżowe od jakiegoś czasu starają się wprowadzić w politykę swoich firm działania ekologiczne; obiecują ograniczenie emisji gazów cieplarnianych czy zmniejszenia użycia tworzyw sztucznych. Jak sieciówka kojarzona z fast fashion, wykorzystywaniem taniej siły roboczej oraz zanieczyszczaniem środowiska może sprostać takim obietnicom?
Odpowiedzią na coraz częstszą krytykę i niekorzystny wizerunek w mediach jest teraz wypożyczanie ubrań. Szwedzka sieć sklepów – H&M – wprowadziła testowo abonament na swoje produkty. Ubrań nie trzeba kupować, można je wypożyczać. Za miesięczną lub tygodniową opłatą zyskujemy dostęp do kilkudziesięciu kreacji, co jest przeciwieństwem dotychczasowej filozofii tej i wielu podobnych firm odzieżowych – kup tanio, wyrzuć szybko. Marka COS należącą do H&M podpisała umowę z chińską platformą YCloset, która zajmuje się wypożyczaniem ubrań. Od teraz przez trzy miesiące będą na niej dostępne ciuchy marki COS – na razie tylko na okres próbny, ale dyrektorzy zarządzający marką widzą w tym modelu przyszłość biznesu. Istnieje także opcja wypożyczenia jednej rzeczy zamiast płacenia miesięcznego abonamentu oraz, oczywiście, kupna danego ubrania po okresie wypożyczenia. Nie jest to pierwsze tego typu przedsięwzięcie – taka wypożyczalnia funkcjonuje też we flagowym sklepie stacjonarnym H&M w Sztokholmie, a podobne pomysły realizuje Banana Republic czy Urban Outfitters.
Niezależnie od prawdziwych motywów zmian wprowadzanych przez odzieżowych gigantów, ich skutki z pewnością idą w kierunku promocji świadomości ekologicznej i ograniczania zakupów. O ile będziemy w stanie potraktować wypożyczanie ubrania jako kolektyw, greenwashing ma szansę przerodzić się w realne działania koncernów na rzecz ekologii. Czy jednak jesteśmy w stanie odejść od podejścia pod tytułem „nie będę nosić nie wiadomo po kim, ten ktoś mógł być chory, zaniedbany, spocony” i uniknąć ironicznych komentarzy „ciekawe czy bieliznę też wypożyczają”? Czas pokaże.