Już niedługo zakończymy rok 2019, a razem z nim całą ostatnią dekadę. Wkraczamy w szalone lata 20., które, jak się okazuje, sporo namieszkają w modzie i postrzeganiu własnej cielesności. Już ostatnimi czasy jesteśmy świadkami zmieniającego się podejścia społeczeństwa do mniejszości seksualnych czy narodowych. Moda przyszłości chce iść jednak o krok dalej i podjąć walkę z potworem, którego sama przez długi czas karmiła i podtrzymywała przy życiu – z kultem perfekcyjności. Czy jej się uda?
To, że piękno i perfekcja nie są jedynymi wartymi uwagi obszarami pobudzania kreatywności udowodnił światu Alexander MacQueen już na początku lat 90. To on, domagając się „karetek i zawałów serca” pokazał, że inspiracji można szukać absolutnie wszędzie. Jako jeden z pierwszych projektantów postanowił bawić się więc dziwnością, groteską i skutecznie wykazać, że różnego rodzaju ułomności są piękne ze względu na swą wyjątkowość i charakterystyczność. Prowokacją w słusznej sprawie z pewnością był udział w pokazie modelki z niepełnosprawnością. Aimee Mullins przeszła po wybiegu Givenchy na drewnianych, rzeźbionych, pięknych protezach – przypominających kozaki na obcasie. Wtedy się zaczęło i można powiedzieć, że trwa do dziś, bo proces uwalniania świat ze wszelkich uprzedzeń nadal się nie zakończył. Współcześnie coraz częściej projektanci eksperymentują i stawiają na różnorodność. W 2018 roku Tommy Hilfiger wprowadził na rynek kolekcję dla osób niepełnosprawnych. W kampanii wzięli udział, między innymi, aktywistka Mama Cax, czy zdobywca złotego medalu na Paraolimpiadzie Jeremy Campbell. Z kolei w tym roku do aniołków Victoria’s Secret dołączyła pierwsza, transpłciowa modelka – Valentina Sampaio.
Kolejnym, ważnym etapem zrywania z kultem perfekcyjności, jest edukacja społeczna w zakresie chorób skóry. Idealna, rozświetlona cera, konturowanie i regularne, wyrysowane brwi, to podstawa makijażu, który zyskał miano „instagramowego”. Jednak zapotrzebowanie na niedoskonałość przywędrowało i w te rejony. Dowodem na to jest nie tylko powracanie do naturalności w makijażu, nakaz oznaczania retuszowanych zdjęć i rosnąca popularność hashtagów typu #nomakeup. Artyści, coraz częściej, za pomocą swoich konceptualnych projektów chcą głosić idee tolerancji oraz pokazywać, że kanony piękna, którymi kierowaliśmy się dotychczas, krzywdzą i powodują namnażanie się sztucznych granic międzyludzkich. Peter DeVito, fotograf, pochodzący z Nowego Jorku, poprzez swoje prace przełamuje społeczne tabu. Na fotografiach pokazuje bowiem to, co dotychczas pozostawało odrzucone, zepchnięte na margines. DeVito przez zdjęcia oddaje głos osobom, na co dzień borykającym się z chorobami, niedoskonałościami skóry i wynikającym z nich odrzuceniem.
Na warsztat bierze również wszelkiego rodzaju stereotypy. Młodzi ludzie zmagający się z trądzikiem, bielactwem, znamionami czy bliznami stają przed obiektywem i pokazują się światu bez makijażu, bez retuszu, po to, by zaznaczyć, że tak właśnie wygląda normalność. Bo normalnością należy nazwać przede wszystkim różnorodność. Ponadto, opisy, które towarzyszą portretom, w dosadny sposób pokazują dotychczasowe reakcje społeczeństwa z jakimi musieli się mierzyć. Czy moda także staje się bardziej przychylna osobom cierpiącym na skórne problemy? Wydaje się, że tak, chociaż na pewno dużo w tej kwestii musi się jeszcze nauczyć. Winnie Harlow, modelka chora na bielactwo, już od dobrych kilku lat świetnie radzi sobie w branży. Jednak niedawno dołączyła do niej także Shahad Salman, cierpiąca na tą samą przypadłość. Dużym echem odbiła się ich wspólna sesja okładkowa dla „Vogue Arabia”. Dziewczyny pokazały w niej, że piękno tkwi w różnorodności. Harlow w jednym z wywiadów powiedziała: „w świecie mody dokonuje się wielka zmiana jeśli chodzi o standardy piękna i czuję, że jestem częścią tej zmiany”.
fot.: Peter Devito Instasgram